×

Nietykalni [Intouchables]

Raz na jakiś czas z Francji dochodzą newsy o niebywałym sukcesie frekwencyjnym jakiegoś francuskiego filmu. Okazuje się, że obejrzało go sto sześćdziesiąt milionów Francuzów, a wśród widzów byli nawet rosyjscy kosmonauci, którzy dla filmu postanowili przerwać bicie rekordu świata w ilości dni spędzonych na orbicie (wystarczyło siedzieć tam 797 dni, a oni odpuścili w 796., bo film schodził z ekranów i mogliby nie zdążyć). Gdy tak się dzieje, do boju ruszają krytycy, którzy próbują odkryć sukces takiego filmu. Za pomocą setek trudnych słów analizują każdy kontekst, trop itp. filmowe czy to społeczne i odgadują co też reżyser miał na myśli, no i co w którym momencie chciał powiedzieć, że tak celnie trafił w oczekiwania widzów.

Prawda jest jednak taka, że wysilają się zupełnie niepotrzebnie i nawet, jeśli reżyser rzeczywiście chciał w którejś scenie dać swój głos w jakiejś ważnej społecznie sprawie, to prawda jest prosta. Francuzi kochają swoją sztukę mając przy okazji głęboko w nosie wszystkich innych. I dlatego filmy pozornie zupełnie zwyczajne zarabiają tam siedem razy więcej niż „Titanic” i „Avatar” wzięte do kupy. A to, że jakiś film obejrzało 25 milionów osób wcale nie oznacza, że do wyścigu mają stawać filmoznawcy, bo to film ponadczasowy, coś, czego jeszcze w kinie nie było, istna celuloidowa rewolucja. A jedynie to, że to dobry film. A czemu akurat właśnie ten film zobaczyło w kinie tylu widzów? Moi drodzy, ch*j wie! 🙂

Czarnoskóremu Drissowi do szczęścia wystarczy zasiłek. Aby go dostać, musi przytaskać do urzędu pracy podpisany świstek, że szukał pracy. W celu uzyskania podpisu odwiedza sparaliżowanego Filipa, który szuka opiekuna. Zamiast podpisu, Filip oferuje mu pracę na okres próbny. Wchodząc na ambicję wyluzowanego młodzieńca dopina swego. Driss ma być od teraz na każde skinienie głowy (niczym innym nie jest w stanie kiwać) swojego bogatego pracodawcy. Nie tracąc pogody ducha, wnosi sporo ożywienia w dość nudne życie Filipa.

Chcecie analizy i interpretacji, wybierzcie się poczytać jakąś inną recenzję. Tutaj jej nie znajdziecie. Nie dlatego, że jestem upartym leniem, któremu nie chce się analizować i interpretować tego filmu, który w Stanach wzbudził zgorszenie (nazwanie go rasistowskim to doprawdy jeszcze bardziej śmieszna komedia niż sami „Nietykalni”). Ale dlatego, że to (nie)zwykła komedia, której zadaniem jest bawić widza i nic więcej. Wszystko, co oprócz tego wyniesiecie z kina jest spowodowane tym, że na tle innych komedii „Nietykalni” rzeczywiście wybijają się in plus osiągając poziom nieosiągalny dla innych błahych komedyjek. Zarówno na poziomie żartów, które tu nigdy nie schodzą poniżej poziomu dobrego smaku (nawet, jeśli dotyczą stolca), jak i na poziomie świetnie udanego połączenia dwóch zupełnie różnych światów bez popadania w tony, które kogokolwiek (poza Amerykanami) mogłyby urazić. Bo nie sądzę, aby Murzyni czy niepełnosprawni obrazili się na reżysera po seansie. Szczególnie, że między jednym i drugim żartem opowiada nieco więcej o ciężkim życiu zarówno tych w slumsach, jak i tych w inwalidzkim wózku.

Nie zmienia to faktu, że film ten głównie Was rozbawi (a jeśli nie, to raczej coś z Wami jest nie tak, a nie z filmem), a jeśli wzruszy to co najwyżej na chwilę. Darowano tu sobie bowiem tani sentymentalizm i nie eksploatowano nadmiernie ckliwych wątków. I choć wózek i getto to z pewnością nie są najlepsze miejsca na świecie, by się w nich znaleźć, to w filmie dwójki Oliviera Nakache, Erika Toledano nie znajdziecie poparcia dla takiej tezy, że świat jest okropny. O nie. W świecie „Nietykalnych” wystarczy chwilę pogadać z gangsterami przez szybę ich półciężarówki,a oni ze zrozumieniem dadzą spokój waszemu przybranemu bratu.

A jeśli cokolwiek można „Nietykalnym” zarzucić, to jedynie tyle, że dowodzą iż wbrew prowadzonej przez zdrowie kampanii społecznej, to jednak pieniądze są tym, co daje szczęście. 8/10
(1357)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004