×

Ocalałem prowadzony na rzeź, cz.1 – Piątek

Co ja przeżyłem w weekend… Paaaanie…

No i siedzę w tej Wawce u Asi, która kazała mi się gloryfikować w tej notce, więc co jakiś czas będę wtrącał, że Ją gloryfikuję, a tu się okazuje (no dobra, wiedziałem na co się piszę przyjeżdżając), że czeka mnie w weekend bollywoodzka impreza domowa z gatunku „przez większość czasu ja sam i kilka kobitek ogarniętych bollywoodzkim szałem”. Przez jakieś, ja wiem, ze 20% czasu wspomagało mnie dwóch innych Bogu ducha winnych facetów, ale przez pozostałe 80% tylko ja i One, Bollysiuśmajtki zaproszone przez gloryfikowaną przeze mnie Asię. A no i była jeszcze tektura. Tektura wygląda tak i niedługo zniknie raz a dobrze z tego domu, bo mi działa na nerw ten goły chłopek z majtami na wierzchu:

Przy okazji na tym zdjęciu widać, co najważniejsze jest dla Asi, gdy w jednym pokoju znajduję się ja i tektura.

Wszystko zaczęło się w piątek. Ledwo zdołałem wstać około jedenastej, a tu już rozpoczął się desant bollysiuśmajtkowy w postaci Jingi. Przybyła i od razu się zaczęło bollysiuśmajtkowanie z krótkimi przerwami na dysputy o krzywym członku męskim (to są i żeńskie?). BTW, wiecie jak cieszy się na mój przyjazd i wita mnie gloryfikowana przeze mnie Asia, gdy przyjeżdżam? Tym razem powitała mnie przeciągłym ziewnięciem (podpowiada mi tu za uchem, że to było radosne ziewnięcie), a chwilę potem, gdy zwróciłem Jej uwagę, ze sama mi mówiła, że nieładnie używać komórki przy gościu, a teraz sama jej używa, powiedziała mi, cytuję: „ale ty nie jesteś gościem”… A dla odmiany jak cieszy się na przyjazd przyjaciółek bollysiuśmajtkowych? Tańczy z radości przez parę minut:

Eeech… No, ale wróćmy do sedna.

Dysputy o krzywym członku przerywane były również lamentami Asi, że trzeba posprzątać. Ja dla odmiany miałem inny chytry plan. Otóż pomyślałem sobie, że gości zagnamy do sprzątania, a sami nie będziemy się przemęczać. No bo kurde skoro impreza ma być w sobotę, a One przyjeżdżają w piątek to kurde co, trudno. Ściera, zmiota i sprzątać. Na zachętę wymyśliłem, że damy im czas wolny od 19. co ostatecznie powinno je przekonać do pomocy przy szorowaniu podłogi w kiblu. Sama Asia nie była jednak przekonana do mojego pomysłu, a i Jinga mruknęła, że Ona jest stworzona do wyższych celów. Odmruknąłem, że dobrze, wyślemy Ją zatem do sprzątania strychu… Dalej twierdzę, że pomysł był dobry, ale niestety nie został zrealizowany. Asia poszła machać ścierą, a my z Jingą dzielnie Jej sekundowaliśmy:

I tak w trakcie pierwszego mycia podłogi w kuchni pojawili się kolejni goście w postaci Shanti i Karo, które razem ze sobą przywiozły opowieści o wizycie Szaruka w Berlinie. Sześć godzin później dalej o nich opowiadały, a ja dostałem smsa od Luca. Luc to taki kolega po fachu, który również zmaga się ze swoją Bollysiuśmajtką w domu, więc wie, co i jak. Kochany napisał mi słowa otuchy, że słyszał, że weekend spędzam z 9. Bollysiuśmajtkami i żebym się trzymał i że może być (na pewno będzie) ciężko, a to, co dzieje się do tej pory należy pomnożyć przez jakieś trzy. Pogadaliśmy przez telefon z Nim i z Jego żoną Dyumną (pozdrawiam), którą poinformowałem, że chcę kubek z Szarukiem. Anobo Karo przywiozła taki ładny kubek z Szarukiem zrobiony przez Dyumnę („ja wymyślam, a Luc robi” 😉 ) i Asia (gloryfikuję!) zapragnęła mieć taki sam. I wymyśliła, że skoro ja znam Dyumną dużo dłużej niż Ona, to najlepiej jak ja poproszę o kubek dla siebie do pary (bo Asia oczywiście ma już kubek z Szarukiem i ze dwa z tyn, jak mu tam, Masz… Mach… Muce… Maheszem), bo po znajomości szybciej taki dostanę. Pośmiałem się do złej gry i wróciłem do słuchania opowieści o tym, jakie to miękkie włosy ma Szaruk i o tym… hmm, no o tym, jakie to miękkie włosy ma Szaruk. A na wypadek, gdybym nie wiedział, to potem dowiedziałem się, jakie to miękkie włosy ma Szaruk. A wszystkie te niesamowite historie o Szaruku poznaliśmy z ust największego szarukowego świra jakiego znam, Shanti, o której jeszcze tu będzie i której dzielnie sekundowała Karo:

A potem było… scrabble. Standardowo wygrałem. Ciężko nie było, bo fruwały po planszy takie słowa jak „pisaż”, a niektórzy (gloryfikowana przeze mnie Asia) nie czaili czyja jest kolejka. No tak. Bo wicie, siedzimy przy planszy i przychodzi kolej Asi. Wszyscy czekamy z zapartym tchem, co też ułoży, ale wiemy, że chwilę może to potrwać. Mija minuta, dwie, pięć… W końcu dla zabicia czasu Karo mówi, że Ona ma już gotowe swoje słowo. Shanti dodaje, że też, a zaraz za Nią Asia informuje, że Ona też już od dawna ma słowo… Taaak… Nie było ciężko wygrać. Dobrze, że choć Karo trzymała fason i była bliska nakopania mnie w zad. No i potwierdzała moje informacje o tym, że nie, nie wolno ułożyć angielskiego skrótu na hinduskiego kogoś tam. Tylko mnie jednemu mogłyby nie uwierzyć, a tak to miałem poparcie kogoś, komu bardziej ufają niż mnie, który nie rozumie, jak ważna jest miękkość włosów Szaruka.

Z ciekawych informacji nie związanych z Bollywood, które poznałem podczas gry w scrabble należy jeszcze wymienić zwierzenie Shanti, która poinformowała nas, że Ona jest dobra, ale w amerykańskie gry planszowe. Kiedy zapytaliśmy, w jakie, opowiedziała nam zasady jednej z takich gier. Otóż przy stołach siedzi dużo ludzi i każdy dostaje kartki z zadaniami do wykonania. Należy udawać małpę, drapać się po dupie, pokazywać cycki i inne takie. Tylko dwie osoby mają te same zadania i do graczy należy odnalezienie na sali osoby, która ma takie same zadania. Gra ciekawa, ale wzbudzająca masę pytań, np. takie: a do czego w tej grze plansza? „Do losowania kolejności” otrzymywania kartki z zadaniami chyba, nie pamiętam już…

Po drugiej partyjce scrabble’a przyjechała Beatita i w końcu powiedziała coś mądrego (a czekałem na coś takiego przez cały dzień!). Zapytała mianowicie czy coś pijemy (tę Mądrą Kobietę poznacie w następnym odcinku). A my… poszliśmy spać. I tak nadeszła sobota…

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004