Polskie EURO Francja 2016. Z jednej strony nieskuteczni Lewandowski i Milik, chaos w środku boiska i brak wartościowych rezerwowych. Z drugiej awans bez precedensu w historii polskiej piłki nożnej, trzy mecze bez porażki i 270 minut bez straconego gola. Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie logicznie przeanalizować to, czego jesteśmy świadkami w wykonaniu Polski na Mistrzostwach Europy we Francji, bo wszelkie analizy i przewidywania, które w jednej minucie wydają się sensowne, w drugiej już sensowne nie są, ale wiem, że chyba nikt nie ma nic przeciwko temu, aby takie EURO 2016 z Biało-Czerwonymi trwało jak najdłużej. Nawet jeśli dalej będą grali taką padakę jak w pierwszych minutach meczu z Niemcami i niemal przez cały mecz z Ukrainą.
Mistrzostwa Europy w piłce nożnej Francja 2016. Polski sukces bez precedensu
Żeby oddać skalę sukcesu piłkarskiej reprezentacji Polski dość powiedzieć, że mało kto już pamięta (koloryzuję) ostatni wielki turniej, z którego Polska wyszła z grupy. Było to na mistrzostwach świata w Meksyku, hen w 1986 roku. Wtedy też z grupy wychodziły trzy drużyny, ale styl, w jakim Polacy przeszli dalej był diametralnie różny. Choć bramek strzeliliśmy podobnie – wtedy jedną, teraz dwie – to tym razem do końca biliśmy się o pierwsze miejsce w grupie nie oglądając się na nikogo. I pozostaje mieć nadzieję na to, by różnic było jeszcze więcej, bo meksykańską przygodę zakończyliśmy oklepem 0:4 przeciwko nie aż tak mocnej Brazylii (odpadli już w kolejnej rundzie). Potem Zbigniew Boniek rzucił klątwę i trzeba było aż Jerzego Engela, by znowu coś znaczyć w piłkarskim świecie. Po drodze były jeszcze igrzyska w Barcelonie, ale nikt nie traktuje piłkarskiego turnieju olimpijskiego serio, a o jakości pokolenia spod znaku Zmieniamy szyld i jedziemy dalej niech świadczą późniejsze wyniki seniorskiej kadry.
Warto też dodać, że nawet za czasów świetności Orłów Górskiego nie udało nam się awansować do Mistrzostw Europy, choć było to o wiele trudniejsze niż teraz, gdy na europejskim championacie grają takie potęgi jak Albania czy Walia. Co za tym wszystkim idzie – sukces, jakiego jesteśmy świadkiem jest niepodważalny. Sukces tym ciekawszy, że tak naprawdę nikt nie wie co będzie dalej, bo żadnej ewentualności wykluczyć nie można, co udowadniają zwroty akcji podczas rozgrywek grupowych, jakich nie powstydziłby się Hitchcock (zwrotów, nie rozgrywek :P). A wszystko z udziałem naszej kadry.
Mistrzostwa Europy w piłce nożnej Francja 2016. Polska – Irlandia Północna, Niemcy, Ukraina
Kadry, która na Mistrzostwa Europy Francja 2016 wyruszyła po dość udanych eliminacjach, po których wśród polskich atutów wymieniano przede wszystkim duet bramkostrzelnych napastników Lewandowski-Milik. Wśród jej słabych punktów była zmieniana co mecz formacja obronna, której nie mogliśmy być pewni, a pozycja lewego obrońcy wydawała się nie mieć nawet połowy kandydata wśród obywateli prawie 40-milionowego kraju. Dzięki napadowi zwykle udawało nam się strzelić o jedną bramkę więcej niż ich stracić i to, obok zgranej i walecznej drużyny, mogło napawać optymizmem. Aż w końcu przyszedł mecz z Irlandią Północną.
Wartość tego meczu zmieniała się z każdą kolejną kolejką w naszej grupie. Skromne zwycięstwo, wcale nie takie pewne, choć rywale ani razu nie trafili na naszą bramkę, cieszyło, ale musiał pozostać niedosyt po meczu, który do końca mógł się zakończyć nie po naszej myśli. Słaba Irlandia Północna miała zostać zjedzona przez kolejnych przeciwników, ale nic takiego nie miało miejsca. Po dwóch twistach pokonali Ukrainę, skromnie przegrali z Niemcami i zdaje się awansowali już do kolejnej rundy. Wartość zwycięstwa Polaków nad Irlandią Północną trzeba było zweryfikować i uznać, że ani ono takie marne nie było, ani Irlandia Północna takim słabym przeciwnikiem nie była również.
Nie ma jednak co przykładać miary meczu z Irlandią Północną do kolejnych spotkań, bo jak się okazało każde z nich przyniosło zupełnie inne wnioski. Świetnie rozegrany w obronie mecz z Niemcami przyniósł remis nie do przecenienia, zaś beznadziejne spotkanie z Ukrainą wróciło wspomnienia gry reprezentacji przed ery Adama Nawałki. Ledwo wyduszone z pomocą ogromnego szczęścia 1:0 musiało zaniepokoić na dalszą część turnieju, choć wszelkie wnioski znów rozbijają się o wiele całkiem możliwych gdyby. Nie byłoby bowiem o czym mówić, gdyby Milik w każdym meczu wykorzystał choć po jednej sytuacji, jaką miał i wtedy pewnie nikt by już nie śmiał narzekać i drwić, że wygraliśmy fuksem, a szczęście kiedyś się skończy i wrócimy do domu, czyli tam, gdzie przez lata było miejsce naszej reprezentacji. Trzeba też jednak zauważyć, że gdybyśmy tego szczęścia mieli trochę mniej, to wcale wyniki meczów z Irlandią Północną, Niemcami i Ukrainą nie musiałyby być dla nas korzystne, a my moglibyśmy już być spakowani. Taki to obraz całego dotychczasowego polskiego EURO – na krawędzi między euforią, a porażką. Mimo to wnioski póki co muszą być pozytywne, bo zdecydowanie lepiej brzydko wygrywać niż pięknie przegrywać. A końcowa sytuacja w grupie, nie patrząc na sposób, w jaki wywalczona, jest po prostu znakomita. Jak to mawia klasyk: przed mistrzostwami bralibyśmy takie wyniki w ciemno.
Mistrzostwa Europy w piłce nożnej Francja 2016. Co z tym Lewandowskim? Co z tym Milikiem?
W kontekście tego dziwią narzekania na napastników. I o ile słaba dyspozycja strzelecka przede wszystkim Milika musi trochę martwić, to zupełnie nie rozumiem wyliczania Lewandowskiemu minut bez zdobycia bramki dla reprezentacji. Nie rozumiem po części dlatego, że zgadzam się z obrońcami Lewego, którzy twierdzą, że swoją grą robi miejsce innym polskim zawodnikom, a i z podziwem patrzyłem wczoraj, gdy w samotnym pressingu na połowie przeciwnika biegał od Ukraińca do Ukraińca, podczas gdy inni tylko się na niego patrzyli. Ale głównie nie rozumiem, bo sami pomyślcie – gdyby Lewandowski postrzelał po trzy bramki w każdym meczu, to dzisiaj szykowalibyśmy się do walki w tej połówce drabinki, w której są już Włochy, Hiszpania, Niemcy (no ich by w takiej sytuacji nie było) i Anglia. Może to i więc dobrze, że z celownikami u naszych napastników jest na bakier, a my możemy głośno fiufiuwać z osiągnięcia Polaków, którzy strzelili ledwo dwie bramki, ale za to zdobyli aż siedem punktów. (Choć chciałbym zauważyć, że Niemcy mogą pochwalić się podobnym wyczynem – 7 punktami przy ledwo trzech bramkach).
A skoro już o wyczynach to o wiele większą wartość niż pudła Milików i Lewandowskich ma fakt zachowania czystego konta przez najpierw Szczęsnego, a potem Fabiańskiego, w czym wybitnie pomogli nasi obrońcy, których tak obawialiśmy się przed turniejem. Z zerem bramek po stronie strat do dalszych rozgrywek w Mistrzostwach Europy do tej pory wychodzili z grupy bodajże tylko Włosi w 1980 roku oraz Niemcy w 1996 i teraz (mogłem porąbać lata). No i jeszcze Polacy jak na razie. Nieźle jak na drużynę, której obrona miała spędzać kibicom sen z powiek. Kierowana przez zawodnika, który miał być najsłabszym ogniwem całej reprezentacji – Michałem Pazdanem.
Mistrzostwa Europy w piłce nożnej Francja 2016. Czego chcesz dziewczyno, ja wiem, Pazdana!
W sytuacji, gdy zawodzą ci, na których liczyliśmy najbardziej, EURO Francja 2016 póki co wykreowało po stronie polskiej zupełnie nowych bohaterów. Bartosz Kapustka błysnął w meczu z Irlandią Północną szybko zostając obwieszczony jednym z największych młodych talentów mistrzostw. Za szybko, z Niemcami i Ukrainą już tak nie błyszczał (z Niemcami nie miał za dużo czasu, by błysnąć) finalnie kartkując się na mecz 1/8, co chyba trzeba uznać raczej za korzyść niż osłabienie, bo trenerowi odpada ból głowy w kwestii obsadzenia jego pozycji. Grosicki poradzi sobie na pewno nie gorzej, a podejrzewam, że lepiej. Następne spotkanie z Niemcami wykreowało kolejnego bohatera, wspomnianego już Pazdana, który po zatrzymaniu mistrzów świata nabrał takiej pewności w grze, że nic już nie powinno go powstrzymać przed utrzymaniem formy i uprzykrzeniem życia kolejnym przeciwnikom. Ostatni mecz, mecz z Ukrainą pokazał zaś po raz nie wiem już który, ile dla tej reprezentacji znaczy Kuba Błaszczykowski. Jak na ironię w jednym meczu po naszej stronie pojawili się zawodnik wybrany do najlepszej jedenastki sezonu ligi włoskiej – Zieliński – oraz Błaszczykowski, który w tej samej lidze nie zmieścił się często nawet na ławkę rezerwowych. Pierwszy zawiódł na całej linii nie próbując nawet walczyć, nie mówiąc już o rozgrywaniu piłki, drugi triumfował osładzając sobie ostatnie miesiące kontuzji, utraty statusu kapitana i zagrożenia wypadnięciem z kadry na stałe. Co, jak już wiadomo, byłoby dla polskiej drużyny ciosem zbyt dużym. Niestety nie mamy zastępcy reprezentującego ten sam poziom co Błaszczykowski.
W ogóle nie mamy za dużo zastępców, co pokazał aż nazbyt wyraźnie mecz z Ukrainą. Pozbawieni czterech podstawowych graczy Polacy zagrali okropnie i niestety tragedią pachnie sytuacja, w której wykrusza nam się skład z powodu kartek i kontuzji. O ile podstawowa jedenastka daje nadzieję na to, że nasza przygoda z EURO się szybko nie skończy, to wszelkie braki trzeba przyjąć już z drżeniem o końcowy wynik. Z drugiej strony na tych mistrzostwach wydarzyło się dla nas już tyle, że niewykluczone iż proces kreowania nowych bohaterów jeszcze się nie skończył.
Mistrzostwa Europy w piłce nożnej Francja 2016. Polska w strefie pucharowej
Co dalej na mistrzostwach EURO Francja 2016? Tego nie wie nikt, a jeśli twierdzi, że wie, to kłamie. Dotychczasowy przebieg turnieju pokazuje, że możemy dotrwać do finału jak Grecja w 2004 roku, a równie dobrze możemy dostać w dupę od Szwajcarii i pożegnać się z turniejem w 1/8. Na pewno zwycięstwo w tym meczu jest w zasięgu Biało-Czerwonych, bo Szwajcaria nic wielkiego na tym turnieju nie pokazuje i raczej dogorywa siłą rozpędu pokolenia szykowanego na mistrzostwa 2008 roku w Szwajcarii właśnie, by dobrze się na nich zaprezentować jako gospodarz. Co potem? Wczorajsze zwycięstwo Chorwacji z Hiszpanią otworzyło nam naprawdę ciekawe możliwości co do dalszego rozwoju sytuacji. Drabinka z Chorwacją, na którą możemy wpaść w 1/4 (na Chorwację, nie na drabinkę :P), a potem Walię czy słabą Belgię wydaje się wcale nie tak niemożliwa do przejścia zakończonego sukcesem. W końcu to właśnie bardziej Mistrzostwa Europy sprzyjają takim niespodziankom, żeby wspomnieć mistrzów z Grecji czy zwołanych z wakacji Duńczyków. Walka o tytuł mistrza Europy przez reprezentację Polski wydaje się być scenariuszem rodem z filmu science-fiction, ale słaby poziom mistrzostw i coraz większe zmęczenie najbardziej eksploatowanych piłkarzy w połączeniu z Biało-Czerwonymi, którzy zdolni są do wszystkiego, naprawdę nie czyni takiego rozwoju sytuacji niemożliwym. Równocześnie tak samo realne jest pożegnanie się z turniejem już w 1/8. Ze skrajności w skrajność.
Co się nie wydarzy – doczekaliśmy się reprezentacji, jakiej do tej pory nie mieliśmy. To nie ulega wątpliwości, nawet jeśli męczymy się z Ukrainą, a styl gry (a raczej jego brak) w tym meczu każe powątpiewać w dobre zakończenie meczu ze Szwajcarami i całego EURO. Nawałka i jego chłopaki wcale nie podążają drogą inną od ich poprzedników, wręcz przeciwnie. Ale w przeciwieństwie do nich robią to dobrze. Nawałka tuż przed mistrzostwami wydał książkę podobnie jak Jerzy Engel i błysnął zębami w reklamie sieci komórkowej, ale to nijak nie przełożyło się na jakość przygotowania zespołu do mistrzostw. To samo niekończące się reklamówki jego zawodników. Ich poprzednicy też korzystali z takiej możliwości zarobku, ale potem byli cieniami samych siebie. Wystraszonymi zawodnikami grającymi mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor. Aktualnym reprezentantom cały ten szum potęgowany przez znakomitą robotę chłopaków od Łączy nas piłka jakoś nie przeszkodził, a wręcz przeciwnie. Na filmikach zza kulis widać, że świetnie się ze sobą czują, mają ten niezbędny feeling do zrobienia czegoś wielkiego i choć każde kolejne nagranie ze Szczęsnym lepiącym pierogi grozi pomeczowym komentarzem: Trzeba było nie pajacować tylko trenować! to jakoś wciąż nie było okazji do jego użycia. Ze spraw okołopiłkarskich (oprócz negatywnego wpływu kuriozalnej reklamy z Tomaszem Kotem na skuteczność Lewandowskiego #TeoriaSpiskowa) jak na razie czkawką odbił się chyba tylko wylot Krychowiaka na negocjacje z PSG, do którego ma przejść po mistrzostwach. Grzegorz zaliczył z Ukrainą jedno z najgorszych spotkań w kadrze. Na szczęście chyba może być już tylko lepiej.
Mecze Polski w dalszych rundach Mistrzostw Europy Francja 2016
25 czerwca, sobota, godzina 15:00. Polska – Szwajcaria
30 czerwca, czwartek, godzina 21:00. Polska – zwycięzca meczu Chorwacja – Portugalia
6 lipca, środa, godzina 21:00. Polska – Walia/Węgry… Za dużo zmiennych, dziś wieczorem będziemy mądrzejsi.
10 lipca, niedziela, godzina 21:00. Polska – Ktoś z cholernie trudnej drugiej połówki tabeli.
Się rozpisałeś, być kilka dni poczekał i byś mógł zrobić podsumowanie zakończonego występu na Euro po heroicznej porażce ze Szwajcarią… ;)))))));PPP Węgry w półfinale? Toż oni odpadną w 1/8.
Belgia słaba jest, jak im mecz nie wyjdzie to Węgry wcale na takiej straconej pozycji nie stoją. Takie same szanse na półfinał mają jak i Polska 😉 A heroiczną porażkę w 1/8 wieszczyłem zaraz po meczu z Irlandią, ale gdzie indziej, gdy mnie ktoś zapytał, jak widzę szanse Polski:
„Odpadnięcie po dobrym meczu w 1/8. Wszyscy będą szczęśliwi, że w końcu wyszliśmy z grupy na wielkim turnieju, walczyliśmy w 1/8 jak równy z równym i, co najważniejsze, mamy perspektywiczną drużynę na kolejny turniej, w którym zagramy już bez presji, aby w końcu wyjść z grupy.”
Taki ze mnie Nostradamus
Ile Węgrzy mogą mieć szczęścia? 😛 Dwa gole z Portugalią po rykoszetach, z Islandią wyrównali w końcówce a o mały włos w doliczonym czasie by nie przegrali. Z Austrią też wygrali po kontrach bo to Austriacy prowadzili grę w tym meczu a zdaje się, że przy 0:0 tam chyba w słupek trafili. Walczą, biegają, nie można im odmówić zaangażowania, chęci, zgrania, ale indywidualnie piłkarsko to jest poziom polskiej ligi co najwyżej (w kilku przypadkach dosłownie, bo w końcu u nas grają), a ten ich napastnik wysoki, Szalai, Salai, czy jak mu tam, to drewniany jest nieprzeciętnie. Był taki jeden polski piłkarz, który grał w podobnym stylu, ale nazwiska jego wolę nie przywoływać. 😉 Jeśli Belgia przegra to tylko z własnej winy, ze zlekceważenia rywala, albo grania każdy sobie (Hazard kółeczka, Witsel łamanie nóg 😉 a Fellaini udawanie pomocnika Boba z Simpsonów ;)) co zważywszy na tę drużynę wykluczone oczywiście nie jest. Niemniej wydaje mi się, że ten limit szczęścia Węgrów kiedyś się wyczerpać w końcu musi i w sumie dlaczego nie teraz.
W teorii tak. W praktyce to mecz 1/8 Mistrzostw Europy, przegrasz odpadasz itd. A takie się inaczej gra i nie zawsze aspekty sportowe są najważniejsze. Oczywista sprawa, że najprawdopodobniej Belgowie walną dwie bramy w pierwszej pół godzinie meczu ogrywając cienkiego Guzmicsa, a reszta meczu będzie męczarnią do oglądania. Ale zawsze jest jakieś ale i często sama euforia i chęć dokonania niemożliwego są ważniejsze niż duże umiejętności i granie każdy dla siebie albo do potykającego się o własne nogi Lukaku.
Dziwne są te mistrzostwa, najlepsi piłkarze coraz bardziej zmęczeni i nie wszystkim chce się szarpać z drwalami (Islandia itp.) w obawie o zdrowie. Wygrają chyba ci najbardziej zdeterminowani, a nie najlepsi. A tak poza tym to ktoś tam słusznie zauważył, że na EURO co 12 lat wydarza się coś nieoczekiwanego. 1992 Dania, 2004 Grecja, 2016…
Węgry… ;PPP A mecz był całkiem ciekawy mimo że po kwadransie wszystko było jasne. Hazard zagrał wreszcie na miarę swego rozgłosu. Kiedy Lewy zrobi to samo? :>
Poczekaj z podsumowaniem aż odpadniemy w 1/8… ;PPP
Było jasne, że Węgrzy nie mają szans z Belgią jeśli Belgia zagra piłkę, na jaką ich stać. A że taką grywają jeden mecz na pięć… Akurat zagrali i szybko poszło.
Wiele do tego odpadnięcia nie brakowało. 😛
no i co się odwlecze… 😛