×

Uprowadzona 2 [Taken 2]

Idzie weekend, będziecie pewnie do kina lecieć, a może jeszcze nie zdążyliście wydać kasy na drugą część „Uprowadzonej”. Jeśli tak to ratujcie swoje pieniądze i nie wybierajcie się na tę sensacyjną szmirę. Dajcie lepiej tę kasę mnie. Też będziecie do tyłu, ale przynajmniej sprawicie radość fajnemu mnie, a nie krwiopijcom producentowi, dystrybutorowi i studio filmowemu.

Dla pełnej jasności – pierwszą część uważam za świetne kino i poleciłbym ją z czystym sumieniem każdemu. Pamiętam, że duże wrażenie na mnie zrobiła będąc filmem sensacyjnym w stylu, który lubię. Czyli takim, w którym główny bohater nie zastanawia się czy komuś zrobić krzywdę czy nie (jeśli zasłużył) tylko robi ją i to jeszcze z przytupem.

Na dwójkę czekałem, choć może nie aż tak na gwoździach, żeby rzucać się na nią sekundę po premierze. Nie miałem żadnych złych przeczuć, a raczej nadzieję na to, że znowu trochę fajnej rozpierduchy zobaczę. Nie zobaczyłem. Zaliczyłem za to kilka facepalmów.

Od początku było źle. Nasz główny bohater jakiś taki niesympatyczny w ogóle, za córką (Maggie Grace już ma prawie 30 lat, a gdzieś tak 17-latkę gra) łazi, ma pretensje o wszystko, których to pretensji nie można wytłumaczyć tylko tym, że się o nią martwi. Zresztą tego nie widać, widać raczej, że ma jakiś problem sam ze sobą. Och, jestem taki zasadniczy i wszystko musi być dopilnowane, chciałbym być luzakiem, ale nie potrafię, ojej. Była(?) żona ma kłopoty w swoim kolejnym związku, a grająca ją Famke Janssen nie wygląda za dobrze. Musimy się nasłuchać jakichś dramatyczno-śmiesznych dialogów z nadzieją, że przeżyjemy do rozpoczęcia się akcji i potem już będzie fajnie. Nie jest.

Na naszym bohaterze pragną zemścić się jakieś albańskie wsioki. Na szczęście mogą na niego zapolować w Turcji, gdzie prawie jak w Albanii. Sądzę, że w jakimś cywilizowanym mieście utknęliby na bramkach metra i tak skończyłaby się ich akcja. W Stambule póki co mogą porobić groźne miny, poobserwować swoje cele (cała rodzina bohatera), pogadać przez komórki konspiracyjnym szeptem, choć i tak nasz bohater doskonale rozpoznaje kto jest podejrzany i tylko łypie groźnie okiem. Jakimś cudem udaje im się złapać 2/3 z planowanej grupy (brawa dla eksżony, która wysłuchała wskazówek eksmęża – skręć w prawo, potem w lewo, potem w prawo, 127 metrów dalej w czerwony korytarz, za siódmymi drzwiami po lewej stronie w prawo, a potem prosto zygzakiem do taksówki – i zapamiętała bezbłędnie, niestety eksmąż zapomniał o siatce) i to już ich ostatni sukces w tym filmie, bo są albańskimi wsiokami.

Potem nasze badgaje robią już wszystko źle. Bohater na odległość rękami córki (do której dzwoni z jakiegoś cudeńka wywiadowczego, po które w dramatycznej scenie sięga dłonią w kierunku zgiętej nogi) odmierza gdzie jest przy pomocy sznurówki i wybuchu granata w centrum miasta, którego to wybuchu raczej nikt poza nim nie usłyszał i czekając na odsiecz po prostu się rozwiązuje z opaski uciskowej fachowo zaciśniętej przez albańskich wsioków… O matko.

A potem się ścigają pieszo i samochodami, strzelają zupełnie nieefektownie i dają sobie trochę po mordzie. Jest najwolniejsza w historii kina scena tortur i jeszcze trochę strzelania i mordobicia. Plus nieudana próba zaniepokojenia widza tym, czy wszyscy z rodziny aby przeżyją. Bez napięcia zupełnie. Wszystko bezsensowne i nierealne. Omijać szerokim łukiem. 4/10

(1429)

PS. Przepraszam z góry wszystkich mieszkańców albańskich miasteczek czytających Q-Bloga. Jestem pewien, że nie chcielibyście się utożsamiać z tymi pierdołami z filmu i nie obraziliście się na moje epitety 😉

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004