W „24: Redemption” dwugodzinnym pilocie siódmego sezonu „24” też są Indie. I to już w szóstej minucie, gdy nawet napisy początkowe nie wybrzmiały:
A zatrzymując się na dłużej nad samym „24: Redemption”, to niestety marne. Z przykrością to piszę, bo tyle czasu trzeba było czekać od zakończenia kiepskiego szóstego sezonu (pierwszych pięciu będę bronił jak niepodległości, następnego…), że można było coś lepszego wymyślić. I sam początek był OK, potem było OK, a po paru minutach włączył mi się ziew. Czekałem tylko na to, jak Jack rozpieprzy tych wszystkich afrykańskich skurczybyków, a i w sumie na to się nie doczekałem. Buu.
Obsada fajna, Sutherland, Carlyle, Todd, Voight, Gunton plus fajna panna w bieliźnie, ale niewiele pomogli. I w sumie „24: Redemption” wyglądał tak jak miał wyglądać, czyli na wstęp do czegoś poważniejszego, ale kaman! Dwugodzinny (z reklamami) wstęp? Toż to z definicji musi być nudne. Przed szóstym sezonem wystarczył bodajże siedmiominutowy i już. Pościgali się autami i przynajmniej nie było nudy. A tu była.
Największy zarzut: za mały rozmach. Odcinek traktuje o przygotowaniu do dwa tysiące pięćset siedemdziesiątej ósmej wojnie domowej w Afryce. Rząd się boi, rebelianci mają kałachy, sprawa jest poważna. A tymczasem ja tam ani przez chwilę nie widziałem Afryki. Widziałem dziesięciu chłopa, którzy przygotowują jakieś coś na podwórku przed domem nie bacząc na to, że wszystko dookoła żyje swoim własnym, innym życiem. Ja tam nigdzie nie widziałem przygotowania do rewolucji, a jedynie jakieś zabawy małolatów w wojnę na jakimś odludnym terenie. Serio, momentami te polowania dżipem na dzieci były aż niepoważne. Wjeżdża na boisko szkolne paru murzynów i zaczyna się drzeć. Gdzieś w tle sobie jedzie ciężarówka, ludzie gdzieś sobie idą, ptaszki śpiewają… coś jak w tej animacji na Amigę, gdzie w sielski krajobraz nagle wjeżdża czołg. Tu też, jedynym znakiem zapowiadającej się wojny domowej/rewolucji/ludobójstwa/łotewer było tych dziesięciu chłopa, którzy jeździli po okolicy, która w ogóle na Afrykę nie wyglądała. Nigdy co prawda w Afryce nie byłem, ale widziałem już sporo filmów o Afryce, w których nie miałem problemu z uwierzeniem, że to Afryka… Reasumując, wypuścili paru aktorów w plener, żeby poudawali Afrykanów i Afrykę. Nie wyszło.
I tylko Jack Bauer niezmienny. Kiedy strzela, to trafia. Nawet jak strzela po fikołku za plecy z potrójną śrubą. Nie marnuje kul na nietrafienie w cel, każda dochodzi. Idę o zakład, że nawet, gdy strzela w powietrze to trafia jakieś ptaki…
Widziałem opinię, że „24: Redemption” o niebo lepsze od „Prisona” 4×12. Nie zgadzam się z tą opinią i to bardzo.