×

Serialowo, s04e02

Telewizja zakwitła serialami na dobre. Nie wiadomo co pierwsze oglądać, a spieszyć się trzeba, bo za chwile kolejka się wydłuża. Zawsze tak jest na początku, a potem przychodzą apatia i cancele. No ale na razie jest entuzjazm, to i „Serialowo” regularnie będzie. Jak dobrze pójdzie to w tym tygodniu i ze dwa razy. Jest bowiem tyyleee do oglądania, że choć nie wszystko jeszcze obejrzałem co chciałem, to tego co obejrzałem już uzbierała się spora kupka. Z serialami łatwiej niż z filmami. Tu się ukradnie 15 minut, tam 20 i można coś obejrzeć w pół dnia. Choć nie ma to jak spokojne oglądanie bez nerwów. No ale przy takim, to bym już w zupełnie ciemnej dupie był.

Zanim po tym niepotrzebnym, aczkolwiek standardowym notkowym marudzeniu – przechodzimy do sedna.

Prime Suspect, 1×01

Jeden z kilku seriali, którym zamierzam dać szansę. Remake kultowej brytyjskiej produkcji, której do dzisiaj nie widziałem (raz zacząłem, ale na tym się skończyło) wyreżyserowany przez Petera Berga, czyli faceta od największego mojego serialowego hitu ostatniego czasu – „Friday Night Lights„.

Główna bohaterka, detektyw nowojorskiego wydziału zabójstw, stara się jakoś wybić w zdominowanym przez facetów komisariacie i w ogóle glińskim świecie. Okazja trafia się wraz ze sprawą brutalnych morderstw połączonych z gwałtem. Nasza dzielna pani detektyw (Maria Bello) rusza do akcji.

Nie przepadam za policyjnymi serialami filmami. „Policyjne” = gierki na komisariacie, kult gliniarza, przekupne gliny i tuszujący ich wybryki Kapitanowie, którzy bajdurzą o honorze i o tym, że policja to już nie to samo co kiedyś. Mimo tego pierwsza połowa pilota podeszła mi bardzo dobrze i łatwo. I podobała mi się. Głównie dlatego, że w te wszystkie motywy kina policyjnego wpleciony został umiejętnie humor i sympatyczna główna bohaterka. Nie było więc zbytniego moralizowania i innych szitów, a raczej ciężka walka o uznanie i śledztwo w wyjątkowo krwawej sprawie. Wszystko okraszone kilkoma ujęciami standardowopeterobergowymi (bardzo fajny autentyczny klimat potrafi stworzyć – zimne zdjęcia i odpowiednia muzyka wystarczą mu, żeby widz nie czuł się, że ogląda serial, a jest w swoim świecie).

W drugiej połowie było gorzej. Głównie dlatego, że nie wiem za dużo o serialu i dlatego spodziewałem się jednej długiej sprawy. A tu puf, badgaj złapany. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w drugim odcinku okazało się, że to nie on tylko jednoręki, ale myślę, że jeśli każdy odcinek będzie o innej sprawie, to serial straci we mnie widza. Wolałbym jedną sprawę jak w „The Killing” – szczególnie, że o wiele bardziej przemawia do mnie sposób opowiadania w „Prime Suspect” niż ten deszczowo-zimny w „The Killing”. Na pewno obejrzę drugi odcinek, ale już nie jestem taki pewny czy będę widzem na stałe.

Castle, s4

A więc zaczął się czwarty sezon „Castle’a”. Za nami dwa odcinki, a ja nie widziałem żadnego z nich… Dlaczego więc o nim piszę? Otóż „Castle’a” oglądam z Aśkiem, więc muszę czekać aż łaskawie zdecyduje się na seans. Już ze trzy razy w przeciągu tygodnia pytałem czy oglądamy i nic. Myślę więc sobie, że jak się tak wszędzie na nią poskarżę, to w końcu nadgonimy ten serial 😛

Na razie napięcia nie ma, bo jakoś o zdrowie i życie Kate Beckett się nie martwię.

Breaking Bad, 4×11

Sezon dobiega końca, więc nie ma mowy o przynudzaniu. Nie jestem jednak z tych widzów co to przyjmują bezkrytycznie formułę woooolneeego prowadzenia fabuły w celu dotarcia do mocnego zakończenia. Owszem, doceniam spokojne uwertury do szaleństwa i uważam, że BB robi to najlepiej w serialowym świecie, ale nie umiem ciepło myśleć o sezonie tylko ze względu na dwa, czy trzy mocne odcinki na koniec. Dlatego choć na sezon numer cztery nie narzekam, to jednak nie jest to już to, co kiedyś.

Jak więc mówię, raczej powodów do narzekania nie mam jeśli chodzi o odcinek numer 11 i poprzedni. No mógłbym się czepiać głupiego wg mnie rozwiązania sytuacji z dywanem/chodnikiem (bywa, że tak absurdalne pomysły potrafią być wprowadzone w taki sposób, że kupuje się je bez zmrużenia oka, a potem zachwyca się twórcami, że tak umieli – tutaj wyszło to raczej komicznie), ale nie będę taki.

Opętany śmiech Waltera na koniec 4×11 myślę, że śmiało można już kultem obwołać, ale mam zastrzeżenie. Końcówkę nazwałbym genialną i pokazał swój zryty beret, gdyby nie fakt, że będzie jeszcze jeden sezon. To niestety osłabia to, co zobaczyliśmy w poniedziałek.

Czas honoru, 4×05

Lekki spadek formy. Myślę, że nic się już w tym serialu nie zmieni i do końca pozostanie na swoim poziomie, więc ten spadek formy to raczej takie odczucie subiektywne nie mające nic wspólnego z moim odbiorem serialu, ale jednak.

Trochę też poszarżowali w pewnych miejscach. Czy to Warszawa, czy wieś – wygląda to wszystko na fajne miejsce, gdzie jest kupę żarcia, picia, słońce w oknach i zero zmartwień w wysprzątanych na glanc mieszkaniach. Przydałoby się coś bardziej mrocznego w warstwie wizualnej, a nie taka sielanka. Bo jednak znane pyski w hitlerowskich mundurach z żadnej strony nie są mroczne. No i ta scena z robieniem zdjęć. Strzela do chłopaków cały garnizon, a ci wystarczy, że wbiegli w las i już nikt ich nie goni. Westerny rządzą się swoimi prawami, ale kaman.

Survivor, 23×02

O, zdecydowanie lepiej w drugim odcinku. Ozzy ozzy’owaty i ciekawa rozgrywka taktyczna pokazująca w prosty sposób przewagę, jaką mają byli gracze nad nowym mięsem armatnim, Coś, czego przed telewizorem nauczyć się nie da.

Czyli Coach Show i jego:
– Rozegramy to 3x3x3
– Co?

I rozegrał mimo niedogodności 🙂 Brawo. Choć dalej za nim nie przepadam.

Sons of Anarchy, 4×03

Odcinek raczej komediowy, gorszy niż poprzednie, ale dalej złego słowa o nowym sezonie nie powiem. Zobaczymy, w którą stronę nas to wszystko zaprowadzi lecz rozwalona chawira sonsów i narkotykowy rozłam pomiędzy członkami gangu zapowiadają ciekawe rzeczy.

I tylko prosiłbym o darowanie motywów typu: „ciekawe co na to twoi koledzy, gdy się dowiedzą, że twój stary był murzynem”, bo jednak są jakieś granice mojej wiary, a wszelkie ewentualne „wypierdalaj z naszego klubu!” w odpowiedzi na to uznam za jeszcze większe naciąganie sprawy. Na razie jednak wskazuje na to, że Śniady Ljuboja się na to złapał. Szkoda, bo to wg mnie durne.

Na dobre i na złe, s13

Zmiany, zmiany, zmiany… Najpierw niespodziewana zmiana kultowej piosenki Anny Jurksztowicz, potem największe wydarzenie serialowe roku i skaperowanie Michała Żebrowskiego do obsady, a przed nami jeszcze nowa czołówka. Fiut fiut!

A co w serialu. też zmiany. Pawica zasiada na fotelu dyrektora szpitala. Nie dlatego, że chce sobie na nim posiedzieć, ale dlatego, że został nowym dyrektorem. Jego dyrektorowanie nie podoba się wielu przez co zdesperowany Adam będzie musiał postawić sprawę na ostrzu nożów. A wcześniej wystartował też udanie w triathlonie. Okazuje się, że to proste. Wystarczy się przebrać w koszulkę i spodenki i już ma się wszystko, co potrzebne do uprawiania triathlonu (rower udostępnili organizatorzy). Agata wraca do Leśnej Góry jako mężatka. Ślub jej służy, bo przy okazji przestała kuleć – przed ślubem kulała (wnioski nasuwają się same). Nikomu nie podoba się jej wybór Pawła na męża, ale ona się tym nie przejmuje, a rady Rudej (rady rudej rady rudej rady rudej… powiecie to szybko dziesięć razy?) puszcza mimo uszu. W związku z tym Ruda zaczyna warczeć na Ninę. Przemek ma doła i zaczyna brzdękać na gitarze. Niestety, dół się powiększa, bo to nie jego piosenka zastępuje tę Anny Jurksztowicz. Tymczasem jego siostra Hana (kolejny po Meliksonie transfer z Izraela) czuje się w LG coraz lepiej. Nawiązuje dobry kontakt z Tretterem i z Leną, która kombinuje jakby tu powiedzieć Witkowi o tym, że jest w ciąży. Witek oczywiście dowiaduje się skądinąd i grecka tragedia gotowa. Szczególnie, że Pani Profesor twierdzi jednoznacznie, że tę ciążę trzeba usunąć…

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004