×

Rozwiązanie zagadki blipowej

Co to jest kilkadziesiąt oszalałych bab z wąsami i maczetami? Maraton filmów Tolly i Kollywoodzkich w Łodzi. Byłem, widziałem, przeżyłem. Tyle gadania było o tych maczetach w filmach T i K i co? I nic! Ani pół maczety przez 9 godzin. Oszustwo! Mordobicia też mało było. A miało być dużo. I krwi też tylko troszeczkę. Jestem zawiedziony – wolę Bollywood.

Obejrzeliśmy trzy filmy. Nie chce mi się sprawdzać jak się pisze tytuły, więc strzelam:

– „Pournami” – fajne do połowy. Potem nudzi. Przegapiłem moment, w którym mówią, że teraz będzie retrospekcja i przez następne pół godziny siedziałem z miną „łot a fak?”. Potem towarzyszka z siedzenia obok powiedziała mi, że to retrospekcja i przez nastepne pół godziny oburzałem się, że nie powiedzieli. Podobno powiedzieli, ale ja tam do końca nie jestem przekonany.

Sam film opowiada o hinduskim Elvisie Presleyu (Prabhas, z którym chajtnęła się Arwena, a ja tego nie zauważyłem, bo, cytuję: „byłeś zajęty czym innym”) i o lasce, która jak zatańczy to spadnie deszcz, a jak nie zatańczy to nie będzie padać. No i potem już typowe kung fu – trening laski, która uczy się tańczyć tak, żeby deszcz spadł. A w międzyczasie standardowo o nieszczęśliwej miłości i o ślepych przeciwnikach, którzy nie potrafią odróżnić Trishy od Prabhasa.

– „Anniyan” – o tym już pisałem, bo widziałem wcześniej i drugi raz nie będę pisał. Może tyle, że w kinie nie wydał się lepszy. No ale przydał się, bo przynajmniej Prakash w nim zagrał w przeciwieństwie do dwóch pozostałych. A ja myślałem, że on gra wcześniej. Tak samo jak z tymi maczetami… Normalnie był to wieczór wielkich zawodów – wszystko było inaczej niż myślałem. Filmowych zawodów. Bo niefilmowo to było standardowo. Wszyscy wszystkich kochali tylko mnie nikt nie kochał. Kochali Prabhasa, Sidusia, Mahesha, Prakasha, Vikrama itd., a Quentina kurna nikt. Normalnie spada ego jak cholera na takich maratonach.

– „Aaata” – total porażka. Nuda do kwadratu, ból zębów i skołatanej o czwartej nad ranem duszy zamkniętej w ciasny fotel, w którym zasnąć ciężko, a chciałoby się, bo trzy godziny takich nudów o tej godzinie to dawka śmiertelna dla zwykłego śmiertelna. Nie, serio. Ten film było total koszmar. Za to Siddharta fajny, wskoczył na drugie miejsce moich ulubionych południowców. Po NTR-ze of koz, którego na maratonie zabrakło. Tyle, że jak w takich marnych filmach grywa to nie będę miał okazji ani ochoty przekonać się, że rzeczywiście jest fajny.

A film o gościu, który wychował się w kinie i w życiu doroślejszym rzuca filmowymi cytatami itp. Problem w tym, że przeważnie cytatami zze starych ichniejszych filmów, więc i tak nie kumałem. No i ten gościu zakochuje się w… dziewczyni! Cóż za odmiana. Dziewczynę ścigają oprychy na czele z takim łysym, niedobrym strasznie. No i tak trzy godziny a na koniec twist. Nawet niezły, ale film i tak koszmar.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004