Poszedłbym, odc. 45

Głównie to poszedłbym na Festiwal 5 Smaków. A co oprócz niego…
 

Głupi i głupszy bardziej – Poszedłbym

Z jednej strony można utyskiwać, że sytuacja jest klasyczna – oto aktor, którego kariera podupadła łapie się ostatniej deski ratunku (męskiej deski ratunku, kobiety zwykle rozbierają się w końcu dla Playboya) i kręci kontynuację jednego ze swoich największych hitów. Z pewnością jest w tym duża doza desperacji, nie sposób zaprzeczyć.

Z drugiej strony po co utyskiwać? Niewykluczone przecież, że z tej desperacji wyjdzie coś fajnego, śmieszna komedia, jakich w kinach zdecydowanie brakuje. To nie tak, że w pół roku po nakręceniu pierwszej części rąbnięto sequel. Minęło znacznie więcej czasu, aż strach sprawdzać ile. W tym czasie fajna komedia zdążyła stać się kultową komedią, co jest lekko przerażające, bo o ileż i my się postarzeliśmy.

Ale mówi się, że ze strachem trzeba się zmierzyć i myślę, że ten pojedynek może mieć akurat pozytywne skutki.
 

2001: Odyseja kosmiczna – Poszedłbym

Nie lubię filmów Stanleya Kubricka, nie ma co udawać. Tylko dlatego zaznaczam to na żółto, bo akurat ciekawi mnie jak to wizualne arcydzieło sprzed xx lat ma się na ekranie obecnie. Czy wytrzymało próbę czasu i zmianę nie jednej, a przynajmniej kilku epok w dziedzinie filmowych efektów wizualnych.

No i byłaby okazja, żeby w końcu „Odyseję” tak po prostu obejrzeć do końca 😛
 

Lewiatan – Poszedłbym

Zdecydowanie najlepszy kandydat do seansu, jaki pojawi się w ten weekend w polskich kinach. Mówi się, że najpoważniejszy kandydat do zagranicznego Oscara i główny przeciwnik naszej „Idy”.

Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, staram się za wiele nie wiedzieć o filmie przed jego obejrzeniem. Widziałem mocno zachęcający zwiastun, słyszałem monumentalną muzykę – oto cała moja wiedza. Przeciwko filmowi przemawia właściwie tylko jeden fakt – poprzedni film Zwiagincewa „Elena” naprawdę mocno mnie wymęczył.
 

Siedmiu krasnoludków ratuje Śpiącą Królewnę – Nie poszedłbym

Quentin ratuje Was przed pójściem na to do kina. Nie widział co prawda, ale jest pewny, że nie warto. I to wcale nie dlatego, że nie lubi animków.
 

Moja mama jest w Ameryce i spotkała Buffalo Billa – Nie poszedłbym

Nie poszedłbym do kina na film o takim tytule nawet gdyby był przezajebisty.

No dobra, gdyby był przezajebisty to bym poszedł, ale naprawdę mam awersję do takich tytułów. I do animków, a to właśnie są animki. Poza tym po „Odlocie” mam szczerą niechęć do dołujących życiowo animków, a tutaj opis fabuły rozpoczyna się od „Jeanem opiekuje się niania i zapracowany tata. Chłopiec nie wie, że jego mama nie żyje” (Opis dystr.). A potem będą go oszukiwać przez cały film. No zabawa przednia.
 

Za jakie grzechy, dobry Boże? – Poszedłbym

Znajoma była i poleca. Normalnie nie zwracam uwagi na polecanki znajomych – o ile nie są gambitem – ale akurat ta znajoma ma nosa do europejskich komedii. Wyciągnęła mnie na „Benvenuto Presidente!” i na Supercondriaque i obydwa seanse były warte ceny biletu.

No chyba, że zadziała w tym przypadku zasada „do trzech razy sztuka”… Wszystko jest możliwe, w końcu nie przepadam za francuskim kinem. A to francuska komedia, ta z gatunku „pół miliarda Francuzów się w niej zakochało!”.

Claude i Marie ciężko znoszą małżeństwa swoich trzech córek z mężczyznami o odmiennych religiach. Wkrótce najmłodsza oświadcza, że wychodzi za katolika (Opis dystr.). Pozostaje pytanie: mądre toto, czy tylko dla rasistów? :)
 

Jak dogonić szczęście – Nie poszedłbym

Kolejny kamyczek do ogródka durnych tytułów filmowych, które zniechęcają mnie do seansu: „Hector and the Search for Happiness”. Powiadają, że to film podobny do „Sekretnego życia Waltera Mitty’ego”. Raaany, trudno o gorszą antyreklamę.

Simon Pegg sprawdza się w kinie mocno gatunkowym, które sam sobie napisze, bądź jako zabawny drugi plan do widowisk. Nie widzę go w charakterze motoru napędowego „normalnych” filmów.
 

Melasa – Nie poszedłbym

To podobno film o świecie, w którym nic się nie dzieje. Wyrok wydała sędzia Anna Maria Wesołowska.

Młode małżeństwo, Aldo i Monica, stara się znaleźć sposób na przetrwanie w kubańskim miasteczku. (Opis dystr.) 

Skomentuj

Twój adres mailowy nie zostanie opublikowany. Niezbędne pola zostały zaznaczone o taką gwiazdką: *

*

Quentin

Quentin
Jestem Quentin. Filmowego bloga piszę nieprzerwanie od 2004 roku (kto da więcej?). Wcześniej na Blox.pl, teraz u siebie. Reszta nieistotna - to nie portal randkowy. Ale, jeśli już koniecznie musicie wiedzieć, to tak, jestem zajebisty.
www.VD.pl