Dzisiaj (i za tydzień też) wyjątkowo nie w bo…
LEGO® PRZYGODA – Poszedłbym
…idę do kina na powyższe i jutro dam Wam znać co i jak. Nie jest żadną tajemnicą, że ruszam na seans na zaproszenie dystrybutora (kliknijcie w poniższy obrazek, ucieszy się; dystrybutor nie obrazek ;P)
ale poszedłbym i tak – stąd pewne zielone światło dla tego tytułu. A czemu bym poszedł? Bo prawdę powiedziawszy ten film musiałby powstać w Polsce, żeby udało się go spieprzyć. Nie szkodzi, że to jeden wielki product placement, bo przy genialnym pomyśle na zarobienie kilku dolarów zostało też miejsce na zaserwowanie dobrej zabawy. A przynajmniej tak myślę. Wszyscy lubią klocki, wszyscy lubią bohaterów popkultury, wszyscy lubią nawiązania i smaczki – niczego nie powinno tu zabraknąć.
Jack Strong – Poszedłbym
Władysław Pasikowski wrócił do formy. O „Pokłosiu„ można było usłyszeć wiele skrajnych opinii, ale tylko ze względu na trudny temat, jaki został w nim podjęty. Czysto filmowo wyglądało to natomiast więcej niż dobrze, choć oczywiście jakieś tam zastrzeżenia miałem. Ale i tak milowy krok od potworów typu „Reich”.
Obawa jest, bo za dobrze to wszystko wygląda. Amerykańskie zwiastuny, amerykański aktor (chciałbym zobaczyć jego umowę i ten podpunkt, w którym mu płacą zatrudnieniem jego żony), amerykańska historia – wsio oparte na faktach i gorące jak bułeczka. Może się nie udać? Ano może, bo to nadal polski film.
RoboCop – Poszedłbym
Czy to nie aby strzał w stopę, żeby tyle nowości dawać równo z rozpoczęciem się igrzysk? Bo gdybym ja miał wybierać to wybrałbym igrzyska – te są raz na cztery lata, a film to zawsze można sobie obejrzeć.
Na nowego „RoboCopa” poszedłbym po to, żeby zobaczyć co z nim jest nie tak. Tylko po to. Są już pierwsze recenzje, optymistyczne o dziwo, ale ja w nie nie wierzę. Widziałem zwiastun i wszystko, co było w nim złe. Czyli wszystko. Ugładzone, pozmieniane (brawo za spłaszczenie do oporu fajnych motywów fabuły), pomalowane na tactical black. Koszmar.
To jakim cudem film ma się udać? Obecność na seansie obowiązkowa – albo po to, żeby go obsmarować albo po to, żeby się zdziwić. Korzyść widzę w obu przypadkach.
Goltzius and the Pelican Company – Nie poszedłbym
Kto będzie chodził do kina na Petera Greenawaya, gdy do wyboru ma to co powyżej? I gdy trwają igrzyska. No na pewno nie ja, sorry Peter. Nigdy nie byłeś moją bajką.
Ale może właśnie dlatego jestem niesprawiedliwy. Bo to nie moja bajka.
Matterhorn – Nie poszedłbym
Fred to samotny mężczyzna, który od śmierci żony prowadzi monotonny żywot. Wszystko się zmienia, gdy do wioski przybywa niepełnosprawny intelektualnie Theo. (Opis dystr.)
Na takie reżyserskie debiuty to ja mogę co najwyżej pójść na festiwalu filmowym. No co? Nikt nie powiedział, że życie jest sprawiedliwe. Jestem zwolennikiem oglądania kameralnych filmów w domu i tego nie zmienię.
Aczkolwiek nie ukrywam, że to, co czytam o tym filmie zachęca mnie do zobaczenia go w domowym zaciszu. (Co nie jest trudne – taki mój mały hint dla dystrybutorów)
Wielkie piękno – Poszedłbym
Pomarańczowy kolor stąd, że poszedłbym, ale w każdym innym tygodniu, ale nie w tym.
Włoskie kino przez ostatnie lata było w ciemnej pupie, ale powoli odradza dawny blask. Dowód w filmie powyżej – włoskiej propozycji do tegorocznych Oscarów, która dostała się do konkursu głównego i wkrótce może zostać ozłocona Golasem.
A teraz porozmawiajmy chwilkę o dystrybutorach, gdyż to już trzeci tutaj film z kolei, na który wcale nie trzeba lecieć do kina… Jesteś dystrybutorem, sprowadzasz włoski film nominowany do Oscara, puszczasz go do kina wtedy, gdy jest ogromna konkurencja kinowa, Zimowe Igrzyska Olimpijskie i można go sobie kupić na DVD na Amazonie?
OK, idźmy dalej.
Wykapany ojciec – Nie poszedłbym
Cóż za arycdzieło przekładu (wiem, wiem, tytułów się nie tłumaczy). Odpowiedzialny za ten polski dowcip musiał mieć niezłą bekę i może nawet premię dostał za pomysłowość, bo to przecież takie pomysłowe! „Anonimowy dawca nasienia dowiaduje się, że jest ojcem dużej liczby dzieci.” (opis dystrybutora) – no po prostu wykapany ojciec. (Nie, ja jestem z pełnego wytrysku! tak leciał ten dowcip).
I znów, to nie jest dobry okres dla komedii z Vince’em Vaughnem. Nawet jeśli jest smieszna (pomysł na fabułę spoko) i ma polskie akcenty. Dlatego nie poszedłbym na pewno i z wykrzyknikiem.
Podziel się tym artykułem: