×
O.J. Made in America (2016), reż. Ezra Edelman

O.J. Made in America część 1 – recenzja

Trwa dobra passa O.J. Simpsona, który w końcu znów doczekał się zainteresowania, o jakim zawsze marzył. Oczywiście on sam wiele na tym nie skorzysta, bo siedzi w więzieniu i prędko z niego wyjdzie, ale fakt jest taki, że nazwisko O.J. Simpson to punkt wspólny dwóch ogromnie chwalonych produkcji, jakie w tym roku ujrzały światło dzienne. To parę słów o tej drugiej – kilkugodzinnym filmie dokumentalnym produkcji ESPN o życiu O.J. Simpsona. A konkretnie o jego pierwszej części, bo został podzielony na pięć. O.J. Made in America część 1 – recenzja.

Komunizm, a sprawa amerykańska

Jedną z wad wychowywania się w epoce komunizmu był fakt ograniczonego dostępu do informacji ze zgniłego Zachodu. A gdy mowa o egzotycznym sporcie, jakim dla nas od zawsze był futbol amerykański, to już poza wyjątkowymi zapaleńcami raczej nikt nie miał pojęcia, co w trawie piszczy. I, powiedzmy to sobie szczerze, dobrze się z tym żyło, bo kogo normalnego obchodzi jakiś tam futbol amerykański. Dlaczego o tym piszę. Ano dlatego, że wychodząc z takiego punktu widzenia, śledzenie filmowej kariery, a następnie upadku niejakiego O.J. Simpsona związane było ze zbyt dużymi lukami w informacjach, by w pełni docenić sytuację. Ten koleś z Nagiej broni to znany futbolista amerykański – tyle wiedzieliśmy, ale nie wiedzieliśmy lub nie potrafiliśmy zrozumieć – bo i jak, jakiś marginalny sport, w który na poważnie grają tylko w jednym kraju – że koleżka ma w Stanach status gwiazdy nie mniejszej niż sława, jaką cieszy się teraz u nas Robert Lewandowski. No przynajmniej ja nie potrafiłem. OK, o co tyle zachodu? Skąd to zainteresowanie procesem i szaleństwo na punkcie aktora z Nagiej broni, który kiedyś grał w futbol amerykański? Co on jakiś Carl Lewis czy co? Pewnie, można było sprawdzić i poznać szczegóły, ale komu by się chciało. No i pewnie dlatego po dziś dzień mam/miałem takie wewnętrzne przekonanie, że więcej w sprawie O.J. Simpsona rozgłosu niż na to zasługuje. Innymi słowy wykreowane to wszystko na potrzeby show, sensacji i telewizji. Ot wzięli pierwszego z brzegu sportowca i zrobili z niego sądowe reality show, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Nic dziwnego, że z takim podejściem do sprawy spowodowanym kontrolowaną ignorancją nie przebrnąłem przez chwalony zewsząd American Crime Story: The People V. O.J. Simpson utykając chyba na trzecim odcinku. I nawet dobrze się stało, bo teraz z przyjemnością obejrzę go od początku.

O.J. Made in America cześć 1 – recenzja

O O.J. Made in America usłyszałem jakiś miesiąc temu, gdy w postaci wielogodzinnego filmu fruwał po festiwalach filmowych i zewsząd leciały pod jego adresem pochwały. Wiadomo, lubię filmy dokumentalne i lubię biopiki, więc pomijając moją kontrolowaną ignorancję, od razu wiedziałem, ze chcę O.J. Made in America obejrzeć. Z nadzieją na to, że w końcu zrozumiem, o co tyle zachodu z tym jednym z wielu futbolistów. Co takiego jest w O.J. Simpsonie, że stał się bohaterem jednego z największych medialnych cyrków ostatnich kilkudziesięciu lat? I O.J. Made in America jak na razie nie zawodzi! To taki film, na jaki czekałem i który rozwiewa wszelkie wątpliwości, jakie mógłbym mieć odnośnie postaci O.J. Simpsona. To tak jakby ktoś wziął widza za łeb i mu powiedział: słuchaj, matole, teraz ci wszystko wytłumaczę! Innymi słowy, O.J. Made in America równie dobrze mógłby się nazywać Wszystko, co kiedykolwiek chcieliście wiedzieć o O.J. Simpsonie, ale baliście się zapytać. Autorzy mają kilka godzin, żeby dokładnie zgłębić temat i po pierwszej części można śmiało napisać, że jako produkcja telewizyjna może stawać w jednej linii z podobnymi hitami ostatnich miesięcy: The Jinx i Making a Murderer. A gdy się zastanowię i być może potraktuję ją jako film, telewizyjny, ale film, to wszystko jest na dobrej drodze do tego, żeby światło dziennie ujrzała kolejna w tym roku Dycha.

Pierwsza część zaczyna się z przytupem nagraniem rozmowy z komisją decydującą o tym, czy skrócić skazanemu wyrok. Widzimy starszego, zmęczonego pana, który opowiada o trenowanej przez siebie drużynie skazańców. To O.J. Simpson zdziwiony tym, że komisja chce wracać do jego przeszłości. Wracamy i my przenosząc się do wczesnych lat O.J. Simpsona, gdy jako gracz drużyny licealnej, a następnie uniwersyteckiej jard po jardzie był coraz częściej na ustach wszystkich futbolowych skautów i gazet sportowych w kraju. Oglądamy nagrania wideo z jego meczów, przeglądamy wycinki z gazet, na naszych oczach rodzi się gwiazda, która w glorii chwały przenosi się z liceum w Kalifornii do leżącego na drugim krańcu Stanów w pobliżu granicy z Kanadą – Buffalo, by tam rozpocząć swoją przygodę w NFL. Gdy skończymy ten rozdział historii, O.J. właśnie rozegra swój ostatni mecz i ruszy na podbój Hollywood.

Wszystko w O.J. Made in America jest jak w najlepszym filmie dokumentalnym, dlatego nie ma sensu rozpisywać się o jego zaletach, bo są te same, co i w innych świetnych dokumentalnych produkcjach. Nie ma też co pisać o robocie, jaką wykonali dokumentaliści (bo wiadomo, że była ogromna skoro mowa o świetnej wielogodzinnej produkcji) zbierając wiele ciekawych materiałów archiwalnych. Co raczej nie było trudne biorąc pod uwagę zainteresowanie, jakie od początku budził O.J. Simpson swoją osobą, ale nie zmienia faktu, że same się nie zebrały. Trudno je nawet wszystkie wymienić, bo mamy amatorskie nagrania z meczów, transmisje telewizyjne, dokumentalne programy o Simpsonie, reklamówki, w których zagrał itede itepe. A do tego masa zdjęć i artykułów z prasy. Ale krzywdzącym byłoby dla filmu, gdyby pozostawić tę recenzję ze złudzeniem prostego opowiedzenia punkt po punkcie biografii sportowca, przyszłego kryminalisty. Ambicją twórców jest bowiem nakreślenie portretu psychologicznego bohatera i próba pokazania tego, co doprowadziło go do punktu, w jakim finalnie się znalazł. Poprzez fragmenty wywiadów z samym Simpsonem, a także jego krewnymi i znajomymi, szybko rysuje się obszerny portret sympatycznego na pozór człowieka, który stopniowo pochłaniany jest przez sławę, bogactwo i idące z tym niekończące się możliwości. Egoisty, który dla swojego dobra bez problemu rezygnował z innych.

I to jeszcze jeden motyw najsilniej pobrzmiewający w pierwszej części O.J. Made in America. Lata futbolowej kariery Simpsona pokrywają się z walką czarnoskórych mieszkańców Ameryki o godność, równouprawnienie i szacunek. Gdy Simpson szaleje na boisku, przemawia Martin Luther King, w siłę rosną Czarne Pantery, a Cassius Clay zmienia nazwisko na Muhammad Ali i odmawia służby wojskowej w Wietnamie twierdząc, że żaden Wietnamczyk nigdy nie nazwał go czarnuchem. Co na to wszystko O.J. Simpson? Odpowiedź na to i wiele innych pytań, a także nagrania najsłynniejszych boiskowych akcji futbolowego bohatera Ameryki znajdziecie w O.J. Made in America. Cholernie warto!

Podziel się tym artykułem:

2 komentarze

  1. Obejrzałem pierwszy odcinek, na początku średnio mi się podobał z racji zlepku dokumentów i wywiadów, ale z czasem poczułem fajny klimat American Crime Story.

  2. Może to kwestia przyzwyczajenia do konwencji filmu dokumentalnego, bo moim zdaniem mimo takiego zlepku żadnego chaosu nie ma i wszystko jest przemyślane (przeszkadzają przerwy na reklamy – bezapelacyjnie), ale łotewer, ważne, że podszedł :). Jutro zdaje się ciąg dalszy.

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004