Nie wiem jeszcze, czy rzeczywiście tak się to skończy, ale postanowiłem nie oglądać do końca roku już żadnych filmów i w razie głodu oglądania pozostać przy serialach. Stąd też seans The Missing s2. Koniec roku to wyjazdy, świętowanie, czas podsumowań i przygotowań do Sylwestra – gdzie tu miejsce na filmy? Ano nigdzie. Przynajmniej wcześniej będzie można przygotować podsumowanie filmowego roku i takie tam.
No ale ja jak zwykle nie na temat. W ramach serialowego postanowienia końcorocznego zabrałem się w końcu za obejrzenie The Missing s2. Wczoraj udało się walnąć pięć odcinków, dziś nie powinno być problemu z ostatnimi trzema, ale że miałbym dziurę w kalendarzu to już teraz recenzja The Missing s2.
O czym jest serial The Missing s2
Zgodnie z tytułem serialu znowu ktoś… yyy… zagina? zaginuje? Tym razem tytułową zaginioną (problem z oryginalnym tytułem jest taki, że jest bezosobowy i tłumacze mają problem – pierwszy sezon zgodnie z prawdą nosił polski tytuł Zaginiony, ale teraz to już nie pasuje) jest niejaka Alice Webster. Pewnego dnia po prostu znika, a jedenaście lat później boso wkracza na rynek miasteczka, w którym mieszka jej rodzina. To brytyjski wojskowy stacjonujący w Niemczech (David „Gubernator” Morrissey) oraz jego żona nauczycielka (Keeley Hawes). Zaszokowani informacją o odnalezieniu się córki rodzice czym prędzej docierają do szpitala, gdzie leży wychłodzona dziewczyna i nie mogą powstrzymać szczęścia na widok swojego dziecka (Abigail Hardingham). Alice jest wystraszona i niechętnie opowiada, co się z nią działo przez ostatnie jedenaście lat. Ktoś ją porwał, skądś uciekła, skontaktujcie się z Sophie jakąś tam. Okazuje się, że rzeczona Sophie to francuska dziewczynka, która przed laty zaginęła, a sprawą jej zaginięcia zajmował się znany z pierwszego sezonu Baptiste (Tcheky Karyo). Z będącym na emeryturze Baptiste’em kontaktuje się prowadząca śledztwo w barwach żandarmerii wojskowej Eva Stone (Laura Fraser), a francuski detektyw wyrusza do Niemiec z nadzieją na odnalezienie Sophie.
Recenzja serialu The Missing s2
Pierwszy sezon The Missing był jednym z najlepszych seriali ostatniego sezonu (nie chce mi się sprawdzać, nie jęczcie, jeśli przedostatniego :P), który cichcem poleciał sobie na BBC, słusznie zdobył wierne grono fanów nie tylko brytyjskiej szkoły telewizyjnej i się skończył bez większego raczej echa. Dobre seriale czasem tak mają, że nie ma na nie podobnego hype’u jak na słabsze produkcje typu przekombinowane Westworld. Jeśli chodzi o The Missing s2 to sytuacja jest właściwie bliźniaczo podobno, jeśli nie identyczna.
The Missing s2 w pełni zaspokoi oczekiwania widzów, którym spodobał się pierwszy sezon tego serialu. Nie ma bezsensownego odcinania kuponów, jest całkowicie nowa fabuła bez większej konieczności znajomości poprzednika (EDIT: via michax: w pilocie 2 serii jest scena wywiadu z francuskim detektywem w telewizji z której łatwo wywnioskować jak skończyła się 1 seria KONIEC EDITA). The Missing s2 błyszczy tym samym na tle konkurencji, która często odnosząc sukces przenosi opowiadaną historię w kolejne sezony bez satysfakcjonującego zakończenia w finale s1. Tutaj nie ma czegoś takiego, a sądząc po zapowiedziach s3 (nie wiadomo czy będzie, a jeśli będzie to tylko w sytuacji, gdy twórcy trafią na odpowiednio ciekawy pomysł na historię), także i s2 skończy się zwyczajnym zakończeniem, a nie jakimiś cliffhangerami nikomu nie potrzebnymi do szczęścia.
Konstrukcja The Missing s2 również jest identyczna jak s1, a to oznacza skakanie pomiędzy przynajmniej dwoma płaszczyznami czasowymi – wydarzeniami dziejącymi się aktualnie i tymi sprzed jakiegoś tam czasu. Umiejętnie stosowany zabieg dodaje serialowi tak potrzebnego w takich produkcjach podtrzymania ciekawości widza odnośnie tego, czego jeszcze nie wie. A śmiało można powiedzieć, że nie wie bardzo dużo i te tajemnice stopniowo są przed nim odkrywane. Nie zawsze są to jakieś odwracające fabułę o 180 stopni niespodzianki, ale i proste rzeczy, które w liniowej narracji nie byłyby tajemnicą. Przykładowo widzimy głównego bohatera w 2014 roku, a potem w 2016 i w tym 2016 ma na twarzy blizny. Wiemy, że coś się musiało wydarzyć, skoro w 2014 roku nie miał blizn i automatycznie jesteśmy ciekawi cóż to się mu wydarzyło.
To odpowiadanie na te mniejsze i większe tajemnice jest moim zdaniem największym atutem The Missing s2. Z tego względu, że nie trzeba na tę odpowiedź czekać nie wiadomo ile. Bardzo często zdarzają się takie sceny, w których sobie myślisz „o kurczę, pewnie tak i tak i tak” i w dużej liczbie seriali (pozdrowienia dla Belfra) trzeba by było poczekać na rozwiązanie przez kilka odcinków. W The Missing s2 jeśli podrzucają nam jakąś wskazówkę, to minie góra kilka minut, gdy jasno powiedzą co i jak i nie będzie trzeba się niczego więcej domyślać. Tym lepszy serial, że pomimo dużej liczby takich rzeczy i tak pozostała cała fura niespodzianek, które potem czekają na widza. Śmiało można powiedzieć, że przez pięć odcinków nie było żadnych zapełniaczy, a historia, choć niby prosta, ma wiele zakrętów i prowadzi do miejsc, w które po przeczytaniu suchego streszczenia pewnie nikt by nie przypuszczał, że zajrzymy.
Jeśli więc nie macie co oglądać, to śmiało bierzcie się za The Missing s2, bo nie tylko będziecie się dobrze bawić, ale i na własne oczy zobaczycie czym różni się dobry scenariusz serialu kryminalnego od kiepskiego scenariusza serialu kryminalnego, który nie będzie lepszy tylko dlatego, że wszyscy dookoła mówią, że jest świetny (pozdrowienia dla Belfra).
Podziel się tym artykułem:
Niby nie trzeba oglądać 1 serii, bo druga to zupełnie inna historia, ale w pilocie 2 serii jest scena wywiadu z francuskim detektywem w telewizji z której łatwo wywnioskować jak skończyła się 1 seria i jak już ktoś chce obejrzeć to niech lepiej zacznie od 1 serii, chyba że w ogóle nie ma zamiaru 1 serii oglądać. Jestem fanem angielskich seriali, więc nie mogłem przepuścić kolejnemu sezonowi Missing. 1 seria była znakomita a zakończenie to jedno z najbardziej depresyjnych i smutnych jakie widziałem w ogóle, a 2 seria przypomniała mi jak to bardzo ciężki serial jest. Choć jednak trochę różni się drugi sezon od pierwszego, bo wątków jest o wiele więcej jak w 1 serii, ale jakimś cudem udało sie scenarzystom wszystkie wątki połączyć i nie pogubić do samego końca, a taka możliwość była. Równie dobry sezon co poprzedni, ale bardzo przytłaczający serial. No i liczę na to że jak powstanie kolejna seria to nie będzie trzeba dwóch lat czekać znowu. Choć w Anglii tak mają że kręcą sezony co dwa, trzy lata albo i dłużej (plus mała ilość odcinków), ale jakoś nie mogę się do tak długich przerw między sezonami przyzwyczaić mimo że sporo angielskich seriali oglądam.
Racja z tym wywiadem :). Co do finału „The Missing” to trochę jednak przesadzony. Nie na tyle, żeby popsuć wrażenia, ale jednak to łatwe wyszukanie w Szwajcarii, niepotrzebna niecierpliwość w czekaniu na posiłki itd. – można chyba było tego uniknąć. No i jednak od momentu, gdy wiadomo kto jest sprawcą, atrakcyjność trochę spada. Ale i tak bardzo dobry sezon.
A najlepsze że właśnie zacząłem serial BBC, który leciał z pół roku temu, czyli wcześniej jak 2 sezon Missing, ale jakoś przegapiłem (po prostu nie miałem go wcisnąć gdzie wcześniej) i mam na myśli „Thirteen”. Fabuła zaczyna się identycznie bo pewna dziewczyna ucieka i dzwoni na policję mówiąc że porwano ją 13 lat wcześniej, później są sceny w których część rodziny wierzy że wróciła a część rodziny uważa że to nie ta sama osoba (nawet jest sprawa z DNA). Serial ogląda się świetnie mimo identycznie zapowiadającej się historii, widocznie w tym samym czasie wpadli na ten sam pomysł. Oczywiście sporo aktorów, których zna się z brytyjskich seriali, przewijają się nowe twarze.
Zapisałbym sobie tytuł, ale boję się, że trafi do towarzystwa „może to obejrzeć, może to, a może to… zmęczyłem się wybieraniem, nie chce mi się oglądać”. Nie chcę go rozszerzać 😀