×

Lost Boys – The Tribe

Sezon na kontynuacje hitów z lat osiemdziesiątych trwa. Tym razem na warstat trafił klasyk Joela Schumachera – „Straceni chłopcy”. Jak dla mnie, trafił zupełnie niespodziewanie, bo nie miałem o nim pojęcia dopóki się na niego nie natknąłem i nie obejrzałem. Zdziwienie me było spore z powodu dwóch rzeczy:
a). tego, że ktoś odważył się zrobić sequel;
b). tego, że choć film trafił prosto na DVD, to… jest dobry!
Co zaś idzie za tym drugim punktem, to jak się okazuje można zrobić dobry film za garstkę dolarów, który z góry zdaje się być skazany na porażkę (podpowiedź interpretacyjna: piję tutaj wyraźnie do trzecich „Żołnierzy kosmosu”.

Oczywiście zaglądając na IMDb i czytając oceny userów dowiecie się, że to absolutnie beznadziejny film, ale nie wierzcie im. Wierzcie mi! A jeśli po obejrzeniu też będziecie uważać, że jest absolutnie beznadziejny, to już nie moja wina. Po prostu zastanówcie się nad sobą 🙂

Dobra. Dwa słowa o fabule. Fabuła jest taka sama jak fabuła oryginału. Do nadmorskiej miejscowości Luna Bay przyjeżdża rodzeństwo złożone z Chrisa i jego siostry Nicole. Biedactwa właśnie straciły rodziców i przeprowadzają się do ciotki. Tymczasem miasteczko upodobała sobie banda surferów-wampirów, która dość szybko zasadza się na naszych nastoletnich bohaterów. Na szczęście w sąsiedztwie czuwa sam Edgar Frog (one and only Corey Feldman).

Rzucając szybko okiem na filmografię reżysera sequela „Straconych chłopców” zobaczymy, że facet specjalizuje się (mocne słowo, za mocne) w przeróbkach horrorowych (i nie tylko) hitów. P.J. Pesce, bo tak się zwie, wyreżyserował trzecią część „Od zmierzchu do świtu”m trzecią część „Snajpera”, a także zrobił serial ze „Wstrząsów”. Z tych trzech filmów widziałem tylko FDTD 3, ale śmiem twierdzić, że „Lost Boys – The Tribe” wyszło mu najlepiej.

Sukces filmu Pesce (Pescego?) (jaki sukces?) polega na tym, że ma chłop dystans do tego, co robi i ani przez chwilę nie próbował zrobić nadętego filmu, który na każdym kroku stara się zrobić to, co niemożliwe – choćby zbliżyć się do jakości oryginału. Udało się chłopu dostać pieniądze na sequel i wykorzystał je na zrobienie lekkiego filmu, na który ja, fan oryginału Schumachera, nosem nie kręcę i który serio mi się podobał. No może nie przez cały czas jego trwania, ale przez większość czasu na pewno. Być może dlatego, że całkiem z zaskoczenia mnie wzięli i nie miałem żadnych oczekiwań (choć po ŻK 3 też nie miałem…), ale nie zamierzam się teraz nad tym zastanawiać, wystarczy mi, że film przypał mi do gustu. I choć był tanią kalką „Straconych chłopców” to jednak „dał radę”. Klimacik udało się stworzyć niczego sobie (choć też kosztem oryginału – eteryczne nadmorskie miasteczko pełne oryginałów w skórach, tatuażach i ćwiekach, ale przede wszystkim dystans do całego przedsięwzięcia sprawił, że wyszło tu parę szczerze zabawnych momentów rozluźniających atmosferę i sprawiających, że całość nie przypominała nadętego (podejrzane, znowu używam słowa „nadetego”) filmu o wampirach, jakich ostatnio pełno.

Łącznikiem między pierwszą a drugą częścią jest wspomniany wyżej Corey Feldman, który specjalnie się przez te dwadzieścia jeden lat od premiery „Straconych chłopców” nie zmienił (sic!). Corey powrócił do swojej prawdopodobnie najsłynniejszej roli (no można się sprzeczać czy TLB czy może „The Goonies”, którzy również pojawiają się tutaj przez chwilę! na kasecie, a nie że aktorzy ;P) i zrobił to znakomicie. Tak przerysowanej postaci dawno nie widziałem w żadnym filmie i bynajmniej nie jest to zażalenie do Feldmana. Wręcz przeciwnie. Ta cała powaga i niski głos sprawiały, że z samego tylko jego odezwania się miałem ubaw.

W filmie pojawia się również drugi z braci Frog, Alan (Jamison Newlander), ale jakoś go nie zarejestrowałem przyznam szczerze. Do kolekcji jest też Corey Haim, ale jego występu nie rozumiem za bardzo po co i dlaczego. No, ale jest i trzeba przyznac, że czas nie obszedł się z nim łaskawie 😉

Swoją drogą chetnie popatrzyłbym na serial „The Two Coreys”, w którym występują Feldman z Haimem (puszczają toto w ogóle w jakiejś telewizji?)… A wracając do ciekawych nazwisk w obsadzie sequela „Straconych chłopców” to znaleźć tam można Toma Savini w całkiem ciekawej rólce zakończonej twistem. Tom Savini dla niezorientowanych to taki czarodziej od krwawych efektów specjalnych, który ostatnio więcej czasu poświęca aktorstwie (Sex Machine z „Od zmierzchu do świtu”). No i kończąc tę liste wspomnieć należy również o głównym badgaju. Te rolę po Kieferze Sutherlandzie przejął jego młodszy przyrodni brat – Angus Sutherland. Po tym jednak, jak pokazał się na ekranie śmiem twierdzić, że lekce aktorstwa pobierał w Akademii im. Stevena Seagala.

No i co tam jeszcze? Jest sporo krwi, trochę nagości, film długi nie jest, odżywają wspomnienia… same plusy właściwie. Szkoda, że nie wziął się za niego lepszy reżyser i nie dostał porządnego budżetu, ale psioczyć nie ma co. Legendy nie zepsuli, a to najważniejsze. W ogóle nie naciągane 4+(6).
(649)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004