Zbrodnia ferpekcyjna [Crimen Ferpecto]

Fajnych czasów dożyliśmy. Człowiek latami szuka jakiegoś filmu (raz nawet znalazł, ale mu nie chodziło na starym kompie, a na nowym póki co nie pamiętał, żeby poszukać znów), a tu pewnego dnia patrzy na wystawę w kiosku i widzi ów film dołączony do gazety. Żyć nie umierać. Dodatkowy plus, że akurat siedzę w Wawie, bo zdaje się tylko do warszawskiego wydania „Polski” dodali ten film i nigdzie indziej bym go nie dostał. Z kolei jeden jej minus jest taki, że to całkiem fajna kolekcja jest dołączana do gazetki od jakiegoś czasu i parę ciekawych tytułów przepadło, na czele z „Rosario Tijeras”. Trzeba pomyszkować na stoiskach pod Centralem.

„Zbrodnia ferpekcyjna” to hiszpański film wyreżyserowany przez Álexa de la Iglesię, którego „El Dia de la bestia” znajduje się na wysokiej pozycji na mojej liście ulubionych filmów. Niestety de la Iglesii nie udało się już więcej nakręcić nic równie dobrego (choć pewnie fani „Accion Mutante” by się ze mną nie zgodzili), a jego krótki epizod z Hollywood zakończył się katastrofą w postaci „Perdita Durango”, ale sympatia do niego mi pozostała i gdy tylko mogę łykam kolejne jego filmy, które wpadną mi w łapy. De la Iglesia wrócił do Hiszpanii i tam na szczęście na nowo odżył, więc i jest co oglądać (dziwne, looknąłem do recek i nie ma żadnej, a przysiągłbym, że chociaż „800 balas” i „La Comunidad” powinno być) i nie trzeba się załamywać poziomem produkcji. Choć jak mówię, tak dobrze jak w przypadku „El Dia…” nie ma i już chyba nie będzie.

Tym razem de la Iglesia opowiada historię super-hiper-sprzedawcy Rafaela Gonzalesa, który stara się o posadę kierownika w wielkim supermarkecie. Rafael zawsze dostaje to, czego chce, więc nawet nie przyjmuje do wiadomości, że założony cel nie zostanie przez niego osiągnięty. Gdyby jednak życie było zawsze takie proste… Po drodze do stanowiska kierownika, Rafael wplątuje się w zabójstwo oraz w dość toksyczny romans.

Seans zaczął się zadowalająco:

„O, już lubię ten film” (c) Q
„Jaasneee, wszystkie kobiety właśnie tak sypiają” (c) Asiek

„O, ja też już lubię ten film” (c) Asiek

Potem było równie dobrze:

„O, sztuczne cycki!” (c) Asiek

[dziesięć minut później:]– Dlaczego nie oglądasz? – Q
– A bo się zdenerwowałam! – A
– Czym?
– No tymi sztucznymi cyckami. W ten sposób promują sztuczność i nienaturalność!
– Aha.

A potem zaczęła się czarna komedia pełna absurdalnego humoru i piętrzących się trudności, na której się nie nudziłem i czasem śmiałem, ale znowu bez tego „czegoś”, czego nigdy nie umiałem zdefiniować. No bo niby czasem wszystko jest na miejscu, a i tak człowiek ogląda i tęskni za jakimś porywem serca. Owszem, podziwia pomysłowość nadwornego scenarzysty de la Iglesii. Jorge’a Guerricaechevarríi, z przyjemnością ogląda efekty reżyserskiej roboty w postaci całej gamy filmowych zagrań począwszy od niepokojących i psychodelicznych ujęć prosto z horroru, a skończywszy na błazenadach, które w każdym innym filmie by psuły całość, ale nie u de la Iglesii; i śmieje się widząc dzieciaka walącego głównego bohatera gumowym młotkiem po łbie, ale nie czuje, że jak ktoś przypadkiem wyłączy film w połowie, to będzie się tego kogoś miało ochotę zabić.

„Zbrodnia ferpekcyjna” to bardzo fajna czarna komedia nakręcona w typowym dla de la Iglesii stylu zgrywy połączonej z miłością do krwawych horrorów, która od początku do końca jest przemyślana i nie ma w niej zupełnie nic przypadkowego, ale moim ulubionym filmem nigdy by nie mogła być. Co najwyżej gdzieś w pierwszej trzysetce by się może znalazła, ale policzenie tego wymagałoby wyższej matematyki, a mnie się liczyć nie chce.

Tak czy siak, jeśli gdzieś jeszcze zobaczycie w kiosku to bierzcie bez zastanowienia. 4+(6).

PS. Plus dla Aśka za wtręty typu:

„Jasne, w ogóle nikt nie czuł smrodu” (c) Asiek [bo wicie, ten kolo w niebieskim to przypalony trup, który tak cały dzień przestał w środku sklepu pełnego kupujących]

Uczy się od Mistrza 😉
(600)

Skomentuj

Twój adres mailowy nie zostanie opublikowany. Niezbędne pola zostały zaznaczone o taką gwiazdką: *

*

Quentin

Quentin
Jestem Quentin. Filmowego bloga piszę nieprzerwanie od 2004 roku (kto da więcej?). Wcześniej na Blox.pl, teraz u siebie. Reszta nieistotna - to nie portal randkowy. Ale, jeśli już koniecznie musicie wiedzieć, to tak, jestem zajebisty.
www.VD.pl