Stało się, największa bitwa w historii telewizji za nami. Wrażenia? Jak to często w moim przypadku bywa, gdy opinie o czymś są mega skrajne, jestem gdzieś w centrum. Najbliżej mi do żalu po straconej szansie na coś wielkiego.
Sprawdziły się moje przypuszczenia z komentarzy do drugiego odcinka, w których przeczucie podpowiadało mi, że z tymi serialowymi śmierciami wcale nie będzie tak, że ciach i wyginie połowa ważnej obsady. Ktoś tam po drodze padł, ale raczej nikt szczególnie ważny dla serialu. Najbardziej żal mi mojego ulubieńca Joraha, ale może Sam pomoże mu się jeszcze z tego wylizać. Trzeba przychylić się do opinii większości, że bez pomocy Martina, szokujących śmierci w serialu Gra o tron jest jak na lekarstwo. I umówmy się, nawet gdyby tu zginęli Tyrion z Sansą i Jaime z Jonem to nie byłoby w tym nic szokującego. W końcu serial dotarł do takiego punktu, że jego autorzy, chcąc nie chcąc, muszą kogoś ubić. I decydując się na odważne cięcia i tak nijak by się nie zbliżyli do szoku Krwawych Godów itp. z przeszłości. Co za tym idzie, taka prawda, że co by nie zrobili to źle. No to poszli po linii najmniejszego oporu zaczynając zabijanie od chyba najbardziej oczywistego bohatera, który w poprzednim odcinku został naznaczony na straty.
Najmniej do zarzucenia mam w kwestii rozmachu odcinka, co ostatecznie decyduje o tym, że moja opinia o nim jest bardziej na plus. Nie rozumiem również narzekania na to, że odcinek był za ciemny. Według mnie w ogóle nie był za ciemny, a uwierzcie, musiałem się nagimnastykować, żeby schować się przed słońcem przeszkadzającym w oglądaniu. Widziałem wszystko, co chciano mi pokazać, a było tego sporo. Walki smoków, monumentalne oblężenia, walki jeden na jeden i horda kontra niewielu. Jedyny problem jest taki, że armia nieumarłych nie nadaje się do efektownych śmierci. Te są zawsze o wiele bardziej widowiskowe, gdy ofiara krwawi na lewo i prawo. A tak to zabrakło tego wizualnego atutu każdej filmowej bitwy.
Cała reszta serialowych elementów posiada jednak mniejsze lub większe ale. Wydaje mi się, że twórcy filmowi niepotrzebnie zbyt często myślą obrazami, a nie logiką. Co z tego, że monumentalnie wyglądało zapalenie się mieczów Dothraków, kiedy ich szarża w ciemno (Dothraków, nie mieczów) była pozbawiona żadnego sensu. Wizualnie wygląda to ładnie. Strach przed przeciwnikiem rośnie, gdy z ciemności wracają same konie bądź ciężko ranni żołnierze, ale sensu w tym nie ma. Tłuc się przez morze przez pięć sezonów, żeby paść w parę sekund… Na dobrą sprawę nawet nie było wiadomo, czy ktokolwiek tam czeka w tej ciemności.
Trudno też zgodzić się bez protestu na finał odcinka. Nie przekonuje mnie zupełnie koncepcja: zabij szefa i po kłopocie. Czterdzieści lat temu, gdy od jednego strzału padała Gwiazda Śmierci, nie narzekałem, ale teraz to po prostu pójście na łatwiznę. Szczególnie że nie ma absolutnie żadnego powodu, żeby Nocny Król w ogóle uczestniczył w tej bitwie. Mógł siedzieć na klopie z gazetą w ręku i czekać aż przywloką mu wózek z Branem.
Z jednej strony więc fajnie się to oglądało, z drugiej zza każdego zakrętu wyłania się jakieś ale. Oczekiwania na pewno były zbyt duże i cokolwiek by się nie wydarzyło – ktoś by narzekał. Ale takie typowo serialowe: wydaje się do ostatniej sekundy, że wszyscy zginą, gdy nagle ciach i odsiecz – to za mało, żeby podniecać się odcinkiem tak bardzo jak była na to nadzieja.
To tak na szybko i na gorąco.
Podziel się tym artykułem:
Widzę, że w polskim internecie, epizod bitewny jest hejtowany, a mnie się podobał bardziej jak bitwa finałowa w Avengers End Game. Rozumiem, że absurdy przeszkadzają, ale mnie emocjonował. Dla mnie nie był chaotyczny, połapałem się co i gdzie dzieje się. No i widziałem sporo, widocznie mam tak dobry wzrok jak Ty. Zasługą jest to reżysera od bitewnych odcnków GoT, rozmach był, emocje były, ale tez trolling, bo nie zabili żadnej ważnej postaci, nawet trzecioplanowe przetrwały. W scenie z Arya i wiedźmą gdy jej powiedziała, że ma jeszcze sporo do zabicia czy jakoś tak to byłem pewien, że nie zginie, ewentualnie heroicznie umrze zmieniając przebieg bitwy. Też w scenie z Sansą i Tyrionem trollowali, bo byłem pewien, że zginą i nic z tego. I wtedy do mnie dotarło, że to jeden trolling i nikomu ważnemu nic nie stanie się.
A co do ostatnich chwil ochroniarza Królowej Smoków to skojarzyło mi się ze śmiercią Boromira, który też długo i twardo się trzymał.
Rozumiem, że ludzi wkurza jak łatwo zabili Nocnego Króla, okazał się z niego cienki bolek, ale od kilku serii wiadomo, że to już nie jest bawienie się schematami gatunku fantasy, takie przeciwieństwo Władcy Pierścieni (Martin napisał GoT bo jak nie mylę się wkurzyło go, że Gandalf przeżył we WP), ale odkąd nie opierają się na powieściach jest to czyste fantasy w stylu właśnie Władcy Pierścieni, czyli przeciwieństwo tego czym chciał pisarz, żeby GoT było. Chodzi mi o to, że nikomu nic nie może się stać, główni bohaterowie są nieśmiertelni co już można było zauważyć w poprzednich seriach. Bitwę zakończono jak bitwę w Powrocie Króla, gdzie armia duchów przyszła i rozwaliła wszystkich.
Rozumiem absurdy, wkurzenie na parę spraw, które budowano przez ileś sezonów, ale reżyser i Djawadi tak sporo dobrego zrobili dla odcinka, bo to w sumie eksperyment. Nie ma prawie w ogóle dialogów, mało muzyki, ale jak jest to dowala do pieca i mnie od początku trzymał w napięciu, czuło sie to napięcie, a jednocześnie strollowali widzów, bo ja po okołó 50 minutach myślałem sobie, że jeszcze nikt nie zginął i już pewnie nikt nie zginie z tych ważnych (nawet trzecioplanowe postacie przeżyły).
Arya było wiadomo, że nie umrze, gdy zabili Lyannę. Dwóch małych, fajnych dziewczynek by nie ubili w jednym odcinku. Sama śmierć NK mi zupełnie nie przeszkadzała. Poczuł się za pewnie, dostał kosę. Przeszkadza, że kończy to całą bitwę.
Co do braku spektakularnych śmierci to dla mnie to jednak nie jest trollowanie, a strach/wyrachowanie autorów. Plus, jak piszę, i tak wiele by nie zmieniły. Plus nie przesadzajmy, Theon to jednak prawie pierwszoplanowa postać. Generalnie wszystkie, które było od s1 uważam, że to takie pierwszoplanowe bis.
PS. Jorah mam nadzieje, że się wyliże, za dużo by tych Mormontów padło. Albo choć przed śmiercią Dany da mu potrzymać cycka 😉
Też mam mieszane uczucia, najbardziej dlatego, że scenarzyści przedstawili Jona, Dany i resztę dowódców jako kompletnych głupków. Plan bitwy był tak bardzo do kitu, że nawet dziecko wymyśliłoby bardziej racjonalny. Już w starożytności wiedziano, że na przeważającego liczebnie wroga czeka się za umocnieniami a nie przed! Kawaleria nie służy do samobójczej szarży pełnym frontem, jeżeli już ma walczyć, to wykonując przełom – co tutaj nie miało sensu – uderzając ze skrzydła albo od tyłu. Dothrakowie powinni odejść i uderzyć dopiero na oblegających Winterfell jak rycerze Doliny w Bitwie Bękartów. Nie podano przy tym żadnego powodu wyboru tak bezsensownego planu. A przecież mogło być równie ciekawie a do tego sensownie. Szkoda.
w starożytności walczyli ludzie przeciw ludziom…więc było łatwiej niż przeciw nieumarłym… a Dothrakowie zrobili rozpoznanie walką 🙂
zresztą mogli być całkowicie przekonani, że wygrają…w końcu to Dothrakowie 🙂
odcinek w sumie nie jest zły, a nawet po przemyśleniu całkiem dobry… klimat jest niesamowity i oddaje grozę walki z nieumarłymi… nie wiadomo co w ciemności się czai…
ten motyw jak Arya unika nieumarłych wg mnie wyjaśnia dlaczego bez problemu dostała się do Nocnego Króla…
A sam motyw zakończenia walki – można narzekać, że za szybko i za łatwo, ale w sumie całkiem logicznie… może i Bran to widział/przewidział i do tego doprowadził?