Ledwo co pisałem o swojej teorii dotyczącej uzależnionych od scenariuszy aktorów, a nie minęły 24 godziny i znalazł się kolejny jaskrawy przykład na jej potwierdzenie. Oglądam ci ja sobie „Po północy” (więcej szczegółów tego kroku później), a tu ku mojemu zaskoczeniu zza węgła wyłania się Paul Giamatti.
Paul Giamatti, ceniony aktor o charakterystycznym wyglądzie, którego kariera nabrała tempa po roli w filmie „Bezdroża” (nosz q..a, czemu znów nie ma recki na Q-Blogu, przecież na pewno ją pisałem…), oskarowej niespodziance któregoś tam sezonu. A co przed „Bezdrożami”? Dużo charakterystycznych ról drugo i trzecioplanowych, w których – jak sądzę – obsadzony został głównie po warunkach, a nie z powodu talentu.
Nie powinno się oceniać książki po okładce, bo w ciele o, politycznie poprawnie mówiąc, nieklasycznych kształtach kryje się magister filologii angielskiej na uniwersytecie Yale, ale czy kogoś dziwi, że w „Po północy” zagrał uposledzonego chłopca?
Od 34:05:
Jeśli nie chcesz mojej zguby, scenariusza daj mi luby.
Podziel się tym artykułem: