Panie i Panowie, kino sensacyjne wróciło do Filipin!
„Mokra robota” to film, który zdążył już zebrać sporo pochwał na innych festiwalach – stąd to kolejny mój świadomy repertuarowy wybór. Niestety, troszeczkę mnie zawiódł, bo spodziewałem się więcej akcji, czego zapowiedzią była już choćby początkowa sekwencja zakończona soczystym headshotem. A i opisy filmu nie stroniące od „dynamicznego montażu” i „pulsującej muzyki” zaostrzały apetyt.
Nie no, to wszystko tu jest, ale „Mokra robota” to nie jest sensacyjne kino akcji, a sensacyjny thriller na myśl przywodzący mi „Infernal Affairs„. Porównanie jak najbardziej zacne, ale jednak pierwowzór „Infiltracji„ dużo lepszy.
Narzekam, a przecież OTJ to niezły film (7/10) oparty na prawdziwych wydarzeniach. Oto więźniowie wykorzystywani są do tytułowej mokrej roboty. Jeden z nich, wkrótce mający przejść na emeryturę (czyt. wychodzący wkrótce z więzienia) przekazuje wszystko co umie swojemu młodemu padawanowi. Wszyscy liczą, że ten godnie go zastąpi, co – i to największa dla mnie wada tego filmu – od początku wydaje się być dziwne, bo widać wyraźnie, że młody się do tego nie nadaje.
Fabuła zatacza o najwyższe polityczne kręgi i stąd do wielkiej afery niedaleko. Kto wyjdzie z tej matni żywy? Można rzucić okiem (także dla w pełni satysfakcjonującego finału), choć na pewno widzieliście lepsze thrillery sensacyjne.
PS. Szkoda, że nie obsadzili po azjatyckiej znajomości Chow Yun Fata w roli wkrótce emerytowanego hitmana. Wymarzona rola dla niego.
(1614)
Podziel się tym artykułem: