×
Kruk. Szepty słychać po zmroku (2018), reż. Maciej Pieprzyca.

Kruk. Szepty słychać po zmroku. Recenzja pilota

W towarzystwie mniejszego marketingowego szumu w porównaniu do poprzedniego Belfra wjechał wczoraj do Canal+ nowy, oryginalny serial ich produkcji. Jako że owa telewizja była tak miła, że wyemitowała pilota w paśmie otwartym (teraz również za friko można go obejrzeć na vod.pl), to rzuciłem na niego okiem. Po przeciętnym pierwszym sezonie Belfra i drugim, z którym przygodę zakończyłem po pilocie, nie miałem większej ochoty na kolejne siłowanie się C+ z formatem serialu. Przed seansem nie widziałem nawet pilota. Czy pilot sprawił, że coś się w tej materii zmieniło? Recenzja pilotowego odcinka serialu Kruk. Szepty słychać po zmroku.

O czym jest serial Kruk. Szepty słychać po zmroku

Ważna informacja na początek – w przeciwieństwie do większości recenzentów, którzy już się wypowiedzieli na temat serialu, widziałem tylko jeden odcinek; a oni dwa. Adam Kruk (Michał Żurawski) to glina, którego życie to pasmo bólu i stresu. Żona Kruka spodziewa się dziecka, a on sam cierpi zarówno fizycznie (bóle kręgosłupa), jak i psychicznie (coś go dręczy). W związku z powyższym codzienność Kruka to koktajle z leków przeciwbólowych i psychotropów. Jakby stresów było mu mało, Kruk otrzymuje od przełożonego nowe zadanie. Ma wyjechać na Podlasie i pomóc miejscowej policji w śledztwie przeciwko przemytnikom papierosów. Krukowi się to nie podoba i nie zamierza nigdzie jechać, ale z drugiej strony wyjazd do Białegostoku byłby szansą na to, by rozliczyć się z bolesną przeszłością. Kruk to wychowanek białostockiego domu dziecka, któremu w dzieciństwie przydarzyło się tam coś traumatycznego. Bolesnym przypomnieniem dawnych wydarzeń jest wizyta kolegi z bidula: Sławka (Cezary Łukaszewicz), który wręcz siłą zmusza Adama, żeby ruszył dupę i jechał na Podlasie. W końcu coś sobie kiedyś obiecali i najwyższy czas dotrzymać słowa. Ku niezadowoleniu żony, Kruk postanawia jechać na północ. Na miejscu z wizyty obcego gliny nie cieszą się lokalni policjanci. Komendant (jedyny w Polsce aktor pochodzący z Białegostoku: Andrzej Zaborski) zleca swojemu najlepszemu człowiekowi Kaponowowi (Mariusz Jakus), żeby miał na Kruka oko. Co w przypadku Kaponowa, przy okazji szefa miejscowego ONR-u, może oznaczać dużo więcej niż o wszystkim zgłaszaj do mnie.

Recenzja pilota serialu Kruk. Szepty słychać po zmroku

Kruk to kolejna typowa produkcja Canal+. Po serialach Krew z krwi i Belfer wiadomo już, że najwięcej zła dzieje się na polskiej prowincji (wszystko, co nie jest Warszawą) i tam mieszka największe zło wcielone w Polsce. Tym gorsze, że wszyscy się znają, wszyscy ze sobą trzymają i wszyscy nawzajem kryją sobie dupę. Taka Polska jest szara, smutna, odrapana, a specjaliści od wynajdowania lokacji mają za zadanie wynalezienia najbardziej obskurnych budynków pozbawionych okien oraz mieszkań pamiętających czasy Stanisława Wokulskiego. Ewentualnie super hiper nowoczesnych mieszkań lokalnego establiszmentu. Nic pomiędzy. Kruk. Szepty słychać po zmroku wpisuje się w ten canalplusowy trend ponurej i ubabranej w przestępstwie prowincji. Choć realizacyjnie bliżej mu TVP2 niż kanału premium. Ja mam wystarczającą tolerancję na tego typu migawki, ale np. Asiek się zirytowała, że jej pokazują jakieś brudne krajobrazy i czas zajmują, który powinien zostać przeznaczony na fabułę, a nie na budowanie backgroundu, które nawet umiejętne, tylko krok dzieli od nudy.

Fabularnie też jest sztampowo. Detektyw z problemami wraca na stare śmieci, do miejsca gdzie wszyscy są podejrzani. Aby to jakoś zamaskować, twórcy znowu postawili na formę i prowadzą swoją opowieść dwutorowo z przeplatającymi się wydarzeniami z przeszłości i teraźniejszości. Wiadomo np. z Detektywa, że dzięki temu można sprawić, że tajemnic jest dwa razy więcej niż w normalnym prowadzeniu fabuły i w serialu Kruk. Szepty słychać po zmroku też tak jest. Oczywiście z zachowaniem proporcji, bo afera pedofilska tak oczywiście wisi w powietrzu, że pozostaje mieć nadzieję, że to tylko zasłona dymna i część całości. Reżyser Maciej Pieprzyca i scenarzysta Jakub Korolczuk (niezłe After.Life to jedyny film w jego dorobku i trzeba przyznać, że jest dość konsekwentny w swoich fabułach, o czym za momencik) postawili też na odważną zagrywkę fabularną, której odkrycie ma być grubym twistem w kolejnych odcinkach. To nie spoilery tylko przypuszczenia graniczące z pewnością, więc nie dziamgolić. Problem więc z tym twistem jest taki, że został on podany na ogromnym talerzu i odkryłem go dosłownie po paru sekundach. Mam dowody w postaci tweeta napisanego w trakcie sceny w łazience :P.

  A skoro przeglądnięcie internetów przynosi więcej podobnych wniosków, to nie ulega większej wątpliwości następujący fakt: ten twist jest oczywisty. Pytanie tylko czy będą z nim czekać do finału (źle), czy odkryją karty już zaraz (oby; oby dla serialu). Co do Sławka żadnych wątpliwości bowiem nie ma, upewniłem się o tym jeszcze dziś rano:  

Paradoksalnie najlepszym, co znajdziecie w pilocie serialu Kruk. Szepty słychać po zmroku (po niezłej i nieopatrzonej obsadzie) jest scena początkowa, która fajnie wprowadza w serial. Gdyby jeszcze została nakręcona na jednym ujęciu, to byłby jeszcze większy sztos. A skąd paradoks tej sytuacji? Ano stąd, że zwykle piloty seriali powinny się kończyć tak mocną i godną zapamiętania sceną. Tu jest na odwrót, co jeszcze bardziej uwypukla kiepski koniec odcinka, po którym średnio chce się oglądać ciąg dalszy. Szczególnie że serial kreując ponurą prowincję nie unika pierdół psujących poważny odbiór serialu. Główny bohater zajeżdża np. pod fabrykę w środku lasu, gdzie dookoła nie widać niczego więcej. W tym momencie następuje seria półhumorystycznych scen, w których bohater stara się zapamiętać adres tej lokacji. No rzeczywiście, mógłby tu już potem nie trafić, a na Google Maps pewnie nie ma.

Trzeba też na koniec wspomnieć o największej bolączce pilota serialu Kruk. Szepty słychać po zmroku: dźwięku. Podobnie jak większość polskich produkcji (pomijając reklamy, w reklamach dźwięk jest zawsze tip top) także i tutaj nie słychać wyraźnie połowy dialogów. A bohaterowie się tym nie przejmują i bywa, że wygłaszają swoje monologi dziamgoląc bułkę. No naprawdę, mamy XXi wiek, ludzie!

Finalnie Kruk. Szepty słychać po zmroku zainteresował mnie bardziej od Belfra. Problem w tym, że Belfer w ogóle mnie nie zainteresował.

Podziel się tym artykułem:

2 komentarze

  1. „zleca swojemu najlepszemu człowiekowi Kaponowi (Mariusz Jakus), żeby miał na Kruka oko. Co w przypadku Kaponowa, przy okazji szefa miejscowego ONR-u, może oznaczać dużo więcej niż o wszystkim zgłaszaj do mnie.”

    To on się nazywa Kapon czy Kaponow? Jak w celowniku Kaponowi to w mianowniku Kapon, jak w mianowniku Kaponow, to w celowniku Kaponowowi.

  2. Kaponow, Kaponow. Masz rację itd. :).

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004