×

Secret Reunion feat. The Case of Itaewon Homicide

Secret Reunion aka Ui-hyeong-je

Prawdopodobnie tylko w Korei Południowej mógł powstać taki film. Połączenie komedii z krwawym i mocnym kinem, a zarazem połączenie kina szpiegowskiego i z buddy moviesem. W Ameryce by to po prostu nie wyszło, w Indiach co drugi film jest takim połączeniem, ale jak to wychodzi to Wy już wiecie, choć żadnego z tych filmów nie widzieliście :), w Polsce… hehe itd. Serio, nie potrafię sobie wyobrazić żadnego innego kraju, w którym ktoś mógłby nakręcić coś takiego. No może w Wielkiej Brytanii, oni tam też umiejętnie od czasu do czasu łączą konwencje.

Zaczyna się z grubej rury. Megaszpieg starej daty z Korei Północnej przyjeżdża na południe, żeby wykonać zlecenie. Pomóc w jego wykonaniu ma mu dwóch uśpionych szpiegów daty starej. Akcja wobec wyrzutów sumienia jednego z młodziaków nie udaje się tak jakby wszyscy na północy chcieli. Megaszpieg rozpływa się w powietrzu, a młodziaki zostają na południu. Północ ich nie chce, południe ich ściga. A najbardziej ściga ich południowokoreański szpieg, który w wyniku dania ciała zmuszony jest założyć prywatny biznes, ale cały czas dyszy żądzą zemsty na komunistach. Mija jakiś czas…

Znakomita rozrywka, która przypadła do gustu zarazem widzów (drugie miejsce pośród najbardziej kasowych koreańskich filmów w 2010 roku), jak i krytykom (miejscowe nagrody filmowe za reżyserię, najlepszy film, zdjęcia i aktora). Jest w niej w zasadzie wszystko i, co najważniejsze, połączenie przeróżnych konwencji zagrało tutaj bez większych zgrzytów. Wiadomo, film to azjatycki więc niektóre rzeczy drażniące nieazjatyckiego widza w nim być muszą. Ale jeśli tegoż widza nie zaślepi azjatyckie umiłowanie do dramatyzowania wszystkiego i zmuszania widza do śmiechu, a za chwilę do płaczu to będzie się bawił świetnie i bez zastrzeżeń. A jeśli na siłę postanowi się tego czepiać, to dalej będzie się dobrze bawił, ale nosem też trochę pokręci.

Dla mnie to w każdym bądź razie jeden z lepszych rozrywkowych filmów akcji i taki wzór na letni blockbuster, który w Hollywoodzie dawno już nie wyszedł spod niczyjej kamery. Dowodem na to nominacje do NFQ, które „Secret Reunion” zdążył już otrzymać. 9/10

***

The Case of Itaewon Homicide

Tym razem już krócej, bo to film oparty na faktach i do tego taki z gatunku „no ciekawe, jak się to wszystko skończy”, czyli wymagający od recenzenta (choćby i tego domorosłego) ugryzienia się w język i nie zdradzania za dużo. Choć jeśli po tych słowach nastawiacie się na film, który ma Was zaskoczyć przebiegiem fabuły i jakimś grubszym twistem, to przestańcie się nastawiać. Bo to solidnie opowiedziana historia, która jednak nie wychodzi ponad przeciętność.

Pewnej nocy w knajpce tuż obok amerykańskiej bazy wojskowej zamordowany w bestialski sposób zostaje młody chłopak. Policja szybko zatrzymuje dwóch podejrzanych lecz śledztwo utrudnia fakt posiadania przez nich amerykańskich korzeni. W sprawę miesza się więc amerykańska ambasada, a brak jasnych dowodów nie ułatwia rozmów na linii amerykańsko-koreańskiej. Tymczasem dwóch zatrzymanych zaczyna zwalać winę jeden na drugiego i już w ogóle nic nie wiadomo.

Jako się rzekło – film opowiada historię prawdziwej zbrodni, która wstrząsnęła Koreą i która obudziła na nowo dyskusję na temat sensowności stacjonowania w Korei Południowej amerykańskich wojsk. Na potrzeb filmu wiele faktów zostało jednak przeinaczonych na czele z backgroundem obu podejrzanych o morderstwo. OIDP w rzeczywistości byli to pełnokrwiści żołnierze amerykańscy, a nie – jak chce film – mieszańcy. Tak czy siak tajemnica kto zabił pozostaje w filmie ta sama, a my im dalej w film, tym więcej sprzecznych informacji dostajemy i niejako sami zmuszeni zostajemy do wydania jakiejś opinii na temat mordercy, a konkretniej na temat tego, któż nim jest. A to dobrze świadczy o filmie, bo nie ma nic gorszego jak bohaterowie, których ma się w poważaniu i nikogo nie obchodzi kto zabił, byle tylko film się już skończył.

Zatem, znów się powtórzę, mamy do czynienia z filmem intrygującym i wciągającym, ale nie zostawiającym szczęki na podłodze. Szczególnie, że dużo się w nim mówi po angielsku, a to zawsze słaba strona koreańskiego kina, wobec której ciężko przejść obojętnie. Od razu słychać w angielskich dialogach czy zagranicznych „aktorach” jakąś nieszczerość, która przeszkadza w oglądaniu.

„The Case…” nie przeszło bez echa i na nowo rozbudziło zainteresowanie tajemniczą sprawą sprzed lat. A to też jakiś plus dla filmu. Ostatecznie jednak 7/10.

No i nie było krócej. Standard.
(1129)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004