×

Detektyw [True Detective]

W oczekiwaniu na ogłoszenie nominacji do Oscarów skrobnijmy dwa słowa o ww. „Detektywie”, czyli podobno najgorętszej premierze tej zimy. Być może, ale nie dla mnie, bo ja standardowo na przełomie roku przeżywam serialowy przesyt i po oglądaniu prawie ciurkiem wszystkiego jak leci od września, teraz nie oglądam już prawie nic. Wyjątek na razie zrobiłem dla „Sherlocka” (jeszcze nie skończyłem s3, więc mnie tu nie zagadywać) i dla powyższego.

Jest dobrze. Można powiedzieć, że „Detektyw” idzie po najmniejszej linii najmniejszego oporu wybierając temat, który siłą rzeczy jest ciekawy i trudno go spieprzyć (choć niektórym się udaje). Dwóch zupełnie różnych detektywów (z grubsza: wesołek i mruk) rozpoczyna śledztwo w sprawie tajemniczego morderstwa, które prawdopodobnie wiąże się z jakimiś praktykami okultystycznymi. W rolach głównych Matthew McConaughey (który do „Dallas Buyers Club” schudł tak bardzo, że nie mogąc pewnie w żadnym innym filmie grać do czasu przybrania na wadze zdecydował się na serial; inaczej ciężko byłoby go wyłowić po ostatnim paśmie sukcesów) i Woody Harrelson. Po tych krótkich dwóch zdaniach każdy byłby zachęcony do seansu.

Że linia oporu jest najmniejsza to nic złego. Przekonaliśmy się przecież niedawno, że najlepsze są najprostsze i najbardziej klasyczne (ograne) historie. Trzeci sezon The Killing udowodnił, że można ekscytująco po raz kolejny opowiedzieć to samo. Bez kombinowania, stawania na uszach i fabularnych wolt. Bierzesz ciekawą historię i po prostu konsekwentnie ją rozwijasz. Kamerą i orkiestrą malujesz odpowiedni klimat i, voila, masz hit.

„Detektyw” podąża tą samą ścieżką. Nic dziwnego, jego twórca i scenarzysta ma na swoim koncie dwa odcinki „The Killing” właśnie. Gęsta atmosfera, makabryczne morderstwo, dwóch charakterystycznych bohaterów – różnica właściwie jest tylko jedna. O ile Seattle z „The Killing” tonęło w strugach nieustannego deszczu, to Luizjana z „Detektywa” tonie w słońcu. Póki co noc omijana jest w zasadzie szerokim łukiem, co dodatkowo pozwala docenić klimat tajemnicy o wiele przecież łatwiejszej do zbudowania w deszczu i ciemności. Jak łatwo spieprzyć thriller osadzony w redneckowskich lokacjach można zobaczyć np. w Texas Killing Fields.

Plusem pilotowego odcinka jest bez wątpienia także to, że mamy w nim przynajmniej dwie tajemnice do rozwikłania. Fabuła rozpięta w ramach czasowych oddzielonych od siebie o jakieś 20 lat przynosi nam ze sobą starą sprawę morderstwa oraz jej rewizję wiele lat później. Po tym zresztą poznać dobrze zawiązaną fabułę: po godzinie odcinka nie wiemy, kto zamordował, kto morduje znów, nie wiemy, dlaczego morduje i nie wiemy, dlaczego nasi bohaterowie nie kontaktowali się ze sobą od lat.

Właściwie nic nie wiemy, ale spokojnie, wszystkiego się dowiemy i na pewno warto będzie to śledzić. „Detektyw” nie jest mistrzostwem świata (zresztą żaden serial nie był mistrzostwem świata po pilocie), ale rzeczywiście konkurencji aktualnie żadnej nie ma. I śmiało można powiedzieć, że to bardzo udany projekt, który prędko nie zniknie z ekranów. Dodatkowo można mieć nadzieję na wyeliminowanie z niego zapełniaczy i przeciągaczy, bo kolejne sezony, jeśli powstaną, mają opowiadać o innej sprawie i innych detektywach. Wiele więc wskazuje na to, że końcówka s1 nie będzie tak rozczarowująca jak koniec s1 „The Killing”.

PS. No i w międzyczasie rozdali nominacje do Oscarów. 

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004