Zarzuciliśmy wczoraj z Joasią na późną noc te dwa filmy, które nie tak dawno temu razem wylądowały na ekranach kinowych, a wylądowaniu temu towarzyszyło pojawienie się dwóch niemal identycznie wyglądających trailerów tych filmów. Dzisiaj przez ten nocny seans jestem zupełnie niewyspany, w klawisze nie trafiam, ale mam nadzieję, że moje całkowite dzisiejsze odmóżdżenie wystarczy, żeby parę słów o tych filmach napisać. Filmów, do obejrzenia których też odmóżdżenie było wskazane. Choć mam świadomość, że łatwiej odmóżdżonemu obejrzeć film niż reckę napisać.
Wybuchowa para [Knight and Day]
Blondwłosa bohaterka filmu, która w bagażu podręcznym wozi gaźniki na lotnisku spotyka sympatycznego mężczyznę z nieodłącznym uśmiechem znajdującym się na jego twarzy. Razem trafiają na pokład tego samego lotu i to staje się początkiem szalonych przygód naszej bohaterki. Zaczyna się od tego, że sympatyczny facet ląduje samolotem na środku pola, a kilku smutno wyglądających facetów chce go zabić. Wkrótce ci sami faceci mają coś do blondyny.
Pan i pani Killer [Killers]
Blondwłosa (chyba, nie pamiętam już – dziura w mózgu jak Rocky 5) bohaterka filmu świeżo po rozstaniu się z chłopakiem wyjeżdża razem z rodzicami na wakacje do Francji. Tam poznaje sympatycznego mężczyznę, który też dużo się uśmiecha i nawiązuje się między nimi nić sympatii. Nasza bohaterka nie wie, że sympatyczny facet zajmuje się zabijaniem na zlecenie. Nie wszystko jednak jest takie złe, jakby mogło być. Okazuje się, że killer ma już dość swojego fachu i postanawia się ustatkować. Jak postanawia – tak robi. Wkrótce powrót do Stanów, ślub, praca w firmie budowlanej… Mijają trzy lata.
Jak więc widać nie tylko zwiastuny były podobne. Obydwa filmy opierają się na tym samym pomyśle wybuchowego faceta, który spotyka słodką blondynkę nieświadomą tego, czym zajmuje się obiekt jej westchnień. A potem to już trzeba przez pół filmu uciekać przed kulami wystrzelonymi w tempie ekspresowym, wszak z karabinów maszynowych przeważnie.
Jest jednak jedna podstawowa rzecz, która różni obydwa filmy – jeden jest fajny, a drugi fajny nie jest. Jeśli więc macie czas tylko na jeden z tych dwóch filmów to obejrzyjcie <werble> „Wybuchową parę” </werble>. Drugi z filmów też możecie obejrzeć i nie będzie to jakaś wielka strata czasu, ale matematyki nie oszukasz – skoro są dwa filmy opowiadające o tym samym, a jeden jest lepszy od drugiego… I obsadę też ma lepszą. Jeśli więc chodzi o oceny, to duet Cruise/Diaz otrzymuje mocne 7/10, a Kutcher/Heigl 5/10.
A czemuż to jeden z nich jest lepszy od drugiego. Ano dlatego, że zdecydowanie więcej się w nim dzieje, jest w nim więcej akcji, widoczki europejskie są o wiele przyjemniejsze dla oka. Z rzeczy lepszych w filmie drugim jest chyba tylko Katherine Heigl, która wygląda o niebo lepiej od Cameron Diaz, której niektóre ujęcia nie służą. W kwestii obsady męskiej nie mam większych zastrzeżeń, bo i Cruise’a i Kutchera lubię na tyle, żeby nie psioczyć, że „łojezu, znowu film z nim!”. Mógłby tylko ktoś podpowiedzieć Cruise’owi, żeby aż tyle się nie śmiał, bo mu się zmarszczki porobią, a ten szeroki uśmiech często przypomina uśmiech Jokera. No chyba, że to od botoksu tak mu już zostało i nie miał jak się nie uśmiechać.
Problem z „Pan i pani Killer” jest jeden, ale za to podstawowy. Początek ma naprawdę fajny. Postaci są sympatyczne, Nicea ładnie się odbija w niebieskim morzu, dialogi skrzą delikatnym dowcipem i naprawdę zapowiada się niezły letni odmóżdżacz. A potem wracają do Stanów, mijają trzy lata i robi się naprawdę przerażająco nudno. A to boli po drugiej w nocy, niestety. Zanim się człowiek doczeka na jakąś akcję, to trzeba przeżyć spory kawał filmu, w którym naprawdę nie dzieje się nic (jedyny moment, w którym coś się dzieje to strzelanie do rzutek…) i nie ma się z czego pośmiać. A jak już się coś zaczyna dziać, to zaraz jest koniec i aż się chce zapytać: to już koniec? tak po prostu?
„Wybuchowa para”, jak widać po ocenie, też filmem idealnym nie jest, ale zapewnia wszystko, czego można by się spodziewać po letnim blockbusterze. Z minusów mamy np. standardowo to, że większość ciekawych scen była w trailerach. O wiele za bardzo też „widać było” blueboksa, no i przydałoby się zatrudnić kogoś do napisania bardziej jajcarskich dialogów. No ale to film z gatunku tych, które stawiają na akcję, a nie na gadanie, więc co się czepiać nie ma. Szczególnie że wyszło to naprawdę sympatycznie. No i, takie moje prywatne zdziwko, pierwszy raz Paul Dano mi na nerwy nie działał.
(1090)
Podziel się tym artykułem: