×

Looper – Pętla czasu [Looper]

Mamy rok 2044. Po świecie drogimi samochodami i latającymi motorami rozbija się zupełnie nowa kasta hitmanów – tytułowi Looperzy. Looperzy zajmują się czarną robotą zlecaną im przez mocodawców z przyszłości. Tak, z przyszłości. Ekspresem wysyłani są wstecz ci, których należy zlikwidować, bo w 2074 jest to za bardzo skomplikowane. A w każdym bądź razie bardziej skomplikowane niż wybudowanie machiny czasu. Looper załatwia sprawę i pozbywa się dowodów. Wydawałoby się, że wszystko jest idealne, aż tu pewnego miesiąca coraz więcej looperów wysłanych zostaje na emeryturę…

Widziałem dużo dobrego o „Looperze” tu i tam, ale nie wczytywałem się dokładnie, bo tak należy w przypadku filmów o podróżach w czasie. Widziałem jednak, że to „nowa Incepcja” ma być, a nawet „nowy Matrix”, co mnie dziwiło, bo zwiastun na to nie wskazywał. Posiadając tak szczątkowe informacje w zasadzie nie miałem więc żadnych wielkich oczekiwań, ale byłem gotowy na miłe zaskoczenie. Miłe zaskoczenie, które nie miało miejsca.

W każdym filmie o podróżach w czasie konieczne jest, jak to się mówi, zawieszenie niewiary, tak? Nie należy myśleć za dużo, bo wpadnie się w pętlę, z której wypaść nie sposób. Tak samo jak nie sposób sensownie rozkminiać czegoś, co nie istnieje. Można sobie gdybać, ale powiedzieć „to bez sensu” ze 100% pewnością nie można, dopóki kumpel nie przeniesie się w czasie i opowie jak mu było. Dlatego takie filmy warto przyjąć takimi, jakie są i nie zwracać uwagi na szczegóły. Z „Looperem” to samo, ale jest problem. Bo to nie szczegóły typu „trzepot skrzydeł motyla w Nowym Jorku ma wpływ na tornado w Chinach” są jego problemem uniemożliwiającym zawieszenie niewiary. Jego problemem jest to, że sam punkt wyjścia tego filmu jest bzdurny, a instytucja loopera niepotrzebna. I jeśli nawet wysilić się i uwierzyć, że w przyszłości trudno pozbyć się ciała, bo coś tam, a machinę czasu przyjąć za po prostu istniejącą i już – to i tak nie wystarczy. Pytań „po co?” i „dlaczego?” jest multum, a finalny efekt działania loopera nie przynosi rozwiązania podstawowego problemu – ofiary są wysyłane w czasie, bo coś najwyraźniej przeskrobały. Ich likwidacja nic nie zmienia (nie wdaję się w szczegóły, bo i tak balansuję na granicy spoilera; pewnie rozwiniemy temat w komentarzach). Poza tym po co ich od razu zabijać? Równie dobrze można zbudować im superwięzienie i tam ich trzymać, by przy okazji jakiejś wpadki nie odpowiadać za morderstwo. Itd. itp.

No ale to tylko punkt wyjścia, bo nie o szczegółową historię zawodu w tym filmie chodzi, a o historię jednego konkretnego loopera, który podróżując w czasie chce coś zmienić. Na szczęście, bo tu już jest lepiej. I dzięki temu da się „Loopera” oglądać z całkiem sporą przyjemnością. Jako kino sensacyjne, a nie nową „Incepcję” itd., bo to bzdura. „Looper” przypomina raczej produkcje typu Freejack itp. sensacyjne sci-fi z lat 80.-90. i sprowadza się do starego jak samo kino wątku „(nie) zabili go i uciekł”.

Jako sensacja „Looper” się broni, bo już jako sci-fi nie bardzo. Pomijając dziury, no niech będzie – wątpliwości fabuły, wydaje mi się, że zdecydowanie za mało dowiadujemy się tu o świecie przyszłości, a z tego, czego nie wiemy można by kilka innych filmów nakręcić. A to nie wystarczy, żeby aspirować do miana choćby półklasyka, który przetrwa wieki. Tło historii jest ubogie i można się jedynie domyślać szczegółów ze strzępków informacji. Tak naprawdę nie wiadomo po co gangsterzy się tak ceregielą skoro nie widać nawet, żeby na karku siedziała im jakakolwiek policja czy inna władza. Świat przyszłości to _chyba_ wolna amerykanka, skoro byle kierowca autobusu może cię zastrzelić shotgunem. Co się stało, że ludzkość dotarła do takiego punktu? Nie wiadomo. Problemem przyszłości jest to, że trudno pozbyć się ciała, a reszta jest milczeniem.

Nie dajcie się więc zwieść, to żaden ożywczy powiew dla kina sci-fi. To film sensacyjny, w którym nie tylko trzeba uwierzyć w podróże w czasie, ale i zaakceptować inne, niespoilerowo rzecz ujmując – anomalie, bez których fabuły by nie było. Za dużo tu zbiegów okoliczności, które pchają historię do przodu, a nieliniowa narracja tylko sprawia złudzenie czegoś bardziej skomplikowanego niż łubudu. Wyłączając mózg ogląda się to przyjemnie, bo zrealizowane zostało z klasą dobrego kina klasy (klasą klasy ;P) B, a i aktorsko daje radę. Szczególnie taki jeden dzieciak, ale i Joseph Gordon-Levitt, za którym osobiście nie przepadam. To pewnie przez charakteryzację, dzięki której go „nie poznałem”. Choć wydaje mi się, że powinien wyrosnąć raczej na Gregory’ego Pecka czy George’a Clooneya niż na Bruce’a Willisa. 7/10

(1447)

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004