×
The Rock w filmie San Andreas.

Poszedłbym, odc. 74

Korzystając z długiego weekendu bożociałowego, dystrybutorzy największego hitu tego weekendu wprowadzają go do kina już w czwartek. Czyli wczoraj, bo dzisiaj jest piątek, a ja piszę ten wpis w poniedziałek.

San Andreas (2015) Poszedłbym 

Nie ma się co długo zastanawiać, na San Andreas trzeba iść. Nie dlatego, że to niezapomniany film z oskarowymi kreacjami aktorskimi, ale dlatego, że wielką rozpierduchę najlepiej ogląda się na dużym ekranie. I wiem, tydzień temu mniej więcej to samo pisałem o Tomorrowlandzie, który właśnie zalicza w kinach spektakularną klapę (choć nie jest filmem złym, jest tylko filmem przepłaconym), ale z San Andreas powinno być lepiej. Przynajmniej to zapowiadają wpływy z biletów – największy zysk otwarcia dla filmu z The Rockiem w roli głównej.

Brakuje mi wielkich rozpierduch na wielkim ekranie. Niby kino osiągnęło już taki poziom techniczny, że jest w stanie pokazać wszystko, a paradoksalnie te możliwości nie przekładają się na film, który zrobiłby takie wrażenie jak kiedyś np. Dzień niepodległości (niedługo druga część!). San Andreas pewnie też takiego wrażenia nie zrobi, ale liczę na fajniejsze wrażenia wizualne niż w chyba ostatnim takim katastroficznym blockbusterze – 2012.

No i lubię The Rocka, który – nie wiedzieć czemu – uparł się, żeby podpisywać się w credistach jako Dwayne Johnson.

Agentka [Spy] (2015) Poszedłbym 

Teoretycznie nie powinno być żadnej większej filozofii przy podejmowaniu decyzji. Melissa McCarthy w obsadzie = wybieram inny film. Ale przecież jedna aktorka nie może mieć aż takiego pecha (?), żeby ciągle występować w szmirach. Z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że choćby przypadkiem powinna raz na jakiś czas załapać się na dobry film. I kto wie, może i Agentka właśnie takim filmem jest? Przynajmniej na to wskazuje zwiastun.

Twist już w pierwszych sekundach ww. zwiastuna, świetna autoparodia w wykonaniu Jasona Stathama, fabuła przypominająca od razu genialnych Szpiegów takich jak my, no i to, o czym często tu piszę – aktualnie najfajniejszą akcję można zobaczyć nie w filmach sensacyjnych, a właśnie w parodiach takiego kina… To wszystko na plus. A na minus? Ta nieszczęsna Melissa McCarthy.

Jak zatrzymać ślub [Hur man stoppar ett bröllop] (2014) Nie poszedłbym 

Dwoje nieznajomych z pociągu zmierza na to samo wesele. Oboje planują nie dopuścić do ślubu. (Opis dystr.)

Może się nie znam na kinie, ale chyba skończy się tak, że ci nieznajomi z pociągu się w sobie zakochają i będą mieli w nosie ślub, nie? Przynajmniej tak by to było w amerykańskiej komedii romantycznej. Jak będzie w szwedzkim melodramacie? Cóż, może być nieco inaczej.

Tak czy siak, przykro mi, na film, który trwa 72 minuty do kina się nie wybiorę. Aczkolwiek gdzieś tam kiedyś okiem rzucę, bo wygląda na to, że zawsze to jakieś novum w kinie. Film ów nakręcono w trakcie kolejowej podróży z Malmö do Sztokholmu, która trwa dokładnie 5 godzin i 17 minut. No i podobał się na WFF-ie.

Pani szuka pana [Miss Sixty] (2014) Nie poszedłbym 

Motywem przewodnim tej niemieckiej komedii romantycznej jest to, że życie zaczyna się sześćdziesiątce. Zwiastun wygląda nawet sympatycznie, ale nie wiem czy dobrym pomysłem jest sprowadzanie filmu o ludziach, którzy idą na emeryturę w wieku lat 60, do kin w kraju, w którym pracuje się do 67. roku życia (oraz kraju, który przy okazji wygrał wojnę z tym pierwszym krajem).

Szkoła Babel [La cour de Babel] (2014) Nie poszedłbym 

Każdego roku powstaje tak dużo dobrych i ciekawych dokumentów. Trudno powiedzieć, dlaczego do naszych kin trafiają te pozostałe.

Rok z życia dzieci, które przyjechały ze wszystkich stron świata do Francji, by uczyć się języka. (Opis dystr.)

Śpiewak jazzbandu [The Jazz Singer] (1927) Nie poszedłbym 

Nie zmieniam zdania w kwestii klasycznych filmów pokazywanych od czasu do czasu w polskich kinach. Mój nieposzedłbym nie jest wyrazem dezaprobaty względem takich filmów, a jedynie stanem faktycznym – nie ciągnie mnie do chodzenia do kina na takie filmy, kropka.

Syn żydowskiego kantora ucieka z domu, by spełnić swoje marzenie i zostać artystą jazzowym. (Opis dystr.)

Czyli powszechnie uważany za pierwszy dźwiękowy film w historii kina, co do końca nie jest prawdą. Ale to już temat na inne rozważania.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004