×
Artyści Marcin Czarnik

Artyści. Recenzja pilota serialu z Tomaszem Karolakiem. 1×01

Jaja se robię z tym Karolakiem. Tyle go w serialu Artyści co kot napłakał (nie chodzi o Tomasza Kota), a jak już jest to w idealnie obsadzonej i dopasowanej roli, z czego na pewno sam sobie zdaje sprawę. Zamiast więc Tomasza Karolaka są inni, ale przede wszystkim jest polski serial, który warto zobaczyć. A przynajmniej jego pilota. Recenzja pilota serialu Artyści.

O czym jest pilot serial Artyści

W warszawskim Teatrze Popularnym znaleziony zostaje martwy dyrektor. Dynda sobie na sznurze spod sufitu akurat na scenie, na której trwa kolejne przedstawienie. Nie wiadomo czemu zakończył żywot w dyndający sposób, ale wiadomo, że szybko trzeba znaleźć jakieś zastępstwo. Rusza nabór na stołek dyrektora teatru. Przystępuje do niego młody i najwyraźniej zdolny Marcin Konieczny (Marcin Czarnik), ale zadanie łatwe nie jest, bo na posadkę ostrzą sobie zęby stare teatralne wygi, które samym tylko pojawieniem się budzą zachwyt i poklask. Mimo to Koniecznemu się udaje i razem z rodziną przeprowadza się do Warszawy. I jak to nowy, młody dyrektor, planów ma po kokardę i zamierza je ambitnie zrealizować nie oglądając się na nic. Dupa z tego. W zderzeniu z warszawską rzeczywistością ambitne plany zdaje się trzeba będzie odłożyć. Na najwyraźniej nowatorską adaptację Snu nocy letniej Szekspira nie ma pieniędzy, bo w stolicy spalił się most i trzeba zabrać teatrom, aktorzy zmuszeni są dostosowywać swoje kalendarze do serialowych planów, dzięki którym spłacają kredyty, a wszelkiej maści dyrektorzy finansowi i artystyczni wyłaniają się z każdego rogu budynku w Pałacu Kultury i dorzucają nowe problemy. Z Krakowa przyjeżdżają do stolicy znajomi aktorzy Marcina, którym obiecał angaż i nawet stary kolega odwiedza go z prośbą o pomoc. Wydaje się, że wszystko weźmie w łeb szybciej niż Marcin Konieczny zdąży powiedzieć „placek z jagodami”.

Recenzja pilota serialu Artyści

Od kilku dni gdzie się nie obejrzę widzę pochwały pod adresem serialu Artyści, który już ogłoszony został najlepszym polskim serialem od lat. W końcu telewizyjną produkcją, którą warto zobaczyć i która nie ma się czego wstydzić w zderzeniu z konkurencją zagraniczną. Nic więc dziwnego, że trzeba było sprawdzić jak jest w rzeczywistości. Sprawdziłem i mogę z zadowoleniem stwierdzić, że wszelkie zachwyty pod adresem serialu Artyści nie były przesadzone.

To, czym Artyści wygrywają nad całą resztą polskich produkcji serialopodobnych jest przede wszystkim to, że idą całkowicie na opak polskiej koncepcji nowoczesnego serialu. Nowoczesny polski serial pełen jest pięknych ludzi, którzy odnieśli sukces, stołują się w wypasionych restauracjach, wożą wypasionymi samochodzikami, obracają w towarzystwie modelek, a najgorsze co ich może spotkać to utrata dorobku całego życia i konieczność przeprowadzenia się do małego, ciasnego, pięciopokojowego mieszkania na Starym Mieście. W Artystach wręcz przeciwnie. I nagle okazuje się, że nie trzeba być wcale żulem czy innym marginesem, żeby otaczająca bohatera rzeczywistość była taka… zupełnie normalna. Dużo w tej kwestii daje główne miejsce akcji i pamiętające PRL przepastne pomieszczenia warszawskiego teatru zapełnione ludźmi, którzy do tej pory nie mieli za dużo miejsca w serialach. Młodą ekipę przeplatają też tuzy pokroju Edwarda Linde Lubaszenko czy Ewy Dałkowskiej, która również i tutaj widzi duchy.

A skoro o młodej ekipie to tutaj znowu na opak. Jest ów wspomniany wyżej Tomasz Karolak, ale oprócz niego próżno szukać zaprawionych w serialowych bojach aktorów widocznych w każdych nowych produkcjach, bo modnych w danym sezonie. Nie znaczy to jednak, że wypadli sroce spod ogona. Marcin Czarnik w przerwie zdradzania Marty Walawskiej z sekretarką Pauliną w Barwach Szczęścia kosił nagrody teatralne za rolę Robespierre’a w Sprawie Dantona, Dobromir Dymecki w przerwie ogarniania problemów z Siedliskiem i cierpiącą na chorobę afektywną dwubiegunową żoną Malwiną w Barwach Szczęścia jeździł po międzynarodowych festiwalach teatralnych i podglądał co we współczesnym teatrze piszczy w trawie, a Adam Cywka w przerwie dokonywania trudnych wyborów czy zostać z żoną Ludmiłą, którą zdradził z byłą żoną Edytą, a może z byłą żoną Edytą, z którą zdradził obecną żonę Ludmiłę w Barwach szczęścia… yyy, no on w tej przerwie grał Maślanę we Włatcach móch :). Tyle wiem bez sprawdzania, a pewnie zagłębienie się w filmografię innych aktorów kreujących role w serialu Artyści też przyniosłoby jakieś niespodzianki. I taka nasączona teatrem obsada sprawdza się bardzo dobrze w serialu o teatrze, choć pewnie nikt ich nie skojarzy.

Samym pójściem na opak Artyści wiele by nie zdziałali, ale i w pozostałych aspektach sztuki serialowej jest bardzo dobrze. Artyści zostali napisani z jajem, akcja sunie szybko do przodu, choć tak właściwie to niewiele się dzieje, widz szybko zostaje wchłonięty w ten opiewany tu i ówdzie magiczny świat teatralnych desek i wcale nie musi być specem od polskiego teatru, żeby ze wszystkim być na bieżąco. Najwyżej jakąś tam podśmiechujkę z Warlikowskiego przegapi i nic się nie stanie. A podśmiechujek jest więcej i nie tylko teatralne. Między wersami przemycane są dole i niedole współczesnego aktora, czy stosunki panujące w świecie, w którym wszelkim Wajdom nic złego powiedzieć nie można, bo to przecież chodzące legendy i wszystko robią najlepiej.

Jest więc świetnie i jedyne, czego należy się bać to tego, że współczesny widz telewizyjny jednak woli te plastikowe gówna o świecie, który może zobaczyć tylko w telewizji, a na sam dźwięk słowa „teatr” przerzuci na inny kanał ze śpiewającymi covery odkryciami z Pcimia, które śpiewają dla chorych rodziców i ślepego psa czekającego na nich w domu. Bo z małą oglądalnością to jeszcze żaden serial nie wygrał, niezależnie od tego, jak jest dobry. A żarciki z Lewandowskiego i Kapustki mogą nie wystarczyć. Dlatego zróbcie sobie i innym dobrze i kliknijcie telewizor na Dwójkę w piątek o 22:20. Zdaje się i tak nie będzie żadnego show, na które można przełączyć w zamian.

Podziel się tym artykułem:

9 komentarzy

  1. Kobiet nie podlinkowałeś.

  2. Ewę Dałkowską? 🙂

  3. Nie wiem czy teraz nie popłynę, bo nie pamiętam, ale czy czasem całkiem niedawno nie linkowałeś Meryl Streep? 😛

  4. Mogło tak być, nie mogę jednoznacznie zaprzeczyć, że tak nie było 🙂

  5. Zakładam, że obejrzałeś więcej odcinków (ja właśnie skończyłem piąty) i byłeś jeszcze bardziej zachwycony (ja jestem). A jeśli moje założenia są słuszne, to za chińskiego boga nie rozumiem, jak mogła nie zadrżeć Ci ręka nad klawiaturą, gdy kilka tygodni później użyłeś w jednym zdaniu słów: „dobry”, „serial” i „belfer” – skoro jak ulał pasują w tym kontekście słowa: „plastik” i „gówno”. 😉

  6. Ano, dalej jest równie dobrze i tylko finał nędzny :(. A co do „Belfra” wiemy już wszyscy, że nie kumasz i nic się z tym zrobić nie da :). Musisz z tym jakoś żyć, soooriiii.

  7. Finał faktycznie na kolanie napisany. I jeszcze ten nieszczęsny Maciej Nowak jako prezydent.

  8. To gdybanie, ale może twórcy planowali przygodę z „Artystami” na dłużej, a gdy się dowiedzieli, że raczej nic z tego poza jeden sezon nie będzie (też gdybanie, ale oglądalność słaba, Kurski nie lubi – nie wróży to ciągu dalszego), to na szybko coś przeskrobnęli, żeby jakoś zamknąć projekt. Bo trochę trudno uwierzyć różnicy poziomów serialu, a jego finału.

  9. To Twoje gdybanie trzyma się kupy.

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004