Chyba czas założyć osobnego taga dla wyczynów mojej (i nie tylko mojej) ulubionej recenzentki filmowej i żałować, że nie zrobiłem tego wcześniej, bo okazji do wytykania ignorancji Beacie Klaps było tyle, co wydań „Angory” z jej wypocinami
W tym tygodniu już myślałem, że nie będzie ku temu okazji, bo tak czytałem reckę „Kapitana Ameryki„ (a właściwie to Captaina Ameriki, żeby pozostać wiernym polskiemu tytułowi…) i nie znajdowałem rażących uchybień, a czepiać się byle pierdół nie zamierzam – alergię mam tylko na oczywiste bzdury. Zatem tym razem było nieźle – choć można się sprzeczać czy recenzja, której 75% treści to streszczenie filmu to nadal recenzja. No i dyskusyjny jest też kawałek o „obowiązkowym kretyńskim lateksowym stroju” świadczący o tym, że akurat w scenach dotyczących stroju Kapitana (który, został tu obśmiany i potraktowany z dystansem oraz świadomością bycia kretyńskim i nadającym się do dokonania w nim zmian) Klapsowa odpisywała na sms-y.
No i kiedy już myślałem, że w tym tygodniu odpuszczę – przyszła końcówka recenzji. Świadcząca nie tylko o błogiej niewiedzy osoby wyrażającej nadzieję na to, że puste kina będą miały jakikolwiek wpływ na powstanie kontynuacji, ale także o tym, że recenzentka Angory nie wytrzymała do końca napisów. Choć raczej obstawiałbym na to, że standardowo wyszła z seansu w połowie filmu.