Dom diabła [The House of the Devil]

Pozostańmy na chwilkę jeszcze przy twórczości Ti Westa, którego The Sacrament zreckowałem poprzednio i zatrzymajmy się przy jednym z jego wcześniejszych filmów – tym w tytule.

Ma już THOTD swoje lata (pięć) i dziwię się, że go przegapiłem. No ale wtedy nie miałem listy Do obejrzenia – teraz mało co mi umknie ;P (product placement). Ominął mnie nie tylko on, co dobrze zauważyłem wertując listę reżyserów „The ABC’s of Death” – niby najlepsi, niby obiecujący, a – wstyd się przyznać – nazwiska wielu z nich niewiele mi mówiły. Było tam również nazwisko Westa.

Nic dziwnego.

Oto młoda dziewczyna ma dość swojej sublokatorki. Postanawia się wynieść, ale potrzebuje kasy na nowe lokum. Zdesperowana przyjmuje dziwne zlecenie, by zarobić trochę grosza. Ma opiekować się starszą panią mieszkająca w domu na odludziu. Jej syn zapewnia, że noc minie spokojnie, ale oczywiście wszyscy wiemy, że tak nie będzie. Aha, są lata 80. ubiegłego wieku – to ważne.

Ważne, bo West, który znów zajął się reżyserią, montażem i scenariuszem świetnie udowodnił, że znakomicie czuje się w kinie, które często określamy mianem „starego, dobrego”. Przy skromnym budżecie stworzył diaboliczny horror, który mógłby spokojnie powstać w latach 80. i dziś być kultowym. Opanował do perfekcji triki i techniki, którymi operowali kultowi dzisiaj reżyserzy i wykorzystał je jak należy.

Złośliwy mógłby powiedzieć, że West nakręcił kalkę z horroru lat 80. (a przynajmniej jednej jej odnogi) i trochę miałby rację. Ja jednak doceniam to co zrobił, bo nawet korzystając z najlepszych wzorców można wzorowo skopać ten czy inny projekt. Tutaj założenie było proste – stworzyć coś, co ćwierć wieku temu hulało na kasetach wideo. I przy okazji udowodnić, że się da. Jak często przecież wzdychamy, dlaczego już nie kręci się takich filmów jak kiedyś. I wydaje nam się, że się nie da, że nie ma takich twórców itp. Ale to nieprawda. Czyżby to więc zmienił się widz? Pewnie tak, ale dla tych widzów, którzy przez te ćwierć wieku się nie zmienili, film Westa będzie przyjemnie spędzonymi 90 minutami.

Przewidywalna fabuła nie jest najmocniejszym punktem THOTD, ale co traci na niej, to zyskuje na trafionej w punkt realizacji. 7/10

(1733)

Skomentuj

Twój adres mailowy nie zostanie opublikowany. Niezbędne pola zostały zaznaczone o taką gwiazdką: *

*

Quentin

Quentin
Jestem Quentin. Filmowego bloga piszę nieprzerwanie od 2004 roku (kto da więcej?). Wcześniej na Blox.pl, teraz u siebie. Reszta nieistotna - to nie portal randkowy. Ale, jeśli już koniecznie musicie wiedzieć, to tak, jestem zajebisty.
www.VD.pl