[REC] 2

Ciąg dalszy krótkiego wysypu filmów, o których nie ma co pisać. W sam raz, bo nie mam warunków do pisania. Dzisiaj np. już jakieś dwie godziny zeszły mi na… wychodzeniu z domu. Srsly, ile można wychodzić z domu? „Wychodzimy”, „OK”, ubieram się i jestem gotów do wyjścia. Ale nie wychodzę, bo muszę czekać na towarzyszkę wyjścia. Aktualnie wychodzimy z psem. „Wychodzimy?”, „OK”… Doszliśmy do kuchni, gdzie towarzyszka… zrobiła sobie herbatę. I tak siedzi pół godziny i pije.

Oho, wychodzimy! Poszedłem, opowiedziałem dowcip i chyba nie chcieli słuchać więcej, bo się zebrali do wyjścia. Znaczy głównie moja towarzyszka, a reszta to goście, o których dzisiaj twitterowałem.

No to chyba RECka, jak wrócę. Życzcie mi, żeby zakładanie butów nie trwało pięć godzin!

Wróciłem. Skończyło się na partyjce 3-5-8. A że partyjka trwa parę godzin…

Wracając więc do filmu z tytułu notki, to jako się już rzekło na początku – nie ma o nim co pisać. Nie dlatego, że jest beznadziejny i szkoda na niego słów, ale dlatego, że to już było. Kto więc widział część pierwszą i mu się podobała, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że i dwójka mu się spodoba, choć na pewno nosem pokręci, że już to widział.

Druga część zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym kończyła się jedynka. Jest zainfekowana kamienica, jest kilka osób, które starają się okiełznać wirusa, jest charakterystyczny, dokumentalny sposób kręcenia, czyli stylizacja na „wchodzimy gdzieś z kamerą i kręcimy to, co tam się dzieje”. Kamera odpowiednio się trzęsie, filmowcy starają się urozmaicić to trzęsienie różnymi typami kamer, a żeby się widz nie nudził, to co trochę zza węgła wyskakuje jakieś mniejsze lub większe straszydło, które za moment zamieni się w solidnie krwawą plamę. Czyli nie ma się co nudzić.

Żadnego postępu w stosunku do jedynki nie ma. To po prostu to samo tylko jest tego więcej. No i chyba nawet niespecjalnie bardziej zaawansowanie technicznie. Co nie znaczy, że w tym względzie jest źle. Wręcz przeciwnie, bo sprawność realizacyjna to największy plus tego filmu. No i krwawe miazgi, którym nie oparły się również „zombie” w wersji nieletniej, czyli coś, czego raczej w amerykańskich produkcjach trudno zobaczyć. A tutaj headshot i do przodu.

Ogólnie jednak nie ma się specjalnie czym zachwycać. Seansu nie żałuję, ale gdybym dwójki w kinie nie zaliczył to by się wielka krzywda nie stała. Jeśli chcą robić trzecią część (nie wiem, może nie chcą), to muszą zaoferować coś lepszego, bo jeszcze raz to nie przejdzie.

OK, starczy, bo niestety nie doczekałem się warunków do pisania recek. A jak mi wszystko dookoła ucha buczy, to nic więcej niż to, co właśnie czytacie spłodzić nie jestem w stanie. A jutro może być jeszcze gorzej… 4(6).
(905)

Skomentuj

Twój adres mailowy nie zostanie opublikowany. Niezbędne pola zostały zaznaczone o taką gwiazdką: *

*

Quentin

Quentin
Jestem Quentin. Filmowego bloga piszę nieprzerwanie od 2004 roku (kto da więcej?). Wcześniej na Blox.pl, teraz u siebie. Reszta nieistotna - to nie portal randkowy. Ale, jeśli już koniecznie musicie wiedzieć, to tak, jestem zajebisty.
www.VD.pl