×
The One Grand Show, rewia prosto z berlińskiego Friedrichstadt-Palast.

The One Grand Show, czyli berliński Mam talent

Nie tylko niespodziewana, niepotrzebna i trafiająca się w najgorszym możliwym momencie choroba sprawiła, że na Q-Blogu było przez ostatnie dni pusto. Do kolekcji doszedł też kilkudniowy wypad do Berlina, w trakcie którego obskoczyłem m.in. muzeum niemieckiego kina Deutsche Kinemathek – parę fotek znajdziecie na Q-Fejsie – Muzeum NRD:

a także zasiadłem na widowni największego teatru rewiowego na świecie/wEuropie/jakoś tak Friedrichstadt-Palast, by obejrzeć wychwalane przez Vogue’y i inne takie przedstawienie The One Grand Show kuszące widzów kostiumami ołówka samego Jeana Paula Gaultiera. A skoro obskoczyłem to napiszę Wam co i jak, bo na pewno strasznie jesteście ciekawi :P.

O czym jest The One Grand Show

The One Grand Show to przedstawienie bez żadnego większego ciągu fabularnego. Wszystko jest tutaj umowne jak we śnie i przedstawione właśnie w takiej sennej stylistyce (choć nie wiem, komu się takie cuda śnią). Przedstawiony przed pierwszymi taktami muzyki zarys historii wygląda tak: młody reżyser trafia do starego teatru rewiowego, który lata świetności ma już dawno za sobą, a tam zaczynają go prześladować duchy i inne mary, które budzą w jego głowie pomysł ponownego otwarcia tego wesołego przybytku pełnego muzyki, tańców i półnagich akrobatek. Czy jakoś tak. Fabuła nie ma w The One Grand Show większego znaczenia, równie dobrze można uznać, że to jedynie usprawiedliwienie do zaprezentowania widzowi wszystkich talentów występujących tu artystów i pokazania co tam reżyserowi show najbardziej zwariowanego do głowy przyszło. Zdeterminowane wyobraźnią wspomnianego wyżej Gaultiera, która jaka jest każdy widzi już przynajmniej od czasu Piątego elementu.

Parę wrażeń po The One Grand Show

Nie znam się, wiadomo, ale dla mnie Gaultier od czasu Piątego elementu cały czas robi to samo, czyli nie musi się wysilać, bo cokolwiek dziwnego nie wymyśli wszyscy (kogo to obchodzi) z automatu się tym zachwycają. Ja nie potrafię, dla mnie jakiegoś większego szału w jego strojach nie ma, byle były zwariowane i byle były kolorowe. Podobnie jest i tutaj i wyznacznikiem kostiumów są właśnie te dwa kryteria. Choć Asiek uważa, że zamysł był mniej więcej taki, żeby w skrócie zaprezentować przekrój przez wszystkie najsłynniejsze ciuchy Gaultiera. Dostrzegła gorset Madonny, coś tam kogoś tam itd. Według mnie podobieństwo jest przypadkowe i wynika jedynie ze wspólnego mianownika, jakim jest Gaultier, ale może i jestem w błędzie. Tak czy siak – na mnie kostiumy nie zrobiły wrażenia wow, co nie znaczy, że można im odmówić inwencji, bo nie można. Nagości, zakrycia, skóry, siatki, rurki, sztuczne cycki, koronki, płetwy – co tylko przyjdzie ci do głowy, że można ubrać, na pewno się tam znalazło. No i robi wrażenie różnorodność tych strojów, bo praktycznie każdy numer muzyczny to nowy zestaw kostiumów.

Formuła The One Grand Show ułatwia zaprezentowanie różnych scenicznych sztuk i to o wiele bardziej ciekawe niż kostiumy Gaultiera. Stąd też ten Mam Talent w tytule tego wpisu, bo przedstawienie to wygląda trochę tak, jakby reżyser wybrał parę imponujących wykonów z różnych dziedzin rozrywki i dołożył je do przedstawienia, bo czemu nie skoro nie ma fabuły. Dzięki temu powstało unikatowe połączenie śpiewu, tańca i cyrkowych sztuczek na skalę – jak twierdzi Asiek – w Polsce nieosiągalną. „Gdzie takie coś zobaczysz w Polsce?” zapytała mnie z przekonaniem, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć, bo tylko do kina chodzę :). No ale chyba tak, u nas trzeba by iść na trzy przedstawienia, żeby obskoczyć tyle wrażeń co w jednym The One Grand Show.

Przedstawienie wygrała artystka ochrzczona przeze mnie roboczo Rudą. Ile razy pojawiała się na scenie kradła show i z reszty nie było co zbierać. Najpierw pohasała pod dachem Friedrichstadt-Palast na dwóch wstążkach, potem toczyła po scenie wielkie hula-hop, a jeszcze później fruwała nawet nad wodą. Zebrała najwięcej braw i słusznie, bo pozamiatała sprawę budząc i moją radość oraz komentarz: Jest! Ruda idzie! Ruda tak naprawdę nazywa się Valérie Inertie i rządzi w The One Grand Show. Aczkolwiek nie ona jedna reprezentuje na scenie sztukę cyrkową, bo na trapezie zarządziły również siostry Rusłana i Taisija Bazaliy z Cirque Du Soleil.

Bardzo dobre wrażenie zrobiła tez na mnie fajna muzyka brzmiąca różnymi rytmami od dyskotekowych po klasyczne kawałki musicalowe, które zresztą podobały mi się najbardziej. Głównymi głosami przedstawienia są niejaki Roman Lob, który w 2013 roku zdobył dla Niemiec ósme miejsce na konkursie Eurowizji oraz Szwajcarka Brigitte Oelke, o której nie mam żadnej ciekawostki do zaprezentowania. A nie, chwila, coś jest. Oelke występowała m.in. w Tańcu wampirów, musicalu opartym na podstawie Nieustraszonych pogromców wampirów Romana Polańskiego. Przez dłuższą chwilę bałem się, że rola Loba ograniczy się tylko do biegania po scenie w spódnicy i robieniu zdziwionej miny na widok wszystkiego, ale nie, w końcu też zaczął śpiewać i oboje dali radę czy to solo czy w duecie. Do końca nie wiem tylko o czym śpiewali, bo słowa piosenek na zmianę były po angielsku i po niemiecku, a tylko połowę tych języków w miarę znam. Nie przygotowali się! :). Jak jednak widać z załączonego niżej filmiku z grande finału, chyba się tym nie przejęli.

La grande finale #onegrandshow #jeanpaulgaultier #berlin

Film zamieszczony przez użytkownika Łukasz Kaliński (@quentin7777)

A tak w ogóle to chyba największą dla mnie bohaterką wieczoru była scena w Friedrichstadt-Palast (ten zresztą z zewnątrz też robi wrażenie), która ukryła w sobie mnóstwo pomysłowych tajemnic odkrywanych stopniowo w trakcie The One Grand Show. Przedstawienia wartego obejrzenia, niezależnie od szczątkowych narzekań, o których mowa wyżej.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004