×

PO MECZU

Wczoraj nie miałem siły pisać na powyższy temat, a dzisiaj nie mogłem znaleźć w sobie koncentracji troszkę się bojąc reakcji gwiazdy regionalnej Trójki na moją analizę reklamy, od której to reakcji w sumie zależała moja uczelniana przyszłość – niby to wciąż pierwszy termin był, ale mimo wszystko. Teraz już jestem mądrzejszy o pozytywny autograf w indeksie (BTW jak ktoś łapie Telewizję Katowice to może sobie popodziwiać ww. gwiazdę czytającą z kartki w Koncercie Życzeń) a i obejrzałem w tiviku gadające głowy opowiadające o wczorajszym meczu więc mogę podzielić się wreszcie i swoimi refleksjami.

Wiele tych refleksji nie będzie, bo chyba nie ma mądrego, który by ogarnął to wszystko rozumem 🙂 Co mecz to kolejne oblicze naszej reprezentacji zarówno pod względem personalnym jak i stylu gry. Żeby nie było – bardzo, ale to bardzo się cieszę z wyniku i wczoraj się napodnosiłem rąk aż cztery razy w geście triumfu. Dodatkowo znów się przekonałem jak to pięknie brzmi, gdy sprawozdawca krzyczy „GOOOOL!”, a okrzyk ten towarzyszy wbijaniu gwoździa w trumnę przeciwnika. Mimo to nie mogę się opędzić od refleksji, że wszystkim tym rządzi jeden wielki przypadek, a nie umiejętności trenera i jego myśl taktyczna. I znów żeby nie było – do Janasa mam szacunek, a i to że jest dobrym trenerem udowodnił już parę lat temu trenując Legię – no, ale jakoś nie trafiają mi wciąż do przekonania jego zagrywki z reprezentacją, pomimo tego, że jakby nie patrzeć ma wyniki. Zdania w każdym bądź razie nie zmieniam – trenerem naszej reprezentacji jest Przypadek. Najprostszy przykład potwierdzający tą teorię: mamy powołanych na mecz X piłkarzy najlepszych w kraju. Kilku z nich doznaje kontuzji, a w ich miejsce powołani zostają zawodnicy, którzy choć wcześniej nie mieścili się w szerokiej kadrze na mecz to wybiegają w pierwszej jedenastce. Na logikę – najpierw do składu powinni aspirować ci, którzy byli powołani od początku jako zmiennicy pierwszej jedenastki. A tak to wychodzi na to, że powołując pierwszą szeroką kadrę na mecz, trener nie wziął wszystkich najlepszych, bo przecież kilku z nich zostało dokoptowanych później, a co więcej wysłanych do boju od pierwszych minut. Gdzie tu sens, gdzie tu logika? I o ile Zając swoją postawą pokazał, że lepiej z logiką nie zadzierać, to Kałużny wręcz przeciwnie. Nie będę ściemniał, nie wierzyłem w odkurzenie go dla reprezentacji. Bardzo go lubię i uważałem, że jest dobry jeszcze gdy grał w Zagłębiu Lubin, ale wydawało mi się, że jego czas już minął. Szkoda tylko, że w klubie grzeje ławę, a to chyba najbardziej pokazuje jak nasza piłka jest słaba.

Jerzy Dudek nareszcie pokazał, ze potrafi bronić. Szkoda, że wychodzi mu to jeden mecz na trzydzieści, bo gdyby regularnie tak grał jak wczoraj to o miejsce w czołowych klubach mógłby być spokojny. A tak to trochę za późno się zebrał do roboty i niestety może być tak, że wraz z siedzeniem na ławie forma mu spadnie, a w przyszłym roku nie będzie z niego za dużego pożytku. W każdym bądź razie wczoraj zagrał najlepszy mecz w swojej reprezentacyjnej karierze. Co do Rasiaka to dajmy już chłopakowi spokój może, leżącego się nie kopie. Dzięki Bogu Franek pokazał na co go stać. Każdy kto oglądał widział co i jak. Chciałem tylko napisać o jednej sprawie. Wczoraj trochę marudziłem, że przy pierwszym strzale w sytuacji na 3:1 dał ciała i strzelił wyjątkowo kijowo. Mocno, ale kijowo. No, ale dziś zauważyłem coś, co rzuca na to wszystko optymistyczne światło. Mianowicie pierwszy strzał oddał prawą, a drugi lewą nogą. Ciekawe czy Rasiak by tak potrafił…

Skład jest, nie ma co narzekać. Na Walię powinno wystarczyć. Znaleźć zmiennika dla Rząsy, który nigdy mnie nie przekona jako obrońca, zamienić Zająca na Kosowskiego, Rasiaka na Frankowskiego i nie powinno być kłopotów w środę. Nawet przy założeniu, że Janas i tak coś głupiego na jedną czy na dwie pozycje wymyśli. Czarno widzę Rasiaka na ławce – już słyszę w głowie Janasa: „Walijczycy grają angielski futbol, są wysocy i silni fizycznie”. Nawet gdyby Grzegorz znów biegał po trawie, to wczoraj nasi udowodnili, że potrafią grać w dziesiątkę (Zająca i Rasiaka nie liczę dodając do nas Manningera, który zdecydowanie wolał Polskę od Austrii 🙂 ). A trzeba pamiętać, że jeszcze Radomskiego sędzia wyrzucił czyniąc z niego czarnego bohatera podobnie jak Radomską w „M jak miłość” :))

I tylko jednego szkoda – Anglia miesiąc temu była do ogrania jak nic, a gdybyśmy wygrali to Polska miałaby teraz dziewięć punktów, byłaby na pierwszym miejscu w tabeli, a Anglia i Austria zajmujące miejsce drugie miałyby… pięć punktów straty do nas.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004