×

Sponsoring [Elles]

K…a innym nazwana imieniem pachnie tak samo… Ale by to fajny tytuł dla wpisu był, ale się opamiętałem i nie będę przekleństwami w tytułach kłuł. W ogóle jakiś taki delikatny się dzisiaj zrobiłem i wykropkowałem k…ę, choć to film raczej nie z gatunku tych łagodzących obyczaje.

„Sponsoring” miałem zamiar obejrzeć już od jakiegoś czasu, choć bez specjalnego powodu. Poczekałem więc na to, aż płyta z filmem naturalnie wpadnie w moje ręce niż miałbym oglądać na siłę. Ten moment nadszedł dzisiaj, głównie za sprawą Joanny Kulig, o której w ostatnich dniach coraz głośniej. Zagrała jedną z ról w „Sponsoringu” właśnie, wylądowała na jakiejś liście najseksowniejszych aktorek na świecie (i to wcale nie przygotowanej przez nasz zaścianek), grała już u boku Ethana Hawke’a i Kristin Scott Thomas, ba, do „Wstajesz i wiesz” zaprosił ją nawet sam nadredaktor Kuźniar (choć nie był to najlepszy występ – po worach pod oczami można było łatwo domyślić się, że 8 rano to nie jest jej najlepsza godzina). Czara mojej ciekawości się przelała i postanowiłem stanąć oko w oko z bestią.

Choć wyreżyserowany przez Polkę, Małgośkę Szumowską (lektorował Jarek Łukomski, no to oglądał chyba Quenty), to trudno odgadnąć, dlaczego polski tytuł tego filmu to „Sponsoring”. Nie sądzę, aby reżyserka nie miała na niego żadnego wpływu (jej tytuł jest francuskojęzyczny i na nasze przekłada się po prostu na „One”), więc to tym bardziej dziwne. Dziwne, bo jeśli ktoś szuka filmu o sponsoringu to sorry memory, nie ma tu o tym zjawisku ani słowa. Bohaterkami są zwykłe panie lekkich obyczajów. Studentki, owszem, ale żadnego sponsora u ich boku znaleźć nie sposób. I już choćby z tego powodu mogłoby się filmowi oberwać, bo wprowadza w błąd.

I rzeczywiście, filmowi nieźle się obrywa nie tylko z tego powodu, ale myślę sobie, że trochę niesłusznie.

Główną bohaterką filmu Szumowskiej jest udomowiona redaktorka Elle, która już chyba osiągnęła szczyt swojej kariery, bo zrobiła wywiad z Tomem Fordem. Ma dwóch synów i męża pracoholika, a sama spędza czas pomiędzy kuchnią, salonem, a balkonem. Poznajemy ją w trakcie pisania artykułu o dziewczynach do towarzystwa (k…a innym nazwana imieniem). Dwóch konkretnie – Francuzce i Polce. Obie wprowadzają ją w świat najstarszej na świecie profesji i okazuje się, że – a jakże – pełen on jest sfrustrowanych seksualnie facetów, którzy na tych bidulkach wyładowują swoje frustracje i robią z nimi to, czego zrobić nie mogą w domu z żonami. I podobno bardzo dużo przy tym gadają, ale reżyserka skupiła się tylko na erotycznych perwersjach, a klienci naszych bohaterek mówią niewiele. Czasem śpiewają, przeklinają lub płaczą, ale gadatliwi nie są.

Wiem, w przeciwieństwie do reżyserki słabo wychodzi mi nieocenianie bohaterek i tego, co robią. Szumowska zaś nie robi tego wcale, skupiając się na opowiedzeniu tego, co ma do opowiedzenia i zostawieniu widzowi wniosków do wyciągnięcia. No to wyciągam.

Jednak dwie panienki lekkich obyczajów (obowiązkowo słodkie i niewinne na twarzy, co by przekaz był mocniejszy) stanowią jedynie iskrę, która zapala znudzoną życiem dziennikarkę (standardowo świetna Juliette Binoche) i każe jej zastanowić się nad swoim dotychczasowym życiem. Pogrąża się w świecie prostytucji i międląc w dłoniach masło, kostki lodu, afrodyzjakowe ostrygi, czy stopy starca dochodzi do wniosku, że coś ze sobą trzeba zrobić. „Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas” – wiadomo. Czy i ją ta otchłań wciągnie?

„Sponsoring” nie jest filmem złym. Jest filmem bardzo ładnie sfotografowanym i rzeczywiście można mu zarzucić pewną nudę, ale jest to nuda wkalkulowana w język filmu, którym operuje Szumowska. Nuda nieprzypadkowa, którą wraz z jego konwencją można kupić bądź nie. Mnie osobiście „Sponsoring” nie znudził, choć uważam, że jest zbyt łopatologiczny (ww. kulinarne metafory itd.) i jednak zbytnio skrojony pod tezę niezbyt przychylną facetom – to świnie, które choć ubrane w markowy garnitur tylko marzą o tym, żeby sponiewierać panienkę o niewinnej buzi w sposób ograniczony tylko swoją wyobraźnią. A że ich (Szumowskiej) wyobraźnia krąży wokół tego co najgorsze, to cały film pełen jest płynów ustrojowych i wprost pokazywanych dewiacji, które moim zdaniem pokazane tak wprost i bez osłonek paradoksalnie osłabiają przekaz filmu. Tak bardzo mają coś udowodnić, że w efekcie zamiast zniesmaczenia i oburzenia czujemy wesołość (koleś z gitarą rulez), bądź mamy czas, żeby zauważyć, że Andrzej Chyra mógłby sobie darować występ w tym filmie (Krystyna Janda zresztą też; wątek urwany niczym z s7 „Dextera” :P). Co więcej, brudne erotycznie sceny zostały nakręcone jakby spod kamery Paula W.S. Andersona – czysto i sterylnie, co dodatkowo osłabia ich przekaz. Przynajmniej dla mnie.

Ostatecznie więc miotam się między 6 i 7, ale chyba zostanę przy 7. Bo choć cały film kończy się typowym dla kina moralnego niepokoju „ni wypiął ni przyłatałem”, to jednak został zrealizowany ładnie dla oka i fachowo. Miał coś do powiedzenia i nie zanudził, choć z łatwością mógł to zrobić.

PS. Zacząłem od Joanny Kulig i na niej skończę – biust ma bardzo ładny, ale nie wydaje mi się, aby była gotowa do podbijania Hollywood. Jest młoda, ładna (głównym atutem jej urody jest jakaś taka nieprzewidywalność – potrafi być piękna, a za chwilę zupełnie odwrotnie; choć nie jestem pewien czy to świadoma umiejętność 😉 ), odważna (w sam raz do epizodów w B movies, bo w wymuskanym mainstreamie odwaga jest średnio potrzebna), ale swoją rolą w „Sponsoringu” mnie do siebie nie przekonała. Za dużo było w niej Joanny Kulig, a za mało postaci (hmm, niezbyt sympatycznie to brzmi, ale mam nadzieję, że wiadomo, o co chodzi 😉 ) (zdecydowanie, za dużo tych nawiasów).

(1460)

Sponsoring [Elles]Reżyseria: Małgorzata Szumowska, Scenariusz: Małgorzata Szumowska, Tine Byrckel, Występują: Juliette Binoche, Anais Demoustier, Joanna Kulig, Andrzej Chyra, Krystyna Janda 

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004