×

NMF – Było sobie kłamstwo

Było sobie kłamstwo [The Invention of Lying]

Co byś zrobił, gdybyś zawsze i bez wyjątku mówił prawdę? Oczywiście opowiadałbyś o tym, jaką kupę nawaliłeś lub o tym, że właśnie się masturbujesz. Przez chwilę myślałem, że cały film oparty będzie na tym założeniu i trochę się zmartwiłem. Na szczęście to był tylko początek, potem fart-joke’i zeszły na dalszy plan.

Oto świat bez kłamstwa. Każdy w nim mówi prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Oto niespełniony scenarzysta kiepskich filmów z gatunku Lars Von Trier ekranizuje „Władcę pierścieni”. Właśnie traci pracę, a jego życie nigdy nie miało mniej sensu niż ma w tej chwili. Pewnego dnia w wyniku zwarcia się odpowiednich zwojów mózgowych nasz bohater wypowiada pierwsze w historii wszechświata kłamstwo. I widzi, że to jest dobre (dla niego). Nie przestaje więc kłamać, a wszystko zaczyna układać mu się znakomicie.

Powinienem odgórnie przygotować Listę Standardowych Akapitów złożoną z najczęściej powtarzanych przeze mnie rzeczy. Ponumerowałbym ją po kolei i odsyłał -> Zobacz Lista Standardowych Akapitów numer 17. I nie musiałbym ciągle co jakiś czas pisać tego samego. Znalazłby się na niej akapit, który znajduje zastosowanie w przypadku tego filmu: Bardzo lubię filmy z prostym pomysłem. Wg mnie prosty pomysł to główna podstawa dobrego filmu, aczkolwiek wymyślenie takiego prostego pomysłu jest bardzo trudne i niewielu się to udaje. Szczęściarze, którzy brak pomysłu nauczyli się maskować biegłością realizacyjną i innymi sztuczkami, które odciągają nas od pomysłu.

Tutaj pomysł jest. Prosty jak konstrukcja cepa. Oto świat, w którym nikt nie kłamie. Koniec pomysłu. Taki prosty, a tak wiele możliwości w nim drzemie. I prawdopodobnie nie zostały one w pełni wykorzystane w tym filmie, ale i tak wystarczyło napędu na przyjemną komedię (znów z gatunku tych niekomediowych) na 8/10 (troszeczkę naciągam tę ocenę, ale niech będzie). Choć nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że odpowiedzialny za ten film Ricky Gervais za bardzo podniecił się swoim pomysłem i doszedł jednak do wniosku, że nie trzeba nad nim za długo siedzieć i tak będzie fajnie. I jest, za co w sumie jeszcze większe brawa dla Gervaisa, bo mimo tego zrobił film, który obejrzeć warto i który wyróżnia się na tle innych produkcji.

Trzeba jednak przed seansem wyłączyć myślenie i przyjąć świat przedstawiony taki jakim jest. Bo jeśli za dużo zacznie się rozmyślać, to dostrzeże się, że świat taki a nie inny raczej na całkowitej szczerości powstać by nie mógł. Ale na co to komu szukanie dziur w całym – w końcu to tylko rozrywka, a nie moralitet o wierze i religii, jakim niektórzy chcieliby go widzieć.

Z minusów najbardziej przeszkadzała mi nadmierna szczerość. OK, rozumiem, że zapytani muszą odpowiadać szczerze. Ale po cholerę bez pytania przyznawać się do wszystkiego? Bezsęsu, jak to mawiał klasyk. Chyba przezwyciężyła chęć pożartowania tanim kosztem, a ten jest rzeczywiście bardzo niski, bo przecie wystarczy przysłać kelnera, który zamiast dzień dobry mówi, że napluł do drinka. Ha ha ha. No i z podobnych rzeczy drażniła mnie też niekonsekwentność bohaterów. Jak wszyscy mówią szczerze, to wszyscy – także i Gervais, który na mój rozum od razu po zobaczeniu Garner powinien jej powiedzieć, że ma odstające uszy i małe cycki.

Tak czy siak sympatyczny film z dużą ilością gościnnych występów. Edward Norton, Philip Seymour Hoffman, Tina Fey, Jonah Hill, Jason Bateman… Jasne, można ich było wykorzystać bardziej, ale co gościnny występ to gościnny występ.
(1175)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004