O Hardcore Henry doprawdy nie ma się co rozpisywać, bo wszystko, co potrzebne znajdziecie w zwiastunie. To klasyczny przykład filmu, który spodoba się, jeśli spodobał się trailer i vice versa: nie podejdzie, jeśli i trailer nie podszedł. A skoro o Hardcore Henry nie ma co pisać, to pewnie napiszę ze trzy akapity. Recenzja filmu Hardcore Henry.
Reżyseria: Ilya Naishuller
Scenariusz: Ilya Naishuller, Will Stewart
Obsada: Sharlto Copley, Danila Kozlovsky, Haley Bennett, Tim Roth, Andrei Dementiev, 13 osób grających Henry’ego
Zdjęcia: Pasha Kapinos, Vsevolod Kaptur, Fedor Lyass
Muzyka: Darya Charusha
Kraj produkcji: Rosja/USA
Krótki rys historyczny
W przypadku Hardcore Henry warto na chwilę wrócić do jego korzeni, bo to fajny kejs w temacie: jak zrobić film, jakiego jeszcze nie było? (albo w ogóle: jak zrobić film?). Wydawać by się mogło, że wszystko już było, ale jednak nie – przynajmniej w kinie, bo oceniając Hardcore Henry pod kątem gry wideo, to nie jest on niczym nowym. A taki trop oceny wcale nie jest bezsensowny – wręcz przeciwnie, w końcu to właśnie w grach, skąd swój pomysł i inspirację wziął Hardcore Henry, tryb FPP (first-person perspective bądź jak kto woli perspektywa pierwszej osoby) dla wszystkich graczy jest codziennością. Co jednak jest codziennością, jeśli mowa o jednym medium, w medium drugim codziennością już nie jest. A jeśli chodzi o kino jest raczej rzadkością, żeby wspomnieć jedynie fragment FPP ekranizacji kultowej gry Doom, który jako jedyny przychodzi mi do głowy. No i found footage, ale to zupełnie inna bajka… Tak czy siak, nie dziwi fakt, że eksperymentalny pomysł na przedstawienie jakiejś historii, w drodze na duży ekran najpierw znalazł swoje zastosowanie w teledyskach. I tak dochodzimy do nazwiska reżysera Hardcore Henry – Ilyi Naishullera, muzyka i reżysera, który dla swojej kapeli Bitting Elbows wyreżyserował w FPP dwa klipy – The Stampede oraz Bad Motherfucker, które z miejsca podbiły Internet i zyskały rzesze fanów. Na tyle, że chyba mało kto wiedział, że to klasyczny teledysk i zwracał uwagę na muzykę – główne wrażenie robiło pomysłowe wideo, które w końcu dzięki mecenatowi Timura Bekmambetova, w pewnej mierze także dzięki akcji crowdfundingowej (ćwierć miliona z ostatecznego budżetu 7,2 miliona dolarów), zmieniło się w pełnometrażowy film, który od niedawna możemy oglądać w kinach.
O czym jest Hardcore Henry
Hehe. Dajmy spokój złotemu papierkowi, którym można by owinąć Hardcore Henry i udawać, że jest w nim jakaś fabuła. Szczątkowa, owszem, jest, ale na tyle nieinwazyjna, żeby nie przeszkadzać w tym, co w Hardcore Henry najważniejsze. Oto tytułowy Henry, który budzi się nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kiedy i nie wiadomo, w jakim towarzystwie. To ładna pani doktor, która montuje na Henrym ramię i nogę, których wyraźnie mu brakowało. Henry już wie, że jest w pewnym sensie Robocopem XXI wieku (czy jak kto woli Terminatorem, bądź po prostu cyborgiem), tylko nie może nic powiedzieć, bo nie ma głosu. W przeciwieństwie do pani doktor, która udziela mu wszystkich niezbędnych informacji – w tym takiej, że jest jego żoną. Henry nie ma czasu, żeby to przetrawić, bo nagle laboratorium zostaje zaatakowane przez blondwłosego świra i jego żołnierzy. Henry’emu i pani doktor udaje się zwiać, ale wkrótce na ulicach jedno z rosyjskich miast Henry zmuszony zostanie do tego, by w pojedynkę odkryć, kim jest blondpsychopata, który zaatakował mu żonę i, jak się uda, wybić mu zęby. Troszkę pomoże mu w tym tajemniczy (a jakże) Jimmy (Sharlto Copley).
Recenzja Hardcore Henry
Widzieli zwiastun? No to wiedzą wszystko, co potrzebne do szczęścia. Uspokajam, nie jest to trailer z gatunku – atam, pokazali w zwiastunie wszystkie najlepsze sceny, a w filmie nic ciekawego już nie będzie. Wręcz przeciwnie, głównie dlatego, że Hardcore Henry to świetnie zrealizowany 90-minutowy trailer, przetykany naprawdę krótkimi scenami łączącymi jedną akcję z akcją drugą. Przeciwnicy Hardcore Henry’ego nigdy się nie kończą, przez co ma całe 90-minut zajęte zabijaniem i dba o to, żeby jak najbardziej rozmaicie kończyć żywot swoich rywali. Z całego filmu z pewnością da się wykroić przynajmniej kilka scen śmierci, które spokojnie mogłyby się znaleźć w rocznym zestawieniu najlepszych filmowych scen śmierci i pod tym względem Was nie zawiedzie. Akcja oglądana poprzez oczy Henry’ego może nie zawsze jest wyraźna, ale jest jej dużo, jest efektowna i jest krwawa. W końcu trafił się nam film, w którym nie dość, że mają dorosłą kategorię wiekową to nie boją się jej użyć. Bo zwykle trafiają się takie z godziną gadania i akcyjką niewiele mocniejszą niż ta w propozycjach PG-13.
Bałem się trochę, że oglądanie akcji przez 90 minut z perspektywy głównego bohatera będzie męczące (szczególnie że nie jestem aktywnym graczem komputerowym i nie mam opatrzonego takiego sposobu widzenia świata; tak, wiem, całe moje życie oglądam w FPP :P), ale nie było. Co mnie zdziwiło, najbardziej efektowną sceną była dla mnie scena, w której główny bohater wspinał się po ścianie wysokiego budynku – nie żadne rozwałki i strzelaniny tylko właśnie to. W sumie szkoda, że nie wspiął się na jakiś najwyższy budynek na świecie, bo chyba chętnie zobaczyłbym na wielkim kinowym ekranie kilkuminutową scenę wspinania się na niego. Tak czy siak szybko można się przyzwyczaić do tego FPP-a i po paru minutach już nie zwraca się na niego uwagi. I tu znów świetnym testem jest zwiastun – raczej nie ma wątpliwości, że jeśli w trakcie jego oglądania dostaniecie oczopląsu, to i tak samo będzie w trakcie seansu.
Hardcore Henry nie jest filmem bez wad. Brak scenariusza (choć jest taki jak powinien być – konkretny i zabawny gdzie trzeba, nie jego wina, że film taki jak Hardcore Henry nie potrzebował scenariusza) z pewnością sprawia, że trudno traktować Hardcore Henry inaczej niż udany filmowy eksperyment i nie ma czegoś takiego, że z miejsca chce się iść na drugi i trzeci seans. No ale Hardcore Henry jest dokładnie takim filmem, jaki miał być i niech się scenariuszem martwią kolejne produkcje, które chciałyby podążyć ścieżką FPP-ową. Choć myślę, że kariera found-footage’a filmowemu FPP-owi nie grozi.
(2073)
Ocena Końcowa
9
wg Q-skali
Podsumowanie : Cyborg Henry kontra niekończące się hordy oprychów stojące na drodze do ukochanej. Krew, flaki i inne przysmaki. Pierwszy pełnometrażowy film w FPP.
Podziel się tym artykułem:
W Kingsman – The Secret Service masakra w kościele też da się podciągnąć pod FPP
Nie no, nie bardzo – Firth prawie cały czas w kadrze jest. Co najwyżej oszukany one take.
Nooo, fajną gierkę Ruskie wypuścili, gameplaya już obejrzałem, tera bym se pograł… :PPPP A tak na poważnie całkiem przyjemne, choć fabuła pretekstowa a sceny akcji w pewnych momentach zaczynają męczyć, tak jak kolejne śmierci Jimmyego – szkoda, że scenarzyści nie potrafili znaleźć innego przejścia ze scen dialogowych do akcji niż „dobra, dosyć tego pieprzenia, wkraczają badguye”. Najbardziej mi się podobały w sumie początek oraz scena w laboratorium Jimmyego („Under the Skin”). Brawa też za wszelkie sceny kaskaderskie. Natomiast mam nadzieję, że jendak film nie zrobi mody na filmowe FPSy i nie rozprzestrzeni sie to jak found-footage w horrorze. 😉
Found footage chyba jednak większe możliwości dawał do zabawy formą. A z FPS-em co tu zrobić. Wiadomo np. po Bitwie Warszawskiej :), że bitwy na szable POV wyglądają źle, więc ciężko z kombinowaniem przy różnych gatunkach itp. Chyba. Tu raczej znajdzie zastosowanie zasada kto pierwszy ten lepszy. Pierwszy FPS powstał i myślę, że nie ma aż tak wiele argumentów za tym, żeby powstały kolejne. Teraz bardziej trzeba chyba czekać na pierwszy film w technologii 360 stopni.
A ja bym chętnie zobaczył FPS w 3D 😛 (ale takim prawdziwym, nie jakaś konwersja)