Całkiem pozytywnie zapowiada się letni sezon serialowy (BTW w ogóle nie ogarniam tego podziału na normalny sezon i sezon letni; czemu jedne seriale trafiają tu, a inne tam, które są niby gorsze, a które lepsze – mam wrażenie, że ramówka jesienna to nobilitacja, a letnia to zapchajdziura, a przecież często te drugie są ciekawsze; znaczy ktoś decyzyjny gustu nie ma?). Parę dni temu pojawił się świetnie zapowiadający się Mr. Robot (nie pisałem jeszcze o nim, bo z braku czasu i melodii do tego nie skończyłem jeszcze pilota) (a co tam, jeszcze jeden nawias), a teraz wcale nie mniej ciekawy, choć bardziej sztampowy, The Whispers. Jego pierwszy odcinek zrobił na mnie pozytywne wrażenie.
Przystępując do seansu nie wiedziałem o nim absolutnie nic. Tym bardziej zdziwiło mnie w napisach nazwisko jego producenta – Stevena Spielberga. I nie wiem (znów), jak duży wpływ na fabułę serialu ma Spielberg, ale nie trzeba się specjalnie wysilać, żeby znaleźć w nim nawiązania do jego filmów i jego ulubione motywy. Szczególnie te, które mogliśmy oglądać w Duchu [Poltergeist] i Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia. Niezwykłe odkrycie na pustyni, przypominające upiorne drzewo coś, psychodeliczna zabawka, czy dziecko przyciągane do zła przez tężę zabawkę. „Jak u Stevena Spielberga” chciałoby się powiedzieć. I jak w horrorowym hicie tego roku Coś za mną chodzi.
To właśnie uczucie deja vu względem Coś za mną chodzi towarzyszy pierwszym minutom serialu, w którym kilkuletnia dziewczynka podejmuje dyskusję z niewidzialnym przyjacielem. Choć nie widać go ani nie słychać, nie sposób pozbyć się wrażenia, że Coś cały czas krąży wokół bohaterów serialu, co daje fajny efekt napięcia, bo jak wiadomo zawsze straszniejsze jest to, czego nie widać. A że na dodatek z tego Cosia prawdziwy skurczybyk, który małe dzieci zwraca przeciwko dorosłym i każe ich mordować, tym lepiej dla serialu.
W ogóle w Hollywood (upraszczając) lubią eksploatować tematy, które w danej chwili uznają za modne. Wygląda więc na to, że nie tylko czeka nas w najbliższym czasie wysyp serialowych horrorów, ale i przekraczanie granicy, której do tej pory starano się nie przekraczać. Dzieci mordujących rodziców nie jest łatwo znaleźć w mainstreamie, a tu nagle The Whispers na małym ekranie, Cooties na dużym. Coś się zmienia. Może na chwilę tylko, ale przynajmniej jest coś w miarę nowego. I na tym zyskuje The Whispers, przy czym koniecznie trzeba zaznaczyć, że jako przeznaczony dla widza powyżej 14 roku życia serial z ogólnodostępnej stacji ABC, trudno spodziewać się po nie wiadomo czego. I należy wziąć poprawkę na mocno brzmiące w poprzednich zdaniach „horror” i „dzieci mordujące rodziców”. Mimo tego udało się, przynajmniej w pilocie, stworzyć niepokojący klimat napięcia i tajemnicy. Dorzucasz do tego parę „creepy kidów” i ciekawa pozycja gotowa.
Równolegle z wątkiem dzieci rozgrywany jest w The Whispers jeszcze jeden wątek rodem z serialu science-fiction. I tutaj już mam mieszane uczucia, bo jednak kameralne mordercze dzieciaki bardziej przypadły mi do gustu niż tajemnicze znalezisko na Saharze pachnące międzynarodowo-galaktycznym spiskiem. No ale zobaczymy, jak się jedno z drugim powiąże. Na razie pilot zapewnił 40 minut dobrej telewizyjnej rozrywki z naprawdę fajnym klimatem i kilkoma twistami fabuły, które dały bardzo dobry punkt wyjścia do ciągu dalszego.
Podziel się tym artykułem: