Nie miałem już czasu, byłem na urlopie, nie było mnie przy kompie i ch mnie strzelał, że się wkopałem w coś, co trzeba dziobać tydzień po tygodniu. A mimo to regularnie co piątek (czasem w czwartek) były kolejne Poszedłbymy. Od poniedziałku jestem coraz bardziej chory i być może dopiero ta choroba sprawi, że w tym tygodniu sobie odpuszczę, bo ledwo przy kompie siedzę. Ale jeszcze walczę…
Żyć nie umierać (2015) – Poszedłbym
W Stanach wygląda to tak, że jeśli pomimo wielu świetnych ról nie dostajesz Oscara, to wtedy podwajasz swoje szanse na niego i występujesz w roli kogoś śmiertelnie chorego. Śmiertelna choroba zawsze dobrze robi na Oscara. No ale nie jesteśmy w Stanach tylko w Polsce, więc takiej hipokryzji nie można zarzucać Tomaszowi Kotowi. To raczej chęć wykorzystania swojego niewątpliwego talentu w czymś, co otwiera furtkę do kolejnego aktorskiego popisu. A takich rzeczy w polskim kinie za wiele nie ma. Nie ma więc też co wybrzydzać.
Dlatego, choć zwiastun Żyć nie umierać wygląda przeciętnie i na kino spod znaku TVN-u, dla Kota chyba warto rzucić okiem na cały film. Na pewno nie zawiedzie (Kot), na pewno rozbawi (Kot), na pewno wzruszy (Kot), a samo to wystarczy, żeby czasu w kinie nie zmarnować. Z drugiej strony Żyć nie umierać najpradopodobniej jest filmem, który do tematu umierania i radzenia sobie z nim NIE WNOSI niczego nowego, niezależnie od tego, co mówią o nim twórcy w promocyjnych wywiadach. Na szalach wagi mamy więc to czy wystarczy nam dobra aktorska kreacja oraz to czy od kreacji wolelibyśmy jednak niezapomniany film. Zwykle taki dylemat zatrzymuje się na 7/10.
Hitman: Agent 47 (2015) – Nie poszedłbym
Nigdy nie grałem w Hitmana, więc w moim przypadku odpada argument sentymentu do gry. Frienda lubię w Homelandzie, ale jako łysy zabójca wygląda niedorzecznie, jakby to jakaś parodia kina akcji była. A najwyraźniej nie jest.
I sporo wskazuje na to, że to główny problem tego filmu, który od razu wyglądałby lepiej, gdyby w roli głównej obsadzić np. Vina Diesela. Bo zwiastun obiecuje, że będzie się wiele działo (że bez sensu to dla mnie drugorzędne w takich filmach) i chyba nawet krew gdzieś mi mignęła. Tylko szkoda, że te wszystkie akcje takie nieprawdopodobne, bo w moich oczach osłabia to wartość filmu i już męczy. Nie mówiąc o tym, że z tego co czytam tu i tam nijak ma się to do growego pierwowzoru.
We Are Your Friends (2015) – Poszedłbym
Mam to szczęście (?), że nie mam nic przeciwko Zacowi Efronowi. Niektórzy tak już mają, że uprzedzą się do aktora (?) i choćby zagrał oscarowo będą marudzić, że to ten sam koleżka z musicalu dla małolatów. Chłopczyna ze starannie ułożonymi włoskami i sześciopakiem rzeźbionym na sali gimnastycznej tuż obok szkoły aktorskiej. Ja tak nie mam, Efron już dawno jest całkiem w porządku.
Podobnie całkiem w porządku wygląda We Are Your Friends. Najwyraźniej udało mu się uniknąć looku filmu dla plastikowej młodzieży i choć o niej właśnie opowiada, to wygląda bardziej jak rasowe kino obyczajowe. Skojarzenia z 8 Milą wydają się tu być na miejscu, choć nie mam wątpliwości, że film z Eminemem swoim brudem, syfem i beznadziejnością jest bez dwóch zdań lepszy. Ale i tej opowiastki bym spróbował. Choć może jednak już w domu, bo do kina to za głośne dla mnie te bity.
Love (2015) – Nie poszedłbym
Porno innym nazwane imieniem pachnie tak samo – William Szekspir.
Nie jest to pierwsza próba wprowadzenia pornografii na salony i zamaskowania jej kinem artystycznym. Dość powiedzieć, że sławetne Głębokie gardło fruwało po kinach Nowego Jorku na legalu i zbierało modną widownię od Andy’ego Warhola (sam eksperymentował z tematem, żeby wspomnieć tylko jego Blow Job) po wyfiokowane damy w futrach. Wtedy jeszcze wyświetlane o północy w ramach tzw. midnight movies nie ukrywało, że jest zwykłą pornografią. Ot szczęśliwie trafiło na salony, ale szybko z nich zniknęło.
A potem przyszli Francuzi i wprowadzili do kin serię arystycznych pornosów pokroju Gwałtu [Baise Moi]. Zaraz za nimi do kin trafiły Intymność i 9 Songs, ale okazało się, że nawet artystyczne porno dalej pozostaje porno (pornem? :P) i większej kariery poza chwilową anomalią na dużym ekranie nie zrobi. Podobnie zakończy się zapewne historia Love Gaspara Noego, a porno wciąż najlepiej będzie oglądać na Pornhubie.
1001 gramów [1001 Grams] (2014) – Poszedłbym
Norweska pani naukowiec przyjeżdża do Paryża na konferencję dotyczącą faktycznej wagi 1kg. Podróż dostarczy jej wiele więcej informacji o niej samej, niż mogłaby przypuszczać. (Opis dystr.)
Hehe, już za samą tematykę filmu daję zielone światło :). Lubię takie niebanalne rzeczy, jak certolenie się ze wzorcem kilograma, nawet jeśli wyrzucając to z filmu nie zostanie wiele ciekawego.
Ale najbardziej to obejrzałbym film o sensie tłoczenia monet jednogroszowych, który na logikę na pewno kosztuje więcej niż realna wartość gotowych monet.
Myślę, że nawet pomimo obsady w nowym Hitmanie to film i tak się sprzeda.
Motyw tajnego agenta/zabójcy zawsze znajdzie swoich wielbicieli i chociażby z uwagi na grę przyciągnie garstkę fanów dzięki, którym na filmie zarobią.
Czy będzie warty oglądnięcia? Jak się wyłączy myślenie i przymruży lekko oczy to ten jeden raz film można by obejrzeć.