×

„Ludzie z Syndykatu” – część pierwsza: „Romek”

Dr Ewie za natchnienie dziękuję 😉 Źródło natchnienia w tym wątku na bloxowym forum.

***

Romek rozejrzał się po pokoju i nerwowym wzrokiem zarejestrował wskazówki ściennego zegara, które, przysiągłby, że poruszały się przynajmniej trzy razy szybciej niż zwykle. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w nieruchomy cyferblat i z przerażeniem stwierdził, że północ zbliżała się coraz prędzej. Została zaledwie godzina. Wiedział, że zamiast gapić się na zegar powinien lepiej napisać jakąś notkę, ale jego dłonie były zbyt zdrętwiałe ze strachu by pisać. Zresztą niewiele by zmieniła ta notka napisana na trochę ponad godzinę przed ogłoszeniem nowego notowania bloxowego Topu. To była zdecydowanie najgorsza niedziela jego życia.

Wszystko zaczęło się jakieś pół roku temu. Na pomysł prowadzenia bloga wpadł zupełnie przypadkiem i pod wpływem impulsu. Miał dużo wolnego czasu i wiele do przekazania światu. Te pierwsze dni tworzenia czegoś od zupełnego zera były dla niego źródłem szczęścia – nareszcie znalazł jakiś dodatkowy sens życia. Życia, które pomimo pracy i dziewczyny wydawało mu się takie nijakie i puste. Chciał znaczyć coś więcej dla ludzi, być latarnią morską w mrokach życia. Pisał więc swoje przemyślenia na temat padołu łez, w którym wszyscy żyjemy i wysyłał je w świat przy pomocy Internetu. W pierwszym tygodniu pisania bloga przysiągłby, że czuje się zupełnie tak samo jak musiał czuć się Marcel Proust pisząc „W poszukiwaniu straconego czasu” i wiedział, że już wkrótce świat pozna się na jego przemyśleniach. Tyle tylko, że minął tydzień, potem drugi, trzeci a nic nie wskazywało na to, że ktoś w ogóle zaglądał na blog Romka. Wewnętrzne statystyki utrzymywały się na poziomie minimalnym, a więcej niż kilkanaście wizyt było prawdziwym świętem. Wyglądało na to, że nikogo nie obchodzi pisanina Romka – nie było żadnych komentarzy, podziękowań za dobre rady, nie było niczego. Latarnia morska zgasła, choć dopiero co ją zapalił. Wróciła szara monotonia życia.

I wtedy pojawili się Oni. Nie wiedział skąd się wzięli, nie wiedział jak mieli na imię, nie wiedział jak go znaleźli. Był przecież zwykłym Romkiem, takim samym Romkiem jak setki innych Romków w Polsce. A jednak przyszli do niego, zapukali do drzwi i nieproszeni weszli do jego życia. Co gorsza czuli się jak u siebie.
– Nic się nie martw – przeszedł od razu do rzeczy mały i gruby facio z wąsem. Jego towarzysz obowiązkowo był wysoki i chudy jak patyk. Obaj ubrani w czarne dżinsy, czarne skóry i złote łańcuchy błyszczące nad czarnymi koszulkami. – Nie zabawimy tu długo.
– Kim w ogóle jesteście? – Wykrztusił blady Romek, gdy zaskoczenie w końcu przywróciło mu mowę.
– A to akurat nie ma żadnego znaczenia – odparł Chudy. – Liczy się tylko to, że jesteś w poważnych kłopotach.
Romek zbladł jeszcze bardziej, choć wydawało się to niemożliwe.
– Ale panowie…
– Moglibyśmy ubrać to, co mamy do powiedzenia, w ładne słowa, moglibyśmy owijać w wełnę…
– W bawełnę – poprawił Grubego Chudy. Gruby spojrzał na niego spode łba i kontynuował swoje przemówienie:
– Mówiąc wprost: masz cztery miesiące na to, żeby znaleźć się w Top100 na blox.pl.
– Bo? – Spytał drżącym głosem Romek. Chudy podszedł do niego i zaczął jedno po drugim rzucać na biurko zdjęcia z Polaroida przedstawiające blade, zastygłe w martwym grymasie twarze.
– Matylda69, Bezwstydnick, Dżony_771, MłodaJagoda, Tulismanore – wyliczał rzucając kolejne zdjęcia. Po około dwudziestym przestał. – Paniał?
„Dziwny nick” – pomyślał Romek.
– ZROZUMIAŁ?! – Wrzasnął Chudy.
– Ale… ja… po co… jak to… dlaczego… – jąkał się Romek.
– Będziemy tu dzwonić co parę dni, żebyś o nas nie zapomniał – poklepał go po plecach Chudy. – Miłego blogowania – dodał i tak jak szybko się pojawili tak zniknęli.

Pierwszy dzień po wizycie tej dziwnej dwójki był dla Romka okropny, ale kiedy zdołał przespać kilka godzin i gdy z okien przywitał go piękny dzień, uznał, że pewnie to wszystko mu się śniło. Wizyta dwóch skórzanych bandytów od bloxa była tak abstrakcyjna, że przecież nie mogła wydarzyć się naprawdę. I pewnie byłby o niej zapomniał całkowicie, gdyby nie to, że zgodnie z zapowiedzią zadzwonili do niego trzy dni później i przypomnieli o swoim istnieniu. Romek znów wpadł w panikę. Przez kolejne dwa dni nie jadł, nie pił, nie spał, nie włączał komputera, nie istniał. W końcu jednak ostatkiem sił wziął się w garść i postanowił coś zrobić.

Zadanie nie było łatwe. Pisał bloga od ponad miesiąca a nic nie wskazywało na to, że zbliża się choćby do Top1000 a co dopiero mówić o pierwszej setce. W pisanie bloga wkładał całe swoje serce i całą duszę, nie mógł więc dać z siebie jeszcze więcej. A skoro to, co miał do przekazania światu nie było wystarczające, to jak mógł sprawić, żeby jego blog w końcu był czytany, komentowany i podziwiany? Wydawało mu się to niemożliwe, a to oznaczało tylko jedno: ponowną wizytę smutnych panów uzbrojonych w Polaroid gotowy do strzału nad jego martwym truchłem. Z której strony by nie rozpatrywał swojej sytuacji, wydawała się być beznadziejną i nie mieć wyjścia. Niecałe cztery miesiące na dostanie się do Top100? Mission impossible.

I wtedy doznał olśnienia.

„Syndykat to miejsce, w którym chcemy zgromadzić ciekawe blogi tematyczne. Będzie można je tam w prosty sposób znaleźć i przeglądać” – spoglądał w te słowa wyświetlone przypadkowym kliknięciem na ekranie monitora i nie mógł uwierzyć, że to prawda. Kolejne były jeszcze bardziej entuzjastyczne: „Syndykat ma za zadanie kierować ruch do ciekawych blogów. Główne miejsca w których będziemy promować blogi należące do Syndykatu to strona główna portalu gazeta.pl, strona główna Blox.pl oraz strony artykułów zamieszczanych na portalu”. Romek w jednej chwili zobaczył światełko w tunelu beznadziei prowadzącym do śmierci. Z każdym słowem spijanym z monitora światełko rozjaśniało mrok i stawało się coraz bardziej wyraźne i dominujące. Latarnia morska znów zapałała pełnym światłem. Teraz musiał tylko znaleźć ciekawy temat, o którym miałby coś do powiedzenia.

W tej euforii nie zauważył, że „Trzeba pisać dobrego bloga na Blox.pl i zostać przyjętym. Zgłosić może się każdy ale większe szanse na przyjęcie mają blogi z „tematem przewodnim”, istniejące dłużej niż 6 miesięcy i regularnie aktualizowane”.

Kiedy to w końcu zobaczył, uznał, że nie ma nic do stracenia. Syndykat był jego jedyną szansą na zaistnienie i znalezienie się w gronie stu najlepszych blogów. Zapora sześciu miesięcy była nie do przeskoczenia, ale przecież młodsze blogi nie były bezapelacyjnie wyłączone z prawa ubiegania się o Syndykat, też mogły próbował. Romek uznał więc, że zmieni profil swojego bloga, popisze na nim miesiąc z dziką regularnością, a potem spróbuje wysłać zgłoszenie i mieć nadzieję na przyjęcie do tego elitarnego grona. Jak postanowił, tak zrobił.

Z kolejnych dwóch miesięcy pamiętał jedynie katorżniczą pracę nad swoim blogiem. Dziękował w myślach Bogu, że w swojej pracy miał dostęp do komputera i również wtedy mógł działać na rzecz swojego zakątka blogosfery. Nawet nie spodziewał się, że najtrudniejszym w ciągu tych dwóch miesięcy będzie wymyślenie tematu swojego bloga. Zajęło mu całe dwa tygodnie, żeby w końcu się zdecydować na wybranie jednego tematu. Temat musiał być oryginalny, no i przede wszystkim Romek musiał się w nim dobrze orientować, bo przecież nie można codziennie i ciekawie pisać o czymś, czego się nie zna. Wybór padł na dziury w polskich drogach. Przecież było ich pięć razy więcej niż polskich dróg, więc stanowiły niewyczerpany temat inspiracji a dodatkowo dwuletnia przeszłość Romka jako kierowcy TIR-a sprawiała, że czuł się ekspertem w tym temacie. Zaczął więc pisać na obrany temat, zakupił cyfrówkę, żeby móc robić zdjęcia, a także nauczył się na pamięć całego css.blox.pl, by tylko móc sprawić, że jego blog będzie miał atrakcyjną oprawę wizualną. I tak, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, upiększał swojego bloga, aż w końcu nadszedł dzień, w którym postanowił zgłosić go do Syndykatu.

Oczekiwanie na decyzję władz Bloxa było ponad nerwy Romka. Zwolnił się na tydzień z pracy, bo nie mógł sobie nigdzie znaleźć miejsca, ani skupić się na niczym. Jak robot aktualizował swojego bloga, ale nic ponadto nie był w stanie wykonać. Kiedy zaś minął tydzień oczekiwania na odpowiedź, wiedział już, że wszystko stracone. I wtedy, w tym najczarniejszym dniu swojego życia, ta jedna biało-niebieska ikonka w tray-u jego komputera dała mu nową nadzieję i siłę do dalszego życia. Przeczytał maila i wiedział, że został przyjęty w szeregi Syndykatu.

Do końca wyznaczonego przez Chudego i Grubego terminu pozostało półtora miesiąca. Bez pomocy Syndykatu zdołał znaleźć się jedynie na 834. miejscu w rankingu, co zapewne uznałby za sukces, gdyby nie goniący go „deadline”. Sprawy jednak przybrały inny obrót wraz ze wstąpieniem do Syndykatu. Kolejny tydzień to miejsce 666., następny 546., potem spadek na 701., ale w kolejnym duży awans na 321. miejsce. Blog o dziurach w polskich drogach był coraz bardziej popularny. Romkowi zostały dwa tygodnie.

Romek spojrzał po raz kolejny na ścienny zegar. Do północy w nocy z niedzieli na poniedziałek zostało zaledwie trzy minuty. Serce Romka biło jak oszalałe, jego dłonie trzęsły się ze strachu i z zimna, a on i tak pocił się niemiłosiernie. Przełknął ślinę, ale niewiele to pomogło jego suchemu gardłu. Drżącymi dłońmi otworzył stronę z rankingiem blogów. Wciąż był na 197. miejscu, ale już za parę minut miało się to zmienić. Wóz albo przewóz. Położył palec na klawiszu F5 i w momencie wybicia północy nacisnął go. Strona z topem odświeżyła się, ale zmian w kolejności blogów nie było. Romek wiedział, że potrwa to, co najmniej, kilka minut zanim dostępna będzie nowa klasyfikacja, ale mimo to z uporem maniaka wciskał, co parę chwil F5 znadzieją, że zobaczy swój blog w pierwszej setce. 00:01, F5, nic. 00:02, F5, nic. 00:03, F5, nic. 00:04, F5, nic. 00:05, F5, nic. 00:10, F5, nic…

Nagły terkot dzwonka telefonu przeraził Romka śmiertelnie. W zupełnej ciszy wbijał się w jego uszy niczym drobne szpilki sprawiające maksymalny ból. Z każdym dzwonkiem sygnał był coraz głośniejszy, ale Romek najpierw musiał sprawdzić czy nie dostał zawału. Puls chyba przekraczał 200, ale poza tym wszystko wydawało się w porządku. Podniósł słuchawkę i drżącym głosem wydukał:
– Słucham?
W odpowiedzi usłyszał tylko jedno słowo:
– Gratuluję.
Chwilę potem rozmowa została rozłączona. Romek przez chwilę nie mógł zebrać myśli, ale automatycznym ruchem wcisnął po raz kolejny F5. Jego blog był na 99. miejscu.

Po raz pierwszy poczuł się jak prawdziwy Człowiek z Syndykatu.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004