×

HISTORIA

No i z tą historią w liceum to było tak:

W pierwszej klasie, podstawówkowy prymus Quentin trzymał fason i nie miał z historią żadnych problemów. Wyniki nie były jakieś tam specjalnie oszałamiające, ale tłumaczyłem to tym, że liceum to w końcu liceum, a nie jakaś tam wiejska podstawówka. Historyczka mnie nawet lubiła, bo i po mapy zawsze mnie wysyłała, no i mnie przypadał zaszczyt rozwieszenia ich na stojaku. Na koniec pierwszej klasy strasznie pani Krytyna żałowała, że nie może dać mi oceny dobrej, a jedynie dostateczny plus. „Ale nie martw się Łukasz, w przyszłym roku bedzie lepiej. A teraz idź zanieś mapę z powrotem do kanciapki”.

W przyszłym roku nie było lepiej. Ba, nie było lepiej już do samego końca liceum. Wpadłem w wagarowy rytm (częściej byłem poza szkołą niż w jej szacownych murach – temat na dwieście osobnych notek) to i z nauką zaczęły się problemy. Uczyć mi się nie chciało, na lekcje nie chodziłem, to i nakręcała się spirala strachu. A, że pani Krystyny bali się wszyscy, a Jej lekcje należały do najstraszniejszych, to nic dziwnego, że z powodu mojego całkowitego olewania skończyły się dobre stosunki z historyczką, a po mapy biegał kto inny już. No, ale ja też miałem swoje „zastosowanie” – ile razy akurat byłem na lekcji historii, a pani Krystyna była w złym humorze, to poprawiała go sobie wzywając mnie do tablicy i z uśmiechem na twarzy stawiając oceny niedostateczne. I tak się to kręciło przez trzy lata aż do matury – ja wagarowałem, a największe przeboje miałem z historią i z matematyką. Reszta przedmiotów była spoko, bo i nauczyciele nie robili za dużych problemów. Tylko historyczka i matematyczka prowadziły ze mną otwartą wojnę.

Przyszła klasa czwarta. Matura. Na pisemny i ustny wybrałem sobie właśnie historię, co generalnie z obecnego punktu widzenia było wyjątkowo idiotycznym pomysłem. No, ale wtedy wydawało się to logicznym rozwiązaniem. Z wyborem tym wiązało się wiele przygód:

– Po pierwsze trzeba było chodzić na fakultet historyczny. Znaczy „trzeba było” hehe, jedyne co trzeba było to się na niego zapisać. No obecność też była obowiązkowa, ale… w pierwszym semestrze byłem może ze trzy razy, a w drugim ani razu. Na szczęście fakultet prowadziła inna profesorka więc nie znała mnie jeszcze z „najlepszej” strony. Nie byłem ani razu na fakultetach na których poszerzaliśmy (no inni poszerzali) swoją wiedzę. Poszedłem tylko na maturę próbną. Siedliśmy z kumplem (podobnym wagarowiczem) w jednej ławce i po otrzymaniu tematów już mieliśmy wychodzić, ale kumpel stwierdził, że ma ściągę z jednego z tych tematów. Przepisywał więc ze ściągi, a ja od Niego, zmieniając siłą rzeczy to, co On napisał. On dostał czwórkę, a ja piątkę. Prowadząca fakultet profesorka oddając mi pracę stwierdziła: „Ja cię K rzadko widzę, ale jak już coś napiszesz!” Hehe, „rzadko” 🙂 Efekt był taki, że choć nie byłem na 80% zajęć fakultatywnych, to dostałem z nich ocenę z matury próbnej, czyli piątkę.

– Gorsza sprawa była z oceną na koniec czwartej klasy z historii. Właściwie byłem pewien, że skończę z miernym. Tyle, że na korki do pani Krystyny chodziła moja Ania, z którą wtedy byliśmy razem i Ona powiedziała mi, że dostanę na koniec dostateczny. Nie uwierzyłem oczywiście, bo z moich ocen nijak nie wychodziła taka ocena. No i przyszła lekcja z wystawianiem ocen końcowych.
– Ktoś tam cztery, ktoś tam pięć, K dostateczny.
Chrzaknąłem, co było jak najbardziej nie na miejscu, bo pani Krystyna spytała:
– Nie pasuje ci coś K?
– Nie, wręcz przeciwnie.
– To czemu chrząkasz?
– Bo wydaje mi się, że nie zaśłużyłem na ocenę dostateczną.
Pani Krystyna zamyśliła się i rzecze:
– Wiesz, chyba masz rację. Przyjdź jutro to cię przepytam dodatkowo.
Taaak. No to się wpakowałem. Na szczęście pani Krystyna najwyraźniej uznała mnie za idiotę, bo na drugi dzień zadawała mi tak proste pytania, że nie sposób było na nie nie odpowiedzieć.

– Matura pisemna z historii. Losowanie miejsc nie wypadło dla mnie pomyślnie – siedziałem prawie na samym początku wielkiej sali gimnastycznej. Uzbrojenie w ściągi na nic się zdało. Byłem załamany. Aż tu nagle ktoś puka mnie w ramię. Patrzę, nade mną stoi jakiś nieznajomy Anioł w białej bluzeczce:
– Hej, czy ty piszesz historię? – Zapytał Anioł.
– Tak.
– A nie chciałbyś się zamienić ze mną miejscami? Bo wiesz, tu siedzą moje koleżanki i chciałabym siedziec koło nich.
Zgodziłem się i poszedłem za Aniołem. Anioł szedł, szedł, szedł i… wskazał mi trzecią od końca ławkę tuż przy samej ścianie kończącej salę gimnastyczną. Komisji stamtąd prawie nie było widać. Jupi! Zerżnąłem wszystko (oprócz Anioła :)) ) i dostałem czwórkę.

– Matura ustna. Ostatni dzień matur. 4 czerwca. Miesiąc oczekiwania na najgorszy z moich egzaminów maturalnych. Nie uczyłem się do niego nic, a nic oczywiście, więc siedziałem przed salą zielony ze strachu i dygoczący jak osika. Brrr. Obudziłem się tego dnia koło czwartej rano więc wtedy trochę przejrzałem książki. Postanowiłem nauczyć się o Powstaniu jakimś. Listopadowe albo Styczniowe. Wybrałem to, o którym było mniej materiału (nie pamiętam już które to było 🙂 ) i tak zapełniłem sobie czas drżąc przed wyjazdem do szkoły. No, ale pojechałem, pozieleniałem sobie aż w końcu przyszedł mój czas. Wszedłem, wylosowałem pytania, poczekałem na swoją kolej i zasiadłem przed speckomisją. Na dzień dobry pani Krystyna zapowiedziała: „No K liczymy z panem dyrektorem na twój dobry występ po tym, co pokazałeś na maturze pisemnej”. Bąknąłem coś niewyraźnie, a oni mnie przeprosili i gdzieś wyszli na moment. Z ciekawości looknąłem sobie na leżące przede mną pozostałe pytania, którym podzieliłem się później z czekającymi jeszcze na swoją kolej. Dyrektor i pani Krystyna wrócili, zacząłem odpowiadać (wylosowałem akurat pytanie o Powstaniu, o którym rano czytałem 🙂 ). Wiele nie pamietam z tego odpytywania i tego co działo się potem. Pierwsze co pamiętam, to uczucie bezgranicznej radości po otrzymaniu z egzaminu ustnego oceny dostatecznej. Byłem królem świata 😉

I tak to było z tą historią w liceum. Czas wszystko zmienia. Wtedy przez Krychę straciłem sporo nerwów i zyskałem kilka siwych włosów. A dzisiaj? Piszę o Niej „pani Krystyna”. I tylko siwych włosów mam więcej.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004