No myślałem, że dzisiaj umrę. Dzień co prawda jeszcze się nie skończył (ba, dopiero jest w połowie) ale myślę, że gorzej już dziś nie będzie. Wszystko za sprawą… hmm, właściwie to nie wiem za czego sprawą. Wszystko wskazuje na żurek ugotowany przez Cruellę, ale nie mam żadnych dowodów, ani też nie złapałem Cruelli za rękę w trakcie dosypywania do żurku jakiejś trującej mikstury. Jedno jest pewne – przytrułem się nie na żarty i były chwile, gdy myślałem, że umrę. Teraz już jest dobrze, ale około godziny 11:00 byłem po drugiej stronie. A tam wszyscy skaczą, śpiewają, tańczą (w końcu dzisiaj mają święto) i ja taki biedny, zbolały i nieszczęśliwy. Choć byłem nad morzem to wspólnego języka z nimi nie mogłem znaleźć.
Przez to wszystko ominęło mnie coroczne buszowanie po grobach. Jeśli organizm pozwoli to wybiorę się wieczorem zobaczyć jak się dymi, ale póki co zostałem w domu i dogorywam. Znaczy się połowa rytuału mnie tylko ominęła, bo do Zawiercia na groby się wybrałem, czego zresztą żałowałem już w trakcie, bo podczas rutynowej wizytacji babci dopadło mnie apogeum wywracania żołądka na lewą stronę. Dodatkowo było tam tak gorąco, że na przekór deathclockowi wykitowałbym już dzisiaj tonąc w spazmach i falach potu. Brrr. Ech, nawet wspominanie o tym mnie boli. Jeden był tylko pozytyw tego całego zamieszania – waliły mnie absolutnie, dociekliwe pytania dawno nie widzianej ciotki. „A pannę to jakąś masz?”, „Nie? A co się stało z tą fajną dziewczyną co z nią byłeś na ślubie A?”, „Za daleko mieszkała co?”, „No szkoda, bo ona naprawdę była fajna”. Tak jakbym kypba nie wiedział, że była fajna! No, ale wtedy się nie denerwowałem, bo każdy gwałtowniejszy ruch powodował katusze.
Było minęło. Następne pogaduszki z ciotką za rok (o ile dożyję). A teraz mam zamiar obejrzeć jakiś film. Notkę tą wrzucę później, bo teraz mam wyłączoną sieć – zawsze wyłączam, gdy chcę coś oglądać, choć po ostatniej reinstalce to i tak mija się z celem. No, ale to za długa historia, a Wy takich nie lubicie 🙂
Podziel się tym artykułem: