×

Oko [The Eye]

Niewidoma od dziecka Sydney (Jessica Alba) poddaje się operacji przeszczepienia rogówki. Operacja kończy się sukcesem, ale Sydney zaczynają dręczyć halucynacje, które są zbyt realne, aby przejść obok nich obojętnie. Dziewczyna postanawia dowiedzieć się ococho.

Co by było, gdyby „Bambi” wybrał się (to właściwie był on czy ona?) na operację przeszczepu rogówki? Ano byłoby „Oko”. Patrząc na zbliżenia twarzy Jessiki nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że oto w świat horroru wpasowany został ten biedny jelonek (sarenka?), którego dręczą przerażające wizje. I choć na początku miałem obiekcje, co do obsadzenia w tym filmie Alby, to jednak jakoś szybko zniknęły i przyzwyczaiłem się do jej dużych oczu. Łagodziły wariacje z dźwiękiem, któym realizatorzy postanowili widza straszyć od czasu do czasu.

„Oko” to kolejny remake japońskiego (pomyliło mi się 🙂 miało być „azjatyckiego” of koz) horroru. Tym razem na warstat wzięty został nakręcony w Hongkongu film braci Pang, który zwał się… „Oko”. Urzekła mnie informacja w napisach początkowych na temat tego, skąd wzięła się inspiracja do filmu. Fajna kobyła na pół ekranu i cztery linijki.

O oryginale nie miałem dobrego zdania, więc i remake nie napawał mnie optymizmem. No, ale do wyboru w kinie był tylko on (znaczy wybór był duży, ale godzina seansu pasowała mi tylko w jego przypadku), więc zasiadłem w pustej sali kinowej i… całkiem nieźle się bawiłem. Może to dlatego, że dawno nie oglądałem żadnego horroru na dużym ekranie (nie licząc „Aata” 😉 ), a może dlatego, że sam film naprawdę nie był zły. Nie przynudzał i nie silił się na nic. Historia znana z oryginału została zgrabnie opowiedziana i choć mam lekkie zastrzeżenia do końcówki (muszę to jeszcze przemyśleć 😉 ), to nie powiem, żebym się nudził i wyszedł niezadowolony.

Zdanie na temat remake’owania azjatyckich horrorów przez Hollywood są podzielone, ale według mnie jeśli wychodzi z tego coś niezłego to dlaczego nie. Szczególnie, że oryginały już dawno przestały trącić oryginalnością (ale zdanie, łooo) i na dobrą sprawę też stały się nudne i przewidywalne do bólu. Skoro więc mam do czynienia z takim filmem, to już wolę obejrzeć bliższą mi kulturowo amerykańską wersję. No chyba, że jest jeszcze bardziej nudna niż oryginał (vide „Dark Water”).

I jeszcze coś miałem dopisać, ale przerwałem na parę minut, a teraz już nie wiem, co to miało być. 4(6), nie było źle. Jeśli się nie zna oryginału, to na pewno warto rzucić okiem. A jeśli się zna… na dwoje babka wróżyła.

***

Na Bollyfestiwal chodzę. Trochę o „Guru” tutaj a tutaj o „Yuva”.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004