×

CZY KTOŚ ZNA…

… tego gościa w okularach na stronie z logowaniem się do poczty Onetu, co to pokazuje na mnie palcem i się głupio śmieje? Prosiłbym o namiary, bo mam ochotę urwać tego palucha pieprzonemu Wujkowi Samowi. Żeby to chociaż jakaś panna na mnie palcem wskazywała, to tak, moja próżność by była połechtana miło, ale facet? No kto wymyślił ten sposób „zachęcania” do założenia sobie skrzynki na Onecie. Tęsknię za moim zepsutym Outlooczkiem chlip chlip.

W ostatnich dniach coś się ze mną stało i regularnie zacząłem śnić. Do tej pory śniło mi się coś raz na sto lat, za to porządnie, a teraz co noc, gdy zasypiam, to budzę się z jakiegoś kolejnego dziwnego snu. Znaczy się nie narzekam, bo lubię moje sny, ale ciekaw jestem co też się stało, że tak ostatnio śnię. Może mi źle na tym szarym świecie i powoli ewoluuję w kierunku wiecznego zaśnięcia? Niby się ostatnio dobrze czuję, a i dołów zwyczajowych o tej porze roku nie mam, a przecież wiadomo, że przed śmiercią się polepsza… Czas pokaże, jak to zwykłem mówić w takich sytuacjach. Jakby nie było, to chciałbym opowiedzieć Wam co też mi się ostatnio śniło. Nie pamiętam bardzo wiele szczegółów, ale główny sens owych snów kołacze mi się we łbie. Jeden ze snów już znacie, a teraz reszta:

– Parę dni temu śniła mi się Holly. Cholernie się na Nią wściekłem w tym śnie i obrzuciłem wyzwiskami. Powód? Ano przeprowadzała ze mną wywiad i od początku czułem, że coś jest nie tak, a wkróce odkryłem powód tego dziwnego uczucia. Otóż Holly napisała tekst wywiadu jeszcze przed rozmową ze mną (niezbyt pozytywną treść z mojego punktu widzenia) i teraz tak prowadziła rozmowę, żeby moje odpowiedzi nakierować na te, które już miała przygotowane. No i ja się wściekłem, rzuciłem krzesłem o ścianę i zacząłem biedną Holly wyzywać.

– Dzień później śniła mi się Fajowiutka (jak to blogi wpływają na życie senne 🙂 ), a konkretnie rozmowa Fajowiutką na Tlenie. Cały sen to było okienko Tlenu i przesuwająca się w nim rozmowa. Nie pamiętam o czym gadaliśmy.

– Noc między pierwszym, a drugim dniem Świąt, znów zdominował sen gigant. Śniło mi się, że zorganizowane zostało kolejne spotkanie grupowe Bocznicy. Mieliśmy wynajęte trzy domki w górach. Frekwencja miała być duża, ale okazało się, że przyjechałem tylko ja i Robson ze swoją Karoliną. Siedzieliśmy w jednym z domków i czekaliśmy na resztę, ale ta nie nadchodziła. Z nudów ubrałem się i zszedłem na dół do miasta. Nie wiem co tam robiłem, ale wracając natknąłem się na pewien problem: aby dotrzeć z powrotem do domków, trzeba było wskoczyć na taki metrowej wysokości murek. Nie sądziłem, że będą z tym jakieś kłopoty więc z rozpędu podskoczyłem i… nie udało mi się na niego wdrapać. Kolejne próby też nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Zrezygnowałem i usiadłem po drugiej stronie na niższym murku wśród kilku siedzących tam ludzi. Siedziałem tak sobie i odpoczywałem, a tu nagle przed nami zaczęła maszerować jakaś parada. Typowa taka amerykańska z byle jakiego powodu. Panny z pomponami, orkiestry szkolne, przebierańcy etc. Co jakiś czas wśród paradujących pojawiały się lektyki z gwiazdami Hollywoodu w środku. Pamiętam Vina Diesela, że nieśli. No, a po paradzie zaczęły maszerować jakieś wojska. Ich korowód zdawał się nie mieć końca. Szli, szli, a ja się zorientowałem, że jestem w trailerze jakiejś nowej azjatyckiej wojennej produkcji. Ostatnim kadrem jaki pamiętam z tego snu było pięć różnej długości patyków powbijanych w ziemię. Patyki były na końcach zaostrzone, a na każdy wbita była jedna gałka oczna. No, a w tle widać było krwistoczerwony ogień.

– No, a dzisiejszego snu nie pamiętam za dokładnie. Za mało czasu poświęciłem na jego utrwalenie chyba. Pamiętam tylko o co biegało, ale nie pamiętam konkretów. Wiem, że głównym wątkiem snu było to, że żona mojego ciotecznego brata otrzymała pocztą jakieś zdjęcia, z których wynikało, że zdradza mojego brata z jakimś innym facetem. Wiem też, że to ja w jakiś sposób zawaliłem sprawę i to przeze mnie brat zobaczył te zdjęcia, wściekł się i wywalił żonę z domu. A ona biedna w płacz i że to fotomontaż jest i nigdy z nikim go nie zdradziła. No, a potem nie wiem czemu, ale aby to udowodnić, musiała dotrzeć w jakieś miejsce na Antarktydzie. Pamiętam jak przedzierała się przez śnieżną zamieć, jak pokonywała śnieżne labirynty aż w końcu zamarzła i zamieniła się w szkielet, który na części rozsypał silny podmuch wiatru.

Nie mogę się doczekać dzisiejszej nocy 🙂

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004