I kolejny przeciętny weekend filmowy przed nami.
Premiery kinowe weekendu 26-28.05.2017
Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara, Pirates of the Caribbean: Dead Men Tell No Tales (2017) – Nie poszedłbym
Nie ma jakiejś specjalnie głębokiej filozofii ukrytej za tym konkretnym Nieposzedłbymem, a i wydaje mi się, że gdybym jednak poszedł to wielka krzywda by mi się nie stała. W końcu to widowisko, dużo się dzieje, są piraci itd. itp. Tyle, że akurat Piraci z Karaibów nie są serią, która byłaby bliska mojemu sercu widza. Jedynka mi się podobała, potem było już gorzej, poza jedynie muzyką, która zawsze trzymała klasę. I trzyma dalej. Na tyle gorzej, że mi się nawet pokiełbasiło, ile tych części w sumie było i co się w nich wydarzyło. A wydaje się, że znajomość tychże wydarzeń przy Zemście Salazara się trochę przyda.
Wydaje mi się, że filmy z tej serii są zbyt przekombinowane, co jest zupełnie zbędne. Płyńmy znaleźć jakiś skarb i tyle. Możliwości finansowe na rozrywkowe widowisko są w Piratach wystarczająco ogromne, żeby widzowi zapewnić tę rozrywkę i humor bez konieczności wymuszania od niego śledzenia zbyt skomplikowanej fabuły. Czyli nieco więcej niż łydkę Kai Scodelario.
Zwyczajna dziewczyna, Their Finest (2016) – Poszedłbym
Wiem, że premiera to spóźniona i wcale nie trzeba iść do kina, żeby zobaczyć film Lone Scherfig, ale nie ma to nic do rzeczy w tej kwestii. Zwyczajna dziewczyna wygląda na wystarczająco sympatyczny film, który nie powinien być stratą czasu. Ciekawa historia związana z kinem, które przecież lubimy i z wojną, która zapewni odpowiednią dawkę dramatu (byle nie za dużo, czego obawiam się po zwiastunie). Do tego dobra obsada i brytyjska kasa, która powinna zapewnić odpowiedni poziom bez obawy o to, że film wymknie się spod kontroli dobrego smaku. Całość zapowiada się na porządną Siódemkę.
Catrin jest początkującą scenarzystką i właśnie zdobyła swoją wymarzoną posadę. W słynnej wytwórni filmowej trwają prace nad ogromnym i niezwykle ważnym projektem – produkcją, która podniesie obywateli na duchu. Szybko okazuje się jednak, że jej jedyna rola to wymyślanie „gadki szmatki”, czyli… kobiecych dialogów. (Opis dystr.)
Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski, Smurfs: The Lost Village (2017) – Nie poszedłbym
Nędznie to wygląda, choć lista głosów wygląda imponująco. Od Julii Roberts po Maffashion. Od Gordona Ramseya po Macieja Stuhra. Tym bardziej dziwne, że zwiastun jest marny i nie ma w nim zupełnie nic o znamionach oryginalności. Czyżby autorzy myśleli, że wystarczą Smerfy i sukces będzie zapewniony? Już przy aktorskich filmach o nich się to chyba nie sprawdziło.
No ale może podrzucili w zwiastunie tylko wodę, wino zostawiając na film. Zdziwiłbym się jednak.
Dzika, Wild (2016) – Nie poszedłbym
Co za produkcja, metafory jadły jej z ręki! A tak z ciekawości: Niemce zrobili remake Pokotu?
Dobra, śmiechy na bok. Zostawmy tzw. prowokujące obrazy, w których nikt nie wie o co chodzi, festiwalom, a do kina chodźmy na strzelaniny, pościgi i gołe baby. Kto za?
Mój anioł, Mon ange (2016) – Nie poszedłbym
Ale muszę przyznać szczerze, że pomysł na film znakomity! Tylko jakoś nie mogę się przekonać do jego realizacji.
Zamknięta na oddziale psychiatrycznym Louise rodzi niezwykłe dziecko – jej syn Angel jest niewidzialny. Z obawy przed reakcją świata kobieta ukrywa fakt bycia matką. Lata mijają, a chłopiec staje się coraz starszy. Pewnego dnia Angel poznaje niewidomą rówieśniczkę Madeleine. Szybko zakochują się w sobie i stają się nierozłączną parą. Bohater ukrywa przed nią swoją przypadłość, jednak wszystko się zmienia, gdy dziewczyna odzyskuje wzrok… (Opis dytr.)