To nieprzyzwoite, żeby tak regularnie dzień w dzień tu jakaś notka byłą! Kto to widział?! Zrobiłbym coś pożytecznego, a nie notki pisał! Na bloga!
Dlatego też nie będzie tu dzisiaj żadnej notki….;P
Już z tydzień żadnego filmu nie widziałem. Koniecznie się trzeba na „Avatara” ustawić, to przynajmniej będzie o czym pisać. A tak to jakoś natchnienia do oglądania nie mam. Zresztą Święta się zbliżają i jest co robić. Prezenty kupić i inne pierdoły – same się nie kupią. A i niepotrzebnie się w „Survivora” znowu wciągnąłem i w ekspresowym tempie siódmy sezon obejrzałem. Fajny. Jonny Fairplay rządzi. W końcu zobaczyłem na własne oczy, o co chodzi z Fairplayem, bo na razie miałem tylko jakieś przebłyski informacji w Fans Vs. Favourites. Tak czy siak warto było oglądnąć siódmy sezon i przekonać się do sezonów poniżej dziewiątego. Twist z Outcastami niezły, choć widzę, że się nie przyjął. Natomiast wspomniany Jonny wymaga koniecznego wklejenia filmiku:
Trochę szkoda, że jego dalsza „kariera” nie potoczyła się chyba za ciekawie, a on sam poniewierany był po jakichś rozdaniach nagród realityshowowych lądując maską na scenie, wybijając sobie zęba i rozkwaszając nochal. No ale nie wnikałem w jego życiorys aż tak – kto wie, może wcale nie jest tak źle jak to się z jutubowych filmików rysuje.
A co do „Survivora” to dzisiaj w nocy wielki finał XIX sezonu i mój ukochany „Reunion”. Reunion show to chyba najlepsza rzecz, jaką wymyśliła telewizja. Każdy oglądam z bananem na pysku, szczególnie że jakoś finałowe odcinki sezonów mnie męczą. Mało ludzi, dużo zapychaczy, jeszcze więcej gadania i to chodzenie od pochodni do pochodni, które zawsze przewijam, byle szybciej dotrwać do Reuniona.
Co jeszcze…? Na bollywood.pl ogłosili konkurs na bolly świąteczną kartkę. Właśnie zrobiłem jedną w pięć minut. Tak na próbę:
Może i wezmę udział w konkursie to wtedy coś lepszego się wymyśli. Jak na pięć minut roboty to takie może być. A skoro o Bollywood to byłem ostatnio w Kongresowej na przedstawieniu „The Merchants of Bollywood”. Niezłe, choć pod koniec przynudnawe. No ale śpiewali skoczne piosenki, które znam i lubię, więc nie cierpiałem. No ale mniejsza o przedstawienie. Ciekawsza była Sala Kongresowa. Ciekawsza w sensie negatywnym. Pierwszy raz tam byłem. Myślałem do tej pory, że to jakiś wypas, cud miód, chwie co jeszcze. A tu się okazało, że to kurdupel jakiś. No dobra, widownia niezła i okazała, ale scena? Maluch taki jak w OSiRze w Zawierciu. Zawiodłem się.
Podziel się tym artykułem:
