Walter White powinien powoli szykować się do wzięcia udziału w jakimś konkursie rzutów. Organizowane są np. zawody w rzucie komórką (telefonem takim, a nie pomieszczeniem) na odległość i właśnie w czymś takim widzę go w najbliższym czasie. Najpierw perfekcyjnie wykonał pizza toss, dzisiaj poprawił doniczka tossem. Czym rzuci w najbliższym odcinku?
A w ogóle to wiem, świnia jestem. W zeszłym tygodniu obiecałem się ustosunkować (dirty thoughts not included) do Waszych komentarzy dotyczących poprzednich odcinków i tego nie zrobiłem. Gdybym był czytelnikiem takiego bloga jak mój i autor by mnie zlał, to przestałbym go czytać…
Żartuję. Ale tylko dlatego, że praktycznie nie czytam żadnych innych blogów oprócz mojego ;P Taki ze mnie narcyz, co zresztą chyba nie jest jakąś znów nową wiadomością.
A już przechodząc do rzeczy – w końcu jakiś konkretny odcinek, który zleciał nie wiadomo nawet kiedy. Można dodawać nowe postaci, milczących meksów zabójców itd., a i tak serialem rządzi i dzieli główny bohater. W końcu mógł sobie pofolgować i wypuścić z siebie tę parę, która zbierała w nim przez trzy odcinki. Nie do końca jeszcze ją wypuścił i ciągle się łudzi, że może jednak uda się powrót do starego życia, ale już chyba do końca odcinka pozbył się wszelkich wątpliwości i od następnego odcinka pewnie coś się ostro popieprzy. A na razie w tym względzie (popieprzenia) pole do popisu ma Skylar, której już w ogóle nie rozumiem. Bo o ile jednokrotne wskoczenie Tedowi do wyra rozumiem, to jednak recydywa mnie nie przekonuje zupełnie. No ale może przyda się taki Ted do wrobienia go w metamfetaminowe grzeszki Waltera – niech no tylko wyjdzie w końcu wprost na jaw, że Ted kryje coś przed kolegami i koleżankami. Jak to w kinie – kochanek musi się okazać skurwisynem, żeby żona wróciła do męża. Nawet jeśli przez pierwszy tydzień przynosił kwiaty i propozycje zakupu działki na Helu…
Tak czy siak Walter dzisiaj dał czadu i z przyjemnością można było popatrzeć jak miota się pomiędzy starym dobrym nauczycielem chemii z liceum, a nowym i mniej dobrym wytwórcą metamfetaminy. Wkurzone wejście do firmy Teda i próba opanowania się zakończona rzutem doniczką zdecydowanie można nominować do miana sceny odcinka.
A przy okazji okazało się chyba trochę, że jednak poprzednie odcinki rzeczywiście nie do końca przemyślane i nudnawe były. Bo dzisiaj niby też nic wielkiego się nie działo, ale przyjemność z oglądania była dużo razy większa.