„Wyląduj no proszę mój smoku kochany
Tam, gdzie świeci kula, bo mam swoje plany”
Tak Tadek zagadął do smoka wielkiego
Licząc, że wysłucha tamten słowa jego.
Teri zadziwiona siedząc cicho z boku
Wzięła go za rękę „Nie rób tego kroku!
Kto wie co Cię spotkać może tam przy kuli”
Tadek sie nad Teri powolutku skulił
I szepnął do ucha pocieszenia słowa,
By się nie martwiła niewiasta morowa.
„Przez te dni ostatnie tylem ja zobaczył,
Że bać się już nigdy nie bedę już raczył.
Uciekłem ja z Litwy przed sforą wampirów,
Spotkałem Obcego, a wśród wodnych wirów,
Także i rekina co po ludzku gadał –
W sam raz się do cyrku taki byłby nadał…
Cóż mi się przydarzyć może przy tej kuli?
Nie wygląda groźniej od hrabi Draculi.
Wręcz przyjaźnie świeci i drogę rozbłyska
Nie sadzę bym zginął lądując tam z bliska.
Ty, jeśli się boisz leć dalej ze smokiem
I go nie zostawiaj ani jednym krokiem,
Bo zwierz to poczciwy i Ciebie ochroni.”
I złożył całusa gdzieś na Teri skroni.
Smok tymczasem szybko do celu się zbliżał
I w kierunku kuli lot swój wziął obniżał.
Zlądował na wodzie, przy małym pomoście
Drapiąc się po drodze po swędzącej kroście.
Zszedł Tadek na molo, smokowi pomachał
I poszedl do kuli – chwili się nie wahał.
Odchodząc uslyszał jeszcze slowa Teri,
A w nich pożegnania cichy odgłos szczery.
Lecz gdy się obejrzał smoka juz nie było
I jakoś się smutniej Tadziowi zrobilo.
Ruszył wtem przed siebie w kuli to kierunku
Odganiając z duszy ostatki frasunku.
Tuż przed złotą kulą stał magazyn wielki
Poszedł tam Tadeusz poprawiając szelki.
Liczył, że tam spotka jakiegoś człowieka,
Który mu wyjaśni, na co kula czeka.
Wszedł przez ciężkie wrota i spojrzał do środka.
Pierwsze co zobaczył – Buscemi’ego mordka.
Na podłodze leżał w krwi wielkiej kałuży
Tim Roth z pistoletem, bardzo, bardzo dużym.
Trzecia tam osobą był Keitel – pan Biały
Chodził w te i we w te jakby ogłupiały.
Pomyślał Tadeusz „A cóż to za scena?”
Nim minęła chwilka, dostał od Madsena.
Zemdlał był na chwilę, a gdy się obudził
Madsen go krępował, czym się bardzo trudził.
Otworzył swe oczy, lecz nie mógł się ruszyć
Męstwo Tadeusza zaczęło się kruszyć.
Bo z tego co słyszał było z nim tu krucho
Madsen bowiem zachciał, by mu odciąć ucho.
Już stał przed nim z nożem i tańczył w amoku,
Gdy drzwi się otwarły, stanął w nich w rozkroku
Samuel L. Jackson, z Sharon i Dustinem
Wszyscy zaś robili bardzo groźną minę.
Siedem osób w hali z wyjątkiem Tadzika
Wyjęło giwery krzycząc przy tym dziko.
I w jednej sekundzie padło kilka strzałów,
A potem się cicho zrobiło pomału.
Z całej strzelaniny Sharon tylko żyła –
Reszta się na amen teraz zastrzeliła.
Podeszła do Tadzia i go odwiązała,
A gdy był już wolny za rękę złapała.
Wyszli z magazynu, skrącili do kuli,
A będac na zewnątrz wiatr rześki poczuli.
Spojrzala mu Sharon prosto w jego oczy
I rzekła te słowa: „Mężczyzno uroczy
Mamy jedną szansę, by to wziąć zapomnieć.
Czy się chcesz przyłączyć teraz, tutaj do mnie?”
Pokiwał Tadeusz nie mowiąc ni slowa,
Czuł tylko, jak boli go cholernie głowa.
„Mamy taką siłę” – kobieta zaczęła
„By zapomnieć o tym” – mówiąc palce gięła.
„To, co się zdarzyło nie wspomnieć już więcej
Wystarczy się tylko chwycić tu za ręce.”
Złapali swe dłonie, skupili bez mała,
A ta złota kula wkrótce odleciała…
Właśnie dwukonną bryką wjechał młody panek
I obiegłszy dziedziniec zawrócił przed ganek.
Rześki był nad wyraz, bo spał calą drogę
„Woźnica mnie wiezie, więc się przespać mogę”
Tak myślał i zasnął, by czas się nie dłużył
Widać było teraz, że sen mu posłużył.
Coś mu się i śniło, ale nie pamiętał,
Nie myślał więc o tym. Snow pamięć jest kręta.
Raz się sen zapomni, raz pamięta dobrze,
Ten był zapomniany. To i lepiej może.
We dworze pusto: bo drzwi od ganku zamknięto
Zaszczepkami i kołkiem zaszczepki przytknięto.
Podróżny do folwarku nie biegł sług zapytać
Odemknął, wbiegł do domu, pragnąc go powitać:
Dawno domu nie widział, bo w dalekim miescie
Kończył nauki, końca doczekał nareszcie…
Podziel się tym artykułem: