Zostałem sam. Na weekend. Asiek, korzystając ze statusu VIP-a, wybyła na T-Mobile Nowe Horyzonty i właśnie zbiera się na jakiś chilijski film „Nie”. A ja postanowiłem nie płakać w mankiet tylko zrobić sobie swój własny festiwal filmowy.
Skompletowałem repertuar (proces trwa, bo większość poważnych filmów zebrałem i myślę, że przesadziłem), zadbałem o to, żeby nigdzie nie musieć się ruszać przez weekend i oglądam. Nie będą Nowe Horyzonty pluły mi w twarz.
Relacje z UFF-u możecie śledzić codziennie… no niestety na Q-Fejsie. Bo tam prościej na szybko zarzucić tym, co się obejrzało i lecieć dalej. Proces pisania notki wymaga klikania byle gdzie przez dwie godziny zanim się zbiorę i w efekcie tego obejrzałbym ze dwa filmy. Dla dobra UFF-u zdecydowałem się na ten niedobry Facebook.
Za to podsumowanie festiwalu i recenzje już tutaj po jego zakończeniu. No bardziej recenzje.
Jak na razie poszły trzy filmy i rozpoczęła się jedna retrospektywa. Filmów Sidneya Poitiera. Wystartowały też dwie sekcje: „Przegapiłem” i „Łodefak”.
A dlaczego urodzinowy ten festiwal? Bo w poniedziałek mam urodziny. Ha!