Godzina 16:00 to nie jest najlepszy czas na pisanie bloga – nie ma nastroju do przemyśleń. Nieważne nawet czy ma się jakieś przemyślenia i nieważna jest ich jakość – fakt pozostaje faktem: gdy za oknem jest widno, wtedy jakoś człowiek mniej skłonny jest do zwierzeń i do dzielenia się ze światem wnętrzem swojego umysłu (niezależnie od tego ile tego umysłu posiada). Dlaczego o tym piszę? Nie wiem 🙂 Przecież nikt mi nie każe pisać teraz, ani w ogóle. Co to za blog, który pisany jest na siłę. No, ale paradoksalnie mam ochotę coś nastukać żeby nie było próżni. Mógłbym napisać parę recenzji, ale wolałbym jednak jakąś konkretną (bądź mniej) notkę. Jest tylko jeden poważny problem, który zasygnalizował mi wczoraj gambit, z którym to rozmowami mam zamiar Was tutaj zamęczać niezależnie od tego czy chcecie czy nie [tu zostawiam miejsce na gromkie CHCEEEMY! CHCEEEMY! :)]. Otóż, gdy narzekałem wczoraj w nocy na to, że zamiast pisać bloga co też miałem w zamiarze, to gadam z Nim, On zapytał: „A masz o czym pisać?”. Cholera. Nie lubię Go za tą Jego przenikliwość. I za to, że zaimki osobowe trzeba pisać z dużej litery! 🙂 Niby oficjalnie wszystkie konwenanse mam za nic, ale mimo wszystko jakoś nie przychodzi mi z łatwością ten brak szacunku, na który wiem, że gambit (teraz z małej, bo sam się chłopak tak podpisuje) i tak się nie obrazi. Wręcz przeciwnie – w ogóle mi nie przychodzi i gdy już napiszę jakiś nieszczęśliwy zaimek z literki małej, zaraz cofam kursor żeby to poprawić. Czasem (bardzo często) żałuję, że tej dokładności i perfekcjonizmu brakuje mi w stosunku do rzeczy ważnych. Nie żebym uważał, że gambit jest nieważny, ale takie duperele jak mała/wielka litera mają niewielki wpływ na moje życie. Tymczasem, gdy przychodzi co do czego i przede mną jakiś poważniejszy test mający realny wpływ na przyszłość, wtedy gdzieś znika to moje umiłowanie do dokładności i do tego żeby wszystko było pozapinane na ostatni guzik. Też tak macie, czy tylko ja? Potrafię godzinami ślęczeć aktualizując spisy moich filmów (a mam ich sporo, a nawet więcej niż sporo; filmów, a nie spisów 🙂 ) dodając do nich wszelkie, niepotrzebne nikomu informacje, a gdy na przykład muszę napisać coś na uczelnię czy coś w tym stylu, wtedy robię to na odwal się i w ostatniej chwili… Uciążliwe to jest, nie powiem żeby nie. Zdecydowanie bym wolał zeby szala przechyliła się w jedną bądź w drugą stronę zamiast tkwić tak w bezruchu na krawędzi pomiędzy jednym, a drugim: albo perfekcjonista w każdym calu, albo zwyczajny leń patentowany. Zresztą chyba jednak przede wszystkim jestem leniem, bo najgorzej mi się zabrać do czegokolwiek. Jak już ruszę zwłoki i zaczynam coś robić (niezależnie od tego co to jest, choć bardziej działa w przypadku duperel jednak) to nawet, nawet udaje mi się to albo skończyć, albo przynajmniej nie zostawiać w połowie. Kłopot w tym, że potrafię się zbierać miesiącami…
No, ale nie o tym miała to być notka 😉 Tak to już jest, że wraz z zaczęciem pisania do głowy przychodzą mi różne rzeczy i w efekcie potencjalnego czytelnika prędzej zniechęca dany tekst zanim jeszcze dotrze do sedna sugerowanego przez tytuł. No, ale jak inaczej zahartować się w boju niż poprzez samą walkę? Słabi odpadną, a silni, którzy dotrwają do końca mogą sobie pogratulować samozaparcia i silnej woli oraz mogą mieć świadomość, że ich podziwiam i mam dla nich Uścisk Dłoni Prezesa (C) 🙂 Inna sprawa, ze to zwykła kokieteria z mojej strony – wszak jak na prawdziwego megalomana przystało, wiem, że jestem fajny, a co za tym idzie i moje notki są fajne 🙂 Hehe. Tak. I jeszcze jestem skromny 🙂 No, ale dość pierdół, przejdźmy do konkretów, a mianowice do sprawy o jakiej chciałem dzisiaj napisać, a mianowicie o samych blogach.
Pamiętam, że gdy pierwszy raz usłyszałem o czymś takim jak blog, to byłem pierwszy w kolejce drwiących z tych nowoczesnych „wynalazków”. Ironią losu (i dowodem na to, że nigdy niczego nie należy oceniać tylko i wyłącznie z wyglądu) jak pokazała przyszłość jest to, że teraz sam takiego bloga prowadzę i nie powiem, cały czas myślę nad tym co by pisać w nim żeby było ciekawie. Dziwna sprawa z tymi blogami, naprawdę. No, bo nie przeczę, że się wciągnąłem (a właściwie to wciągnął mnie addy, proponując Bocznicy udział w takim blogowym przedsięwzięciu) i podoba mi się ten sposób przekazywania własnych myśli. Pierwszy raz w moim pięcioletnim „internetowaniu” mam taki swój własny, prywatny kawałek cyberprzestrzeni, niezależny od nikogo i od niczego. To całkiem fajna metoda kształtowania własnej, prywatnej rzeczywistości. Możliwości jest wiele, mogę tu być kim chce i jaki chcę, ale prawda jest taka, że cały czas jestem sobą. No może tylko trochę mniej (no dobra, dużo mniej) przeklinam niż w rzeczywistości, ale to rzecz, którą akurat kontroluję i nie mam kłopotu z utrzymaniem języka na wodzy. Chyba, że mnie ktoś zdenerwuje… 🙂
Nie mam żadnych autorytetów w dziedzinie pisania blogów i nie oglądam się na nikogo tworząc to swoje pseudofilozofowanie. Nie znaczy to, że nie przeglądam sobie co też inni mają do powiedzenia w swoich blogach. Fajne zajęcie, bo podnosi na duchu. Tak, tak. Kiedy człowiek klika w dziesiątą z rzędu bzdurę wtedy czuje, że może tak naprawdę nie marnuje czasu i że mam coś ważniejszego do przekazania całemu światu. A że cały świat tu nie zagląda to już jego strata 🙂 Tak czy owak bardzo trudno jest trafić na ciekawego bloga. Gazeta chwali się, że ma już coś koło siedmiu tysięcy blogów do zaoferowania, ale ułamek tych ciekawych jak sądzę jest niewielki. Jedyna zaleta jaką widzę w tym wszystkim jest taka, że może uda się w ten sposób uratować trochę lasów – szkoda kartek papieru na te wszystkie bzdury, które wypisują blogujący, oj szkoda. Nie powiem, kusi mnie czasem żeby pozostawić swój ślad po sobie wraz z namiarami na mojego bloga na każdym blogu na którego zaglądam, ale jakoś tak przyzwoitość mi nie pozwala (dziwna sprawa, nie wiedziałem, że mam w sobie przyzwoitość 🙂 ) robić czegoś takiego. Zresztą pusty śmiech mnie ogarnia, gdy zaglądając na kolejne blogi widzę komentarze tych samych osób. Komentarze niezależne od tego jaki by żałosny to nie był blog – „spoko blogasek. wpadnij do mnie”. Hehe. Chyba prawdą jest to co powiedział gambit (niedobrze, chłopak zaczyna wychodzić na mój autorytet, a przecież ja Go nawet nie lubię ;)) ), że wartościowi ludzie nie mają czasu na pisanie blogów. Oczywiście od każdej reguły jest odstępstwo czego dowodzi fakt, że przez trzy miesiące blogowania i skakania po blogach, dorobiłem się w zakładkach może z dziesięciu. Nie mówię, że reszta to byle co, ale w 90% pewnie tak jest 🙂 Ja w każdym bądź razie nie zamierzam przestawać, choć boję się, że nie mam o czym pisać, bo w moim życiu niepokojąco niewiele się dzieje i tak się zastanawiam czy nie lepiej za pośrednictwem bloga wysyłać w świat moją prozę. Hehe. Kłopot w tym, że też nie mam żadnej nowej 🙂 No, ale zobaczymy jak to będzie.
Trochę o czym innym chciałem pisać, ale już wystarczająco kilobajtów napłodziłem jak na jedną notkę więc na tym poprzestanę.
Podziel się tym artykułem: