×

Wdówki futbolowe

Korzystając z nieograniczonych kontaktów i niesamowitych wpływów wszedłem w posiadanie książki, której w swojej kolekcji nie ma nawet sam Michał Zachodny! „Wdówki futbolowe” Karoliny Macios trafią na rynek wydawniczy dopiero w kwietniu i wtedy będziecie mogli zapoznać się z nimi i Wy.

No dobra, nie mam żadnych kontaktów i wpływów. Książkę podrzuciła mi moja znajoma dziennikarka, prywatnie moja TŻ-tka, widząc na okładce piłkę do nogi. Od razu pomyślała o mnie, że chętnie bym ją przeczytał. No bo przecież książka z piłką do nogi na okładce to na pewno musi być lektura dla mnie. „Wdówki…” rzeczywiście pojawią się w sklepach w kwietniu, a ja, skoro miałem je już w łapach, zapoznałem się z egzemplarzem próbnym, bo rzeczywiście – piłka do nogi mnie zaciekawiła. Swoją drogą nie wiem o co chodzi z tym nagminnym niedopompowywaniem piłek przy byle okazji. Najpierw mieli (a może i cały czas mają) taką niedopompowaną na czołówce sportu w TVN-ie, a teraz dokładnie taka sama jest na okładce ww. książki. A nad nią kobieca noga w szpilce od Louboutina jak mniemam – poznałem po czerwonej podeszwą 😉 No i o ile do szpilki nic nie mam, to piłka zapowiada braki w piłkarskiej merytoryce książki.

W kwestii piłki nożnej jestem stuprocentowym seksistą. Uważam, że baby nie powinny się za piłkę brać, ani tym bardziej pisać o niej książek. Akceptuję istnienie wyjątków od reguły, ale reguła jest taka, że baba i piłka nożna do siebie nie pasują. Po prostu. I już nawet nie chodzi o to, że nigdy nie zakumają co to jest spalony, bo z tym to sam się czasem często gubię. Chodzi o coś innego. Chcecie wiedzieć o co, to weźcie kiedyś na mecz babę, która piłką się nie interesuje, ale – z przyczyn niewiadomych – chce nam zrobić przyjemność i zachowywać się na trybunie (niezależnie czy to mecz reprezentacji czy A-klasa) stosownie do okoliczności, w jakich się znalazła. Emocjonuje się akcjami, krzyczy w kierunku boiska i skanduje, a tobie biedaku robi się głupio, bo z każdym okrzykiem sławiącym „naszych chłopców” widać, że nie ma pojęcia w czym rzecz.

Macie więc już pogląd na to, z jakim nastawieniem zasiadłem do lektury. Niestety – zawiodłem się. Autorka, jak przeczytałem na okładce książki, do niedawna o piłce nie miała pojęcia. No i nadal nie ma, ale cały dowcip w tym, ze ta cała futbolowa otoczka to prosty sposób na to, żeby książkę sprzedać korzystając ze zbliżającego się Euro. Bo w całej książce o piłce nożnej jest niewiele. A jeśli jest to liga gra w trakcie mundialu, mecze Euro czy mundialu rozgrywane są tylko rano albo późno w nocy, Euro 2012 rozgrywane jest w Chorzowie, a w Radomiu na stacji kolejowej śpią pijani kibice i walają się puste butelki po piwie. Ale co tam w Radomiu! Kibice leżą wzdłuż torów w całej Polsce. Bo kibic w książce Macios to pijak, który bez wyjątku na widok meczu w telewizji (Węgry kontra Estonia np.) dostaje tygodniowej erekcji połączonej z wyparowaniem mózgu przez uszy.

Ale najgorsze są zagrywki. Jak rany. Przeszło Wam kiedyś przez gardło: „Kochanie, spójrz, jaka wspaniała zagrywka”? Z siatkówką się biedulce pomyliło. Kilka razy. Bo piłkarze we „Wdówkach…” co rusz pokazują jakieś wspaniałe zagrywki.

Czepiam się i trochę wyolbrzymiam, bo jak już powiedziałem, wbrew okładce nie jest to książka o piłce nożnej. Jest to typowa książka dla kobiet, w której alter ego bohaterki opowiada fragment swojego życia z mężem, który dla piłki nożnej w telewizji zrobi wszystko (autorka też wyolbrzymia, ale nie jestem pewien czy robi to świadomie). Jest to jednak tylko zasygnalizowane co dwudziestą stronę, żeby pasowało pod Euro-theme, ale tak naprawdę on mógłby robić cokolwiek innego i temu się poświęcać i niczego by to w tezie książki nie zmieniło. Że faceci nie mają mózgu i w ogóle są rasą zdecydowanie gorszą. Tak, to typowa książka dla kobiet.

Jestem pewien, że czytające ją kobiety będą co drugie zdanie przytakiwać i ze smutnym uśmieszkiem stwierdzać, że tak! mój facet robi dokładnie tak samo! I spoko, każdy sposób na dowartościowanie się jest dobry. Mnie to nie przeszkadza, ani tym bardziej nie oburza. Zastanawia mnie natomiast co innego. Przez 250 stron czytałem bowiem, że facet kobiet nie rozumie i zawsze myśli inaczej niż kobieta by tego chciała. Autorka pomstuje, że dogadać się z mężem nie może, bo ten całymi dniami ogląda mecze (choćby chciał to nie da rady 24/7 meczów w telewizji oglądać, choć zakładam tak uważając, że powtórek oglądać by mu się nie chciało, tylko futbol na żywo) i o bożym świecie nie myśli. I tak przez całą książkę. Ani słowa natomiast nie znalazłem o próbie zrozumienia męża. Choćby i zwieńczonej niepowodzeniem. Nie. Tu teza jest prosta – facet to niereformowalny prostak. I już. Trochę to hipokryzją pachnie i jakoś trudno mi tej biednej bohaterce współczuć, że domaga się czegoś, czego sama nie próbuje nawet dać.

Żeńskie czytelniczki będą zadowolone, nie mam wątpliwości. Dla męskiej populacji pożeraczy książek nie ma tu zbyt wiele ciekawych rzeczy (choć takie moje stwierdzenie pewnie jednoznacznie potwierdza tezę autorki 🙂 ). A jeszcze mniej znajdzie tu ktoś, kto do książki zostanie zwabiony hasłem „piłka nożna”. Znajdzie tu całą masę stereotypów, z którymi nikt nie dyskutuje, bo przecież potwierdzają myśl przewodnią książki.

Ale. Całość jest fajnie napisana, dowcipna i dobrze się ją czyta 😉 Tylko dlatego bez problemu ją przeczytałem i bez znużenia dotarłem do końca. Co nie zmienia faktu, że takie rzeczy to my już dawno z chłopakami pisali. I, o dziwo, o ile w zalinkowanym tekście (EDIT: pupa, zapomniałem, że serwer, na którym to leży zdechł; zalinkowałem więc z Q-Bloga, ale w takiej formie to nie da się po ludzku przeczytać KONIEC EDITA) myśleliśmy raczej, że patrzymy na kobiecy punkt widzenia przez bardzo krzywe zwierciadło, to „Wdówki…” każą mi stwierdzić, że to wcale nie było krzywe zwierciadło 😉

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004