"Rigor Mortis" - fot. screen z Youtube
"Rigor Mortis" - fot. screen z Youtube

5 Smaków 2014 – Rigor Mortis aka Geung si

Prawda jest taka, że nie przepadam za filmami z Hongkongu. Zdecydowanie za często powtarza się następujący wzór, który nie pozwala myśleć, że to przypadek: oto zwiastun filmu jest fajny, fabuła jest fajna, wykonanie jest fajne i w ogóle wszystko jest teoretycznie fajne, ale całość nie lepi się w nic, co oceniłbym wyżej. I do tej pory nie mam pojęcia, co to takiego. Widocznie miejscowi reżyserzy mają taki nie mój styl i tyle. Jasne, trafiają się filmy bardzo fajne i dla mnie, ale w przeważającej większości – przysłowiowe „zawsze coś”. I nawet nie to, że robią tam słabe filmy – na pewno nie to – robią tam filmy, które podobają mi się umiarkowanie, bądź wcale.

Podobnie z „Rigor Mortis”.

Bohaterem filmu jest aktor, który przestał odnosić sukcesy i zmuszony został do przeprowadzki do budownictwa komunalnego, czytaj wielkiego, betonowego bloku. Po rozpakowaniu się w swoim mieszkaniu, aktor ów drugie co robi to próbuje się powiesić. W ostatniej chwili ratuje go jeden z sąsiadów i tak rozpoczyna się jego przygoda z chińskimi wampirami.

Może problem tkwi w moim guście, a może zwyczajnie za mało wiem o chińskim horrorze z lat 80., z którego „Rigor Mortis” czerpie garściami, żeby w pełni docenić ten film. A już na pewno za mało wiem o chińskiej mitologii i tradycji. Posiadanie takiej wiedzy myślę, że uczyniłoby seans przyjemniejszym. Ale i bez takiego zaplecza dobry film powinno się dobrze oglądać, a ten niestety zostawił mnie zupełnie obojętnym. I w sumie, gdyby ktoś powiedział mi standardowe „nie zrozumiałeś filmu!” to trochę miałby i racji, choć w mojej ocenie nie biorę pod uwagę pytań, jakie po seansie zostały bez odpowiedzi. Zakładam, że gdybym znał chińskie wampiry i inne duchy, to bym problemu nie miał. Z tego też powodu na cały seans patrzę bardziej z rozrywkowego punktu widzenia niż poprzez pryzmat poszukiwacza plotholi i mindfucków.

Co na pewno, to „Rigor Mortis” nie można zaprzeczyć technicznej biegłości. To film zrobiony ze sporym rozmachem, jak na „jedynie” film o wampiro-duchach. Całej ekipie należą się pochwały, bo i ślicznie został sfotografowany i udźwiękowiony, a na całości wizualnego odbioru znaczącą rolę odegrała również dbałość o szczegóły począwszy od ponurych korytarzy, przez zagracone pomieszczenia, aż po znajdujące się w nich przedmioty. Odwalono tu kawał dobrej roboty, której zbytnio nie przeszkadzały efekty komputerowe dobrze komponujące się w obraz i wspomagające tajemniczy klimat, który „Rigor Mortis” ma od początku po sam koniec. No tylko tych nieszczęsnych sznurków bym się pozbył w trakcie walk.

Dla mnie jednak ta w zasadzie wybitna jak na „tylko horror” oprawa to za mało. I choć doceniam biegłość w sztuce filmowej, to podziwianie bogactwa kadrów wystarczyło na podtrzymanie mojej ciekawości do połowy filmu. Potem zacząłem odpływać.

(1824)

Prawda jest taka, że nie przepadam za filmami z Hongkongu. Zdecydowanie za często powtarza się następujący wzór, który nie pozwala myśleć, że to przypadek: oto zwiastun filmu jest fajny, fabuła jest fajna, wykonanie jest fajne i w ogóle wszystko jest teoretycznie fajne, ale całość nie lepi się w nic, co oceniłbym wyżej. I do tej pory nie mam pojęcia, co to takiego. Widocznie miejscowi reżyserzy mają taki nie mój styl i tyle. Jasne, trafiają się filmy bardzo fajne i dla mnie, ale w przeważającej większości - przysłowiowe "zawsze coś". I nawet nie to, że robią tam słabe filmy - na…

Czas na ocenę:

Ocena: 6

6

wg Q-skali

Skomentuj

Twój adres mailowy nie zostanie opublikowany. Niezbędne pola zostały zaznaczone o taką gwiazdką: *

*

Quentin

Quentin
Jestem Quentin. Filmowego bloga piszę nieprzerwanie od 2004 roku (kto da więcej?). Wcześniej na Blox.pl, teraz u siebie. Reszta nieistotna - to nie portal randkowy. Ale, jeśli już koniecznie musicie wiedzieć, to tak, jestem zajebisty.
www.VD.pl