×
Containment 1x01-02. Recenzja pilotowych odcinków serialu Containment`

Containment 1×01-02. Recenzja pilotowych odcinków serialu Containment

Raz na jakiś czas naszej biednej Ziemi grożą asteroidy, wirusy, kosmici albo szaleńcy, którzy ukradli materiał do budowy bomby atomowej. W nowym serialu odpowiedzialnej za The Flasha, The 100 czy iZombie stacji The CW tym razem wypadła kolej wirusa. Recenzja pierwszych dwóch odcinków serialu Containment.

O czym jest serial Containment

No o wirusie. Napisałem już przecież. Zaczyna się w szpitalu. Sympatyczna pani doktor, która z powodzeniem mogłaby być główną bohaterką (wygląda trochę jak Anna Prus) zaczyna czuć się źle. Nic na to nie wskazywało, bo jeszcze rano badała kolejnych pacjentów i czuła się normalnie. A tu nagle sine oczy, wybroczyny na ustach, krwawe zacieki. Jest coraz gorzej, a ostatnim wysiłkiem myślowym przed śmiercią przypomina sobie syryjskiego pacjenta z podobnymi objawami. Wiele wskazuje na to, że to on zaraził naszą panią doktor, a co więcej dobrze rokuje jako pacjent zero. Bo sprawa zdaje się jest poważniejsza niż początkowo się wydawało. Gruba szycha z jakiegoś trzyliterowo-akronimowego ministerstwa zwołuje w tej sprawie naradę, na którą zaproszony jest major policji, który dopiero co po raz kolejny zawiódł się na swojej dziewczynie, która (za dużo tych która) nie chce się do niego przeprowadzić. Ciach ciach i wokół narażonego na zarażenie obszaru miasta zostaje ustawiony kordon, którego szczelnością dowodzi nasz dzielny major. Co prawda paniki wielkiej jeszcze nie ma, ale już porozdzielane pary po obu stronach kordonu kombinują jakby się tu do siebie dostać. W międzyczasie rośnie liczba ofiar, a wirus okazuje się śmiertelnie niebezpieczny. Tak śmiertelnie, że póki co 100% zarażonych w przeciągu 48 godzin odchodzi za jeszcze jeden, niebiański kordon. Co początkowo wydawało się stosunkowo łatwą do opanowania sytuacją szybko zamienia się w poważny kryzys, o którego rozpętanie – z racji narodowości pacjenta zero – podejrzewani są bioterroryści.

Na początku był belgijski serial Cordon

Z Containment po raz pierwszy zetknąłem się podczas oglądania ww. The 100, podczas którego zapowiadano ten letni, 10-odcinkowy serial wakacyjny. Na tym moje zetknięcie do momentu obczajenia pierwszych odcinków się skończyło. Dlatego teraz trochę jestem zaskoczony, że Containment został oparty na belgijskim formacie serialu Cordon. Dlaczego zaskoczony? Bo doprawdy nie widzę, cóż to za format jest tutaj do podebrania. Containment to klasyczna opowieść o ataku groźnego wirusa, w której nie ma nic wielce oryginalnego. Atakuje wirus, przyjeżdżają ludzie w kombinezonach i zalecają kwarantannę. Nie dało się tego zrobić bez podpierania się formatem? No chyba, że to prościej przepisać scenariusz i tylko dopasować go do innej rzeczywistości. Na pewno prościej, choć nie wiem, jak wielkie jest podobieństwo Containment do Cordon i czy w ogóle jest. No i nie wydaje mi się, żeby koszt zakupu formatu był mniejszy niż koszt opłacenia scenarzysty. No ale nic, tak się tylko dziwię dla zasady, bo nijak fakt bycia formatem nie wpływa na jakość opisywanego serialu. Szczególnie że nie znam oryginału. Tak tylko podkreślam sytuację, żebyście nie myśleli, że skoro aż format podkupili, to jest to na pewno jakaś groundbreaking historia stawiająca na głowie wszystko, co dotychczas widzieliśmy w filmach i serialach o groźnych wirusach. Nie jest. Przynajmniej w pierwszych dwóch odcinkach.

Recenzja pierwszych dwóch odcinków serialu Containment

No właściwie to wszystko już napisałem. Wiecie o czym jest serial i wiecie, że nie jest to serial odkrywczy, a wręcz przeciwnie. Nie wiecie chyba tylko, że mimo tego dobrze się go ogląda i się nie dłuży. Można marudzić, że to wszystko już było – wielkiej różnicy między taką Epidemią, a Containment nie zauważyłem – ale przecież wiadomo, że można by to było zrobić tak nudno jak np. w Contagion – Epidemia strachu. Czyli mamy do czynienia z kolejną prostą, ale solidną produkcją, którą śmiało można zapuścić do jakiegoś śniadania czy innego posiłku (no chyba, że jest się wrażliwym na krew, sporo tutaj kaszlą krwią i innymi glutami) i zobaczyć, co też dalej zdarzy się jej bohaterom. Jest ich kilkoro wedle prostego klucza, jakim jest miłość – głównie porozdzielane zostały pary, które muszą się jakoś odnaleźć po obydwu stronach kordonu, choć jest też parę innych konfliktów. Ot niezobowiązująca rozrywka, do której nie trzeba mieć specjalnych warunków do oglądania i która nie wynosi serialowego rzemiosła na poziom sztuki.

Ej, ale nie bierzcie za bardzo do serca tej miłości, o której wspomniałem wyżej, to tylko drugi plan. Na pierwszym jest wojsko, rządowe agencje ganiające za pacjentami zero i zawirusowani ludzie, którzy wyglądają jakby złapali śmiercionośnego wirusa. Nawiasem mówiąc nigdy nie rozumiałem tego stopniowania stopnia „groźności” wirusa. Jaki by nie był, to zawsze ludzie mocno krwawią, a potem umierają w cierpieniach. Tymczasem co trochę chcą nam wmówić, że to jeszcze gorszy wirus niż ten poprzedni! A nigdy na to nie wygląda. #KoniecRefleksji

Podziel się tym artykułem:

2 komentarze

  1. Nie wybierasz się na patronite?

  2. Musiałem zobaczyć ococho w ogóle. Nie, nie wybieram się. Po co? Nauczyłem się być realistą 🙂

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004