×

Homeland, 2×01

Miało być całe „Serialowo”, ale nie będzie.

Można by powiedzieć, że wpisuję się w hipsterską modę, ale to tylko złudzenie, bo – jak to się teraz mówi – oglądałem „Homeland” zanim to stało się modne wraz z nagrodą EMMY. I w związku z tym mogę się bezkarnie zachwycać serialem, bez podejrzeń o to, że płynę z prądem.

A dokładniej biorąc – mógłbym się bezkarnie zachwycać, gdybym był zachwycony. Zachwycony nie jestem (bunkrów też nie ma), ale i tak jest dobrze.

Nie wiedzieć czemu utknąłem w pierwszym sezonie przy 9. odcinku i dalej nie ruszyłem. Gdy wyemitowali odcinki 10 i 11 doszedłem do wniosku, ze nadrobię całość, gdy powróci sezon drugi. S2 powrócił, więc dotrzymałem słowa danego sobie i jednego wieczora nadrobiłem zaległości. Był to przyjemny wieczór, a raczej późna noc i wczesny poranek – „zajebiste” godziny do oglądania. A z drugiej strony dobrze weryfikujące jakość, bo gdy jakości nie ma, przychodzi kima. W przypadku „Homeland” kima nie grozi.

Zdecydowanie jest to jeden z najlepszych (a pewnie i najlepszy) seriali zeszłego sezonu. Od początku do końca utrzymany w równym tempie i z konsekwentnie prowadzoną fabułą pełną twistów i zwrotów akcji (wiem, to jest to samo). Bardzo często przypominający „24”, choć cierpiący na brak Jacka Bauera – nie da się ukryć. Claire, nigdy nie będziesz Kefirem! No ale ostatecznie Claire Kefirem być nie musi, bo „Homeland” nad sensację stawia political fiction.

Drugi sezon zaczął się zacnie, choć trochę nie rozumiem Rudego, że jakoś tak mniej jest nastawiony do Sprawy niż w sezonie pierwszym. Chcą go usympatycznić czy jak? Wolałbym, żeby rozkazy od islamskiego mocodawcy odbierał z większym entuzjazmem, bo i serial będzie ciekawszy, gdy Rudy nie będzie w ogóle kochał Ameryki, Amerykanów i reszty Niewiernych. Czego dowodem scena z „nie rzucaj Koranem” he he.

Gdyby się ktoś bardzo chciał czepiać to też by się coś znalazło. Bo – raz – „masz kod, idź otwórz sejf” to zbyt daleko idące uproszczenie (co się będziemy martwić jak zdobyć kod, po prostu go mamy i już). No i – dwa – lekko śmiechowe było jak Rudy wyskoczył z kajecikiem do kartki pełnej cyfr. Fotkę by pstryknął komórą zamiast się pieprzyć z przepisywaniem. EDIT: dyskusja o komórce w komentarzach, a dodam tylko, że niezależnie od tego czy by ją zostawił na recepcji czy nie, sposobów na sfocenie tej kartki było milion pińcet innych. Powinien się lepiej przygotować ;P KONIEC EDITA

Ale ja się nie chce czepiać, bo to bardzo fajny serial. Więc, jakby co, to się nie czepiałem :) 

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004