×
Kinowe premiery weekendu 23-25.10.2015: Crimson Peak. Wzgórze krwi, Ugotowany, 11 minut, Łowca czarownic i in.

Poszedłbym, odc. 94 – Kinowe premiery weekendu 23-25.10.2015

Trzeba przyznać, że przed nami bardzo ciekawy kinowy weekend. Crimson Peak. Wzgórze krwi, Ugotowany itd. I dość specyficzny, bo premiery na papierze wyglądają ciekawie, a zarazem… nie wybrałbym się na nie, bo zawsze coś.

Crimson Peak. Wzgórze krwi [Crimson Peak] (2015) Nie poszedłbym 

Sprawa wygląda tak. Widzisz zwiastun filmu, jakich już kilka w życiu widziałeś, ale na logikę myślisz, że kurczę, coś musi być w tej historii więcej, skoro wziął się za nią Guillermo del Toro. Nie, żebym był jego fanem czy coś, ale wydaje mi się, że skoro reżyser, który może nakręcić wszystko coś kręci, to już samo przez się oznacza, że nie jest to pierwsza z brzegu pierdoła. No przecież nie traciłby czasu, który mógłby poświęcić na coś fajnego.

I to jedyna nadzieja Crimson Peak. Wzgórze krwi, na który po samym zwiastunie bym nie poszedł. No bo cóż w nim ciekawego? Oklepany motyw nawiedzonego domu, duchy, laska, która je widzi, przystojni kawalerowie, którzy za chwilę zdejmą surdut i się okaże, że nie są wcale tacy ą, ę i podaj mi herbatkę, duszko. Było.

Nie pomaga też fakt, że del Toro już maczał paluchy (scenariusz) do podobnego filmu z 2010 roku – Nie bój się ciemności [Don’t Be Afraid of the Dark], który okazał się kiszką.

Ugotowany [Burnt] (2015) Nie poszedłbym 

Nie działa na mnie magia nazwiska Bradley Cooper. Nie zagrał w zbyt wielu dobrych filmach. Taka prawda. Co za tym idzie odpada w przypadku Burnt podobny argument, jaki można by pewnie wytoczyć pro Crimson Peak. Wzgórze krwi: „Toooom Hiiiiddlestoooon iiiidęęęę” :P. Nie da się co prawda ukryć, że reszta obsady robi wrażenie, ale dawno minęły czasy, gdy to cokolwiek oznaczało. Co drugi głośny film ma dzisiaj super obsadę. Wabią cię na nią do kina i na tym kończy się zadanie super obsady.

Odejmując to wszystko zostaje film, który korzysta z aktualnej mody i wydaje się, że robi to z premedytacją. A takie wyrachowanie zawsze jest podejrzane – gotowanie jest modne, zróbmy film o gotowaniu. Nie czuć, że autorzy od zawsze chcieli zrobić film o gotowaniu, wręcz przeciwnie. Spieszmy się zanim Top Chefy ostygną.

Na moje oko wyjdzie sztampa z dobrą obsadą. Nic więcej.

Łowca czarownic [The Last Witch Hunter] (2015) Nie poszedłbym 

Nie cierpię filmów, które za bardzo korzystają z tego, że opowiadają o nadprzyrodzonych (czyt. nieistniejących) rzeczach. Zróbmy film o łowcy czarownic. OK, czarownice nie istnieją, ale to mi akurat nie przeszkadza jeszcze, w końcu lubię horrory. Ale przeszkadza mi, że te czarownice są wymówką do całej serii niewiarygodnych i głupich rzeczy. No bo to przecież film o czarownicach i zaklęciach siakiś to co za różnica? Jakiej bzdury byśmy nie wymyślili to i tak usprawiedliwi się ją czarami! I z góry wiadomo, że co by się nie przydarzyło bohaterowi i tak znajdzie głupi sposób na uwolnienie się z opresji. Kajdanki? A co za problem, niech dziwnie powygina mu się dłoń i już. It. itp.

Nie marudziłbym, gdyby czarownice były czarodziejskie, ale łowca już normalny. Odciąłby se dłoń czy coś, zamiast po prostu wyjąć ją z kajdanek. Taki ludzki z ludzkimi ograniczeniami. A tak to za dużo czarów.

I za mało humoru. Zwiastun zapowiada śmiertelnie poważny film, czyli porażkę.

Piotruś. Wyprawa do Nibylandii [Pan] (2015) Nie poszedłbym 

And the Oscar za najgorsze efekty specjalne goes to… Piotruś!

Z niektórymi filmami nie trzeba chodzić do wróżki, żeby powróżyła z fusów odnośnie ich przyszłości. Samo studio, które wypuściło Piotrusia dało wyraźny znak, że nic dobrego z tego nie będzie. Kilka razy przesuwana premiera, żeby uniknąć konkurencji z tym czy innym hitem to odpowiedź na wszelkie pytania: Czy warto? Nie warto, zwiastun tylko to udowadnia wyglądając okropnie.

Jeśli zaś chodzi o mnie, to z Piotrusiem Panem jest podobnie jak z Mikołajkiem. Wszyscy trąbią, jakie to książki dzieciństwa, historie, na których się wychowali i w ogóle kult, a ja, cóż, w ogóle ich nie znam! Serio wszyscy podniecali się za smroda Piotrusiem Panem i Mikołajkiem i tylko ja jestem dziwny?

Co prawda dobrze ktoś spytał na IMDb: Dlaczego tak wielu dorosłych krytykuje film dla dzieci? No trochę w punkt i całe to m.in. moje gadanie można wywalić w kosmos, kiedy dzieci się w takim wydaniu Hugh Jackmana zakochają. Ale coś mi mówi, że się nie zakochają. Szczególnie że to dorośli prowadzają je do kina.

11 minut (2015) Poszedłbym 

Bliźniacza sytuacja jak w przypadku Crimson Peak. Wzgórze krwi. Patrzysz: zwyczajny thriller, jakich cała masa. Ale zastanawiasz się: hej, chyba na piękne oczy nie wypchnęli zwykłego thrillera do wyścigu oskarowego?

Z drugiej strony co za różnica, dwa lata z rzędu polski film Oscara nie dostanie choćby na uszach stanął, więc może doszli do wniosku, że wyślą cokolwiek. Skolimowskiego w Stanach znają, Tarantino go lubi, thriller to międzynarodowy i uniwersalny język jak esperanto. Ślemy 11 minut.

Jednakowoż ciekaw jestem co w trawie piszczy i na ten film wyglądający fabularnie toczka w toczkę jak wczesne filmy Alejandra Gonzáleza Inárritu bym rzucił okiem. Nie spodziewając się jednak niczego więcej ponad starutkie już Nick of Time.

Sól ziemi [Le sel de la terre] (2014) Nie poszedłbym 

Nie przepadam za tego typu dokumentami – to jego jedyny problem. No i może jeszcze to, że już dawno jest na DVD.

Więcej nie piszę, bo to tego typu film, że wystarczy zobaczyć zwiastun i już wiadomo czy chce się go obejrzeć czy nie. Gadanie Q w tym przypadku jest zupełnie zbędne.

Życie na kredycie [Vonarstrati] (2014) Nie poszedłbym 

Polska premiera półtora roku po premierze premierze to nigdy nie jest wiadomość, która zachęca do pójścia do kina. Po niedawnej Krwi bohatera z przychylnością patrzę na islandzkie kino, a zwiastun, który poniżej nie odrzuca na dobre, ale pokazuje wyraźnie, żeby dorwać film kiedyś tam, gdy go puszczą na Dwójce po Expressie reporterów.

I tylko szkoda, że jak to zwykle bywa, kino niezależnie od szerokości geograficznej zna tylko dwa sposoby radzenia sobie z problemami: nachlać się albo się puszczać.

Sztuka uciekania [L’Art de la fugue] (2014) Nie poszedłbym 

#SzczucieWoodymAllenem zdecydowanie zasługuje na swojego prywatnego hashtaga! Nie wiesz jak zareklamować swoją komedię obyczajową, w której nie gra nikt znany (sorry, gra „plejada gwiazd francuskiego kina”) i nie pochodzi ze Stanów Zjednoczonych? To proste: „komedia w stylu Woody’ego Allena”.

Plus #SzczucieCzionkamiBezPLFontów

Tymczasem w biurze jednego z polskich dystrybutorów filmowych.- Ej, ale ta czcionka nie ma polskich znaków!- Każcie…

Posted by Q-Blog on 20 październik 2015

Podziel się tym artykułem:

5 komentarzy

  1. 11 minut – nie warto.

  2. Crimson Peak. Wzgórze krwi – tym bardziej nie warto, poziom wynudzenia jak na Supermanie, cały film zrobiony na siłę i skrajnie sztampowy w swoim gatunku. Na szczęście ja nigdy del Toro nie uważałem za żadne objawienie, więc specjalnie się nie zawiodłem (a poszedłem tylko ze względu na okienko czasowe, które musiałem wypełnić, ech… bieda w kinach).

    Swoją drogą wyszły już dwa Łokindedy, które tradycyjnie nazbierały sporo hejtu, a mi się bardzo podobają. Ciekaw jestem czy nadal pozostajesz w moim obozie 🙂

    Homeland też wymiata, jest dobrze, a na widnokręgu nowy Daredevil.

  3. Czyli kino na razie zgodnie z przewidywaniami :).

    Nie uznaję ludzi hejtujących na TWD, wiadomix, że nie mają pojęcia o czym mówią. Jestem w tym obozie co trzeba :). Hejty to dopiero będzie za tydzień jak dowalą godzinę retrospekcji Morgana :).

    Czyli trzeba nadrabiać Homeland. Kurde, człowiek dwa tygodnie się zapuści i zaraz seriale, które ogląda mają po dziesięć odcinków do nadrobienia :/

  4. jebanycebulaczek

    SERIO?? Jedynym filmem który zaaprobowałeś jest polski gniot, a większość innych odrzuciłeś komentując jak to ten aktor czy reżyser nie robi na tobie wrażenia, i wsio. Żałosne jest takie odrzucanie, zwłaszcza osoby która jak to napisała „Nie uznaję ludzi hejtujących na TWD, wiadomix, że nie mają pojęcia o czym mówią.” gdy TWD już dawno straciło nić łączącą tematykę pierwotną serialu z wydarzeniami z późniejszych sezonów.

  5. Finalnie nie obejrzałem „11 minut”, więc nie wiem jak się miały moje podejrzenia do stanu faktycznego (podejrzewam, że jednak nie warto było iść), ale reszta filmów okazała się kiepska.
    Taki urok tej serii, nazywa się „Poszedłbym”. Nie czy ktoś inny powinien iść, tylko czy ja bym poszedł. Co za tym idzie, nie wiem, co dziwnego jest, że nie chcę iść na film z aktorem/reżyserem, który mnie zawodzi.

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004