Długie oczekiwanie na drugi sezon się wreszcie skończyło, „Spartacus” ruszył z kopyta na razie w necie bodajże, ale ACTA za drzwiami to nie ma na co czekać, trzeba oglądać. Oczywiście dobrze wiadomo, skąd taka długa przerwa i nie będę się rozpisywał o ś.p. Andym, bo wszystko już zostało na ten temat napisane. Czy zamiana aktora to była dobra decyzja? Czy powinni zamiast tego skończyć serial w trakcie? Nie wiem. Wiem, że się cieszę, że krwawy serial powrócił.
To teraz dwa słowa o 2, a w zasadzie 3×01. Dwa, bom śpiący, ale że właśnie skończyłem oglądać…
Mam jeden wniosek. Powinienem przypomnieć sobie sezon numer 1, bo jednak zbyt dużo czasu minęło i szczerze powiedziawszy za wiele nie pamiętam. I jeśli czujecie, że też wiele nie pamiętajcie to sobie przypomnijcie choćby z opisu na Wiki, bo się przyda. Sądzę, że większość z mojej chęci do kręcenia nosem wzięła się stąd, że nie pamiętam kto, co i jak. Coś mi się kołacze, ale nie wszystko co trzeba.
Bo nosem chcę trochę pokręcić – nie wkręciłem się jakoś w pilota. Może przy końcu, a właściwie przy ostatnich słowach Spartacusa. Pewnie dlatego, że zapowiedziały co przed nami bez konieczności oglądania się wstecz. Dlatego też myślę, że z mojej marnej pamięci ta chęć do narzekania wynika.
Bo tak pomijając fabułę to wszystko co najlepsze powróciło. Krew i cycki pisząc w skrócie. Viva Bianca pojawiła się na ekranie jak trzeba, a krew, oj, sikała na lewo i prawo. Masakra w burdelu przyniosła poziom erotyki i brutalności na poziomie, w jakim tylko w „Spartakusie” można sobie pooglądać i uspokoiła każdego, kto być może myślał, że będzie łagodniej. Nie jest. Spartacus się wkurwił, mąż Vivy się wkurwił, wszyscy są wkurwieni w zasadzie – nic tylko dać im miecze. Ups, już im dali
Zastępca Andy’ego taki sobie. Dziwi mnie, że na wieść o szansie od losu nie zamknął się na siłowni i nie przypakował.
„You had me at whores”, dobranoc